Polacy oszaleli na punkcie biegania

Polacy oszaleli na punkcie biegania

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc 
Polacy oszaleli na punkcie biegania. Dla zdrowia, dla przyjemności, dla przełamania własnych słabości. A może dlatego, że wypada nadążać za resztą świata.

Na ulicach, szosach i polnych dróżkach, w mieście i na wsi – wszędzie można spotkać ludzi biegnących równym tempem, bez zadyszki, w sportowych butach i profesjonalnych strojach. Jest ich coraz więcej. Bieganie jest modne. Stało się najbardziej popularną aktywnością fizyczną uprawianą przez Polaków, co potwierdzają wyniki badania Sponsoring Monitor (2012/2013 ARC Rynek i Opinia). Według nich liczba osób biegających w Polsce w ciągu ostatnich czterech lat zwiększyła się ponadtrzykrotnie. W pewnych kręgach nie biegać już po prostu nie wypada.

– Przede wszystkim chciałam zacząć się ruszać, żeby się dobrze czuć. To była pierwsza aktywność, o której pomyślałam. Miałam 22 lata – mówi Paulina Sykut, prezenterka Polsatu, która od kilku lat biega niemal codziennie. Dziennikarka Beata Sadowska w dzieciństwie trenowała lekkoatletykę na warszawskiej Legii, ale duch rywalizacji, który panował w Wojskowym Klubie Sportowym, skutecznie zniechęcił ją do sportu. Zaczęła biegać po 15 latach przerwy.

– Na początku ma się wrażenie, że płuca zostaną gdzieś po drodze i że już nigdy nie złapie się oddechu, nigdy nie uda się biegać równym krokiem. Ale to przychodzi bardzo szybko. Po dwóch tygodniach organizm zaczyna się przełamywać. Po dwóch miesiącach z biegania czerpie się wyłącznie przyjemność ­– mówi Sadowska. Biegania nienawidził Maciej Dowbor. Trafił jednak do projektu promującego bieganie w Polsce.

Mądre początki

Doświadczeni biegacze przestrzegają przed zbyt brawurowym i nieumiejętnym rozpoczynaniem treningów. Paulina Sykut radzi, żeby najpierw popracować nad mięśniami. Należy przeznaczyć na to nawet trzy miesiące. – Ja zaczynałam biegać intuicyjnie i pojawiły się problemy z kolanami. Mąż (również biega) doradził mi, żebym pochodziła na siłownię i wzmocniła mięśnie. Dolegliwości minęły – wspomina.

Maciej Dowbor miał skłonności do szarżowania: – Na początku sądziłem, że za każdym razem muszę biegać coraz szybciej. Dumny dzwoniłem do trenera, że pobiegłem 5 km w jeszcze lepszym tempie. A to kompletnie nie o to chodzi, żeby przyjmować takie enerdowskie założenie, że sport to potworny wysiłek, ból i łzy. Bzdurą kompletną jest zarzynanie swojego organizmu. To się często kończy zakwasami, zmęczeniem, kontuzjami. Człowiek się może zniechęcić i rzucić to. Powinno się zaczynać od marszobiegów i racjonalnego, adekwatnego do naszych możliwości planu treningowego. Potem krok po kroku dochodzi się do tego, że można biegać 10, 15, 20 km.

A gdy już się to osiągnie, budzi się pokusa, by powiedzieć B, czyli wystartować w maratonie. Można zacząć od biegów organizowanych w Polsce, jak Maraton Warszawski, który odbywa się na jesieni. Kilkanaście lat temu startowało w nim niespełna tysiąc osób, ale w zeszłym roku na trasę wybiegło ok. 7 tys. biegaczy. Metę 8. Półmaratonu Warszawskiego w marcu tego roku przekroczyło ponad 10 tys. osób. Więcej biegło tylko w warszawskim Nike Human Race w 2009 r., ale na dystansie 10 km. Polacy coraz chętniej jednak demonstrują siłę swoich nóg poza krajem. Beata Sadowska po kilku miesiącach biegania założyła się ze swoim trenerem, że wystartuje w maratonie. W ciągu pięciu lat wzięła udział w dwunastu. – Tak mi się spodobało, że w zeszłym roku przebiegłam cztery maratony. Na szczęście odwołali maraton w Nowym Jorku, bo przebiegłabym pięć. To nie jest zdrowe ani do końca mądre. Nabawiłam się przeciążeniowego złamania kości. Po tym trzeba po prostu odpuścić i przez jakiś czas nie biegać – mówi.

Zamiast plaży

– Biegi masowe wywołały rozwój zjawiska zwanego turystyką biegową. Maratony są obecnie organizowanie praktycznie wszędzie. Biegacze zabierają z sobą rodzinę lub znajomych. Zamiast jechać gdzieś na dwa tygodnie, żeby leżeć na plaży, wolą wybrać się trzy razy w roku na przedłużony weekend, przebiec maraton, a przy okazji pozwiedzać i odpocząć – mówi Robert Celiński, członek prestiżowej organizacji Seven Continents Club (zrzesza osoby, które ukończyły maratony na siedmiu kontynentach) i prawdopodobnie pierwszy Polak w Six Star Finishers (osoby, które ukończyły sześć największych maratonów świata).

Rosnąca popularność tych biegów sprawia, że miejsca startowe w najsłynniejszych maratonach stają się towarem deficytowym. Kiedy późną jesienią 2012 r. uruchomiono zapisy na 40. edycję maratonu w Berlinie, która odbędzie się 29 września 2013 r., prawie 40 tys. miejsc rozeszło się w ciągu zaledwie trzech godzin. W Berlinie nie obowiązują kryteria czasowe – kto pierwszy się zgłosi, ten lepszy. Podobnie w Paryżu, Chicago czy Tokio – tam również zapisy kończą się na kilka miesięcy przed startem. By się zakwalifikować do Nowego Jorku lub Londynu, trzeba naprawdę szybko biegać. Powolniejsi amatorzy mogą wystartować, jeżeli dopisze im szczęście w losowaniu. Do udziału w nowojorskiej loterii maratońskiej zgłasza się co roku ok. 100 tys. osób.

Więcej w tekście  w najnowszym "Wprost".

Nowy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .