Amerykanie nazywają to „siwym dolarem”. Kino przypomniało sobie o dojrzałych widzach. To dla nich powstaje fala filmów o starych ludziach intensywnie przeżywających schyłek życia.
Nie Ryan Gosling, nie Matt Damon, nawet nie Mathieu Amalric. Canneńską nagrodę aktorską zdobył 76-letni Bruce Dern, który w w „Nebrasce” Alexandre'a Payne'a zagrał starego, upartego faceta wracającego po latach do miejsca urodzenia.
- To najlepsza rola, jaką dostałem w karierze, czekałem na nią całe życie - mówił w Cannes Dern. I wskazywał swoje ekranowe partnerki Angelę McEwan i June Squibb, również dobijające osiemdziesiątki: - Jeśli ktoś nie lubi patrzeć na takie twarze, coś jest z nim nie tak.
Filmowcy pokochali dojrzałe twarze. Społeczeństwo starzeje się, ludzie nie tylko dłużej żyją, ale i dłużej pozostają w dobrej kondycji. A to oznacza nowy target i nowe tematy zarówno dla kina artystycznego, jak i dla hollywoodzkich studiów. Ekrany zalewa fala filmów o starości, dojrzałej miłości i świecie pokolenia seniorów.
25 proc. amerykańskich widzów skończyło pięćdziesiąt lat, z czego ponad połowa sześćdziesiąt. Nic dziwnego, że producenci zainteresowali się dojrzałymi kinomanami, którzy domagają się filmów o ich rzeczywistości i problemach. I mają pieniądze, by kupić bilet na seans. „Hotel Marigold” o indyjskim domu opieki dla Brytyjczyków zwrócił się ponad dziesięciokrotnie przynosząc 137 milionów dolarów zysku. „Dwoje do poprawki” zarobiło 114 mln. Na canneńskich targach filmowych zawrotne sumy osiągały projekty poświęcone ludziom dojrzałym. The Weinstein Company wzbudziła furorę płacąc 6,5 miliona za prawo do dystrybucji w Stanach, Kanadzie i Hiszpanii „Philomeny” Stephena Frearsa.
Zmieniają się też same filmy. We współczesnym kinie coraz silniej odbijają się dylematy starzejących się społeczeństw. Reżyserzy opowiadają historie bohaterów, którzy nie chcą być ciężarem dla swoich dzieci, gdy coraz mocniej dotyka ich choroba. Jednym z najważniejszych filmów zeszłego roku była „Miłość” Michaela Hanekego. Ale również pojawiają się portrety ludzi, którzy od nowa odkrywają radość życia. Po usamodzielnieniu się dzieci i przejściu na emeryturę koncentrują się na sobie. Realizują dawne marzenia, chcą bawić się, czerpać z życia, kochać. Robią wszystko, na co wcześniej im nie starczało czasu. O starzeniu się z godnością, bez rezygnowania ze swoich pasji opowiedzieli Dustin Hoffman w „Kwartecie" i Stephan Robellin w „Zamieszkajmy razem”. W Hollywood powstała cała seria romansów po sześćdziesiątce: „To skomplikowane”, „Dwoje do poprawki”, „Wielkie wesele”, „Wesele w Sorrento”. Starość przedarła się nawet do amerykańskiej animacji adresowanej przecież głównie do dzieci, jak Pixarowski „Odlot”.
- Walt Disney mawiał, że w filmach muszą być i śmiech i łzy - twierdził jeden z dyrektorów Pixara John Lasseter - Poza dobrym humorem trzeba mieć serce. Chcieliśmy dzieciom przypomnieć, że ich dziadkowie też czują, kochają, tęsknią. Że mają nie tylko wspomnienia, ale i dzień dzisiejszy.
Więcej w najnowszym "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
- To najlepsza rola, jaką dostałem w karierze, czekałem na nią całe życie - mówił w Cannes Dern. I wskazywał swoje ekranowe partnerki Angelę McEwan i June Squibb, również dobijające osiemdziesiątki: - Jeśli ktoś nie lubi patrzeć na takie twarze, coś jest z nim nie tak.
Filmowcy pokochali dojrzałe twarze. Społeczeństwo starzeje się, ludzie nie tylko dłużej żyją, ale i dłużej pozostają w dobrej kondycji. A to oznacza nowy target i nowe tematy zarówno dla kina artystycznego, jak i dla hollywoodzkich studiów. Ekrany zalewa fala filmów o starości, dojrzałej miłości i świecie pokolenia seniorów.
25 proc. amerykańskich widzów skończyło pięćdziesiąt lat, z czego ponad połowa sześćdziesiąt. Nic dziwnego, że producenci zainteresowali się dojrzałymi kinomanami, którzy domagają się filmów o ich rzeczywistości i problemach. I mają pieniądze, by kupić bilet na seans. „Hotel Marigold” o indyjskim domu opieki dla Brytyjczyków zwrócił się ponad dziesięciokrotnie przynosząc 137 milionów dolarów zysku. „Dwoje do poprawki” zarobiło 114 mln. Na canneńskich targach filmowych zawrotne sumy osiągały projekty poświęcone ludziom dojrzałym. The Weinstein Company wzbudziła furorę płacąc 6,5 miliona za prawo do dystrybucji w Stanach, Kanadzie i Hiszpanii „Philomeny” Stephena Frearsa.
Zmieniają się też same filmy. We współczesnym kinie coraz silniej odbijają się dylematy starzejących się społeczeństw. Reżyserzy opowiadają historie bohaterów, którzy nie chcą być ciężarem dla swoich dzieci, gdy coraz mocniej dotyka ich choroba. Jednym z najważniejszych filmów zeszłego roku była „Miłość” Michaela Hanekego. Ale również pojawiają się portrety ludzi, którzy od nowa odkrywają radość życia. Po usamodzielnieniu się dzieci i przejściu na emeryturę koncentrują się na sobie. Realizują dawne marzenia, chcą bawić się, czerpać z życia, kochać. Robią wszystko, na co wcześniej im nie starczało czasu. O starzeniu się z godnością, bez rezygnowania ze swoich pasji opowiedzieli Dustin Hoffman w „Kwartecie" i Stephan Robellin w „Zamieszkajmy razem”. W Hollywood powstała cała seria romansów po sześćdziesiątce: „To skomplikowane”, „Dwoje do poprawki”, „Wielkie wesele”, „Wesele w Sorrento”. Starość przedarła się nawet do amerykańskiej animacji adresowanej przecież głównie do dzieci, jak Pixarowski „Odlot”.
- Walt Disney mawiał, że w filmach muszą być i śmiech i łzy - twierdził jeden z dyrektorów Pixara John Lasseter - Poza dobrym humorem trzeba mieć serce. Chcieliśmy dzieciom przypomnieć, że ich dziadkowie też czują, kochają, tęsknią. Że mają nie tylko wspomnienia, ale i dzień dzisiejszy.
Więcej w najnowszym "Wprost", który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .