W pierwszym dniu po długim weekendzie nie należy spodziewać się politycznych bomb. Od godz. 10.00 premier Tusk będzie przebywał z wizytą w 32. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku, gdzie spotka się z m.in. żołnierzami.
W poniedziałek warto jednak zwrócić uwagę na sondaż Homo Homini, który publikuje "Rzeczpospolita". Z badania wynika, że 43 proc. Polaków opowiada się za skróceniem kadencji Sejmu i rozpisaniem przedterminowych wyborów parlamentarnych.
Skrócenie kadencji Sejmu byłoby trudne do przeprowadzenia zarówno z politycznego, jak i technicznego punktu widzenia. Donald Tusk dobrze pamięta, że Jarosław Kaczyński, który w 2007 roku zgodził się na przyśpieszone wybory, do dzisiaj trwa w opozycji. Nie jest zresztą wykluczone, że przy dzisiejszych nastrojach wybory wygrałby PiS. Formacja miałaby prawdopodobnie problem ze stworzeniem rządu większościowego, więc koniec końców mogłaby powstać koalicja PO-PSL-SLD. W praktyce jednak byłby to rząd przegranych. Przynajmniej tak mówiłby Jarosław Kaczyński.
Poza tym do skrócenia kadencji Sejmu potrzeba większości 2/3 głosów. Według Homo Homini, 82 proc. wyborców PiS chce wprawdzie przyśpieszonych wyborów, ale według informacji "Rz", prezes Kaczyński nie poparłby przyśpieszonych wyborów, bo liczy na dalsze osłabienie Platformy. Partia Donalda Tuska jest w kryzysie, więc paradoksalnie taka taktyka ma sens.
Innym wariantem jest odrzucenie budżetu, co też skończyłoby się przedterminowymi wyborami. Ale po pierwsze, do głosowania jeszcze trochę czasu, a po drugie, trudno byłoby wytłumaczyć wyborcom racjonalne powody głosowania przeciwko własnemu rządowi. Przecież koalicja jest w miarę stabilna. Natomiast dymisja rządu i tzw. trzy konstytucyjne kroki, jak mówił w niedawnym wywiadzie dla "Wprost" Paweł Piskorski, oznaczają 92 kompromitujące dni, w czasie których trzeba odrzucać kandydatury na premiera, prezentowane przez własnego prezydenta.
Temat przyśpieszonych wyborów, podobnie jak zmiany koalicjanta, powraca zresztą jak bumerang. Na początku 2012 roku radio RMF FM podało, że Donald Tusk sonduje prominentnych polityków Platformy w sprawie zmiany koalicjanta. Z kolei po małym koalicyjnym kryzysie w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego politycy PO w mediach mówili, że zmiana koalicji to jeden z wariantów. Oba warianty to political fiction. Dlatego nic dziwnego, że Tusk zdecydował się na przyśpieszone wybory. Ale tylko w Platformie Obywatelskiej.
Skrócenie kadencji Sejmu byłoby trudne do przeprowadzenia zarówno z politycznego, jak i technicznego punktu widzenia. Donald Tusk dobrze pamięta, że Jarosław Kaczyński, który w 2007 roku zgodził się na przyśpieszone wybory, do dzisiaj trwa w opozycji. Nie jest zresztą wykluczone, że przy dzisiejszych nastrojach wybory wygrałby PiS. Formacja miałaby prawdopodobnie problem ze stworzeniem rządu większościowego, więc koniec końców mogłaby powstać koalicja PO-PSL-SLD. W praktyce jednak byłby to rząd przegranych. Przynajmniej tak mówiłby Jarosław Kaczyński.
Poza tym do skrócenia kadencji Sejmu potrzeba większości 2/3 głosów. Według Homo Homini, 82 proc. wyborców PiS chce wprawdzie przyśpieszonych wyborów, ale według informacji "Rz", prezes Kaczyński nie poparłby przyśpieszonych wyborów, bo liczy na dalsze osłabienie Platformy. Partia Donalda Tuska jest w kryzysie, więc paradoksalnie taka taktyka ma sens.
Innym wariantem jest odrzucenie budżetu, co też skończyłoby się przedterminowymi wyborami. Ale po pierwsze, do głosowania jeszcze trochę czasu, a po drugie, trudno byłoby wytłumaczyć wyborcom racjonalne powody głosowania przeciwko własnemu rządowi. Przecież koalicja jest w miarę stabilna. Natomiast dymisja rządu i tzw. trzy konstytucyjne kroki, jak mówił w niedawnym wywiadzie dla "Wprost" Paweł Piskorski, oznaczają 92 kompromitujące dni, w czasie których trzeba odrzucać kandydatury na premiera, prezentowane przez własnego prezydenta.
Temat przyśpieszonych wyborów, podobnie jak zmiany koalicjanta, powraca zresztą jak bumerang. Na początku 2012 roku radio RMF FM podało, że Donald Tusk sonduje prominentnych polityków Platformy w sprawie zmiany koalicjanta. Z kolei po małym koalicyjnym kryzysie w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego politycy PO w mediach mówili, że zmiana koalicji to jeden z wariantów. Oba warianty to political fiction. Dlatego nic dziwnego, że Tusk zdecydował się na przyśpieszone wybory. Ale tylko w Platformie Obywatelskiej.