Karaczany, mączniki czy Szarańcza to nie tylko smaczne jedzenie, ale też sposób na przemysłową produkcję ekologicznej żywności. Trzeba tylko zwalczyć obrzydzenie.
Zawierają więcej białka niż wołowina, znikome ilości tłuszczu i chitynę, która działa podobnie do błonnika. Rosną sześć razy szybciej niż świnie. Żywią się odpadami roślinnymi. Na wyprodukowanie kilograma potrzeba około szklanki wody, podczas gdy świnie i krowy zużywają jej hektolitry. Można je zabijać w sposób humanitarny, bo jak wszystkie organizmy zmiennocieplne w niskiej temperaturze zapadają w głęboki sen. Na dodatek ich produkcja pozostawia znikomy ślad węglowy, w przeciwieństwie do hodowli zwierząt rzeźnych. Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała niedawno raport o tym, że jedzenie owadów mogłoby się przyczynić nie tylko do opanowania głodu na świecie, ale i zmniejszenia zanieczyszczeń środowiska. Według jego autorów do celów konsumpcyjnych wykorzystujemy ok. 1,9 tys. gatunków insektów. Są one pokarmem dla ponad dwóch miliardów ludzi, głównie w Afryce i Azji.
Na Zachodzie jednak główną barierą przed ich zjadaniem jest niczym nieuzasadniony wstręt konsumentów. Dowód? Eksperyment, w którym badanym dano do zjedzenia dwa klopsiki, nie informując ich o składzie potraw. Dziewięciu na dziesięciu badanych uznało, że klopsik z mięsa świńskiego wymieszanego pół na pół z owadzim jest smaczniejszy niż przyrządzony bez jego dodatku. Dlaczego zatem większość z nas uważa owady za niejadalne? – Uprzedzenie do owadów to głównie efekt kultury chrześcijańskiej. Począwszy od starotestamentowej plagi szarańczy, po współczesne przedstawienia diabła owady uosabiają zło – wyjaśnia Aleksandra Drzał- -Sierocka, kulturoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Tak jak pies czy świnia są uznawane za zwierzęta nieczyste w kulturze muzułmańskiej.
Karaczan na talerzu
Dlatego owady na naszych talerzach to wciąż fanaberia. W Korei Południowej czy Chinach przekąskę z prażonych karaczanów można kupić na ulicy, jak u nas kupuje się frytki. – Na- wyki kulinarne zmieniają się powoli, chyba że nagle owady staną się modne dzięki jakiemuś celebrycie czy ekstrawaganckiemu kucharzowi – uważa Drzał-Sierocka. Pierwsze jaskółki już są. Duńska restauracja Noma serwująca m.in. mrówki i sfermentowane koniki polne zbiera nagrody za najlepszą kuchnię. Podobne lokale funkcjonują w Holandii i Niemczech. Otwarta kilkanaście miesięcy temu restauracja z owadami w Budapeszcie wciąż przeżywa oblężenie. Na brak klientów nie narzekała także pierwsza polska owadzia restauracja, która kilka miesięcy działała na warszawskim Ursynowie. Jedzenie owadów wciąż jednak budzi u nas takie emocje jak skok na bungee.
Propagowaniem entomofagii w Polsce zajmuje się Jakub Korczak, kucharz i organizator festiwali Good Food Fest. Najbliższy odbędzie się pod koniec czerwca w warszawskiej Królikarni. Na stole pojawią się karaczany, szarańczaki, mączniki i drewnojady. – Smakują znakomicie – opowiada kucharz. – Na początku jest lekkie chrupnięcie, a potem w środku trafiamy na mięciutkie rozpływające się w ustach mięsko.
Korczak zapewnia, że owady można prażyć, smażyć, gotować, piec, podawać na surowo. Jako przekąskę, dodatek do dania głównego albo wykwintnej sałatki. Karmione cynamonem, trawą cytrynową czy innymi przyprawami przechodzą ich smakiem i aromatem. – To efekt szybkiego metabolizmu – dodaje fachowo Jakub Urbański, który też promuje jedzenie z owadów. On jednak uważa, że kluczem do kulinarnej przyszłości owadów są firmy zajmujące się masową produkcją żywności. Jego zdaniem mączka z owadów może z powodzeniem zastąpić białko sojowe czy tzw. mom – mięso oddzielane mechanicznie stosowane w produkcji większości wędlin. A także mączkę rybną czy kostną dodawaną do pasz dla zwierząt. – Owady są zdrowsze i zawierają o wiele więcej wartości odżywczych niż te dodatki – mówi z przekonaniem.
Polscy żywieniowcy nie chcą się wypowiadać na temat wykorzystywania owadów do celów pokarmowych. Zasłaniają się brakiem badań. Twierdzą, że to daleka przyszłość, skoro mamy łatwo dostępne źródła białka pochodzącego z tradycyjnych zwierząt hodowlanych. Podobnie niezainteresowani wydają się politycy. Na straży tradycyjnego jedzenia stoi potężne lobby mięsne i rolne.
Więcej w artykule Rafała Pisery w najnowszym (23/2013) numerze tygodnika "Wprost".
Na Zachodzie jednak główną barierą przed ich zjadaniem jest niczym nieuzasadniony wstręt konsumentów. Dowód? Eksperyment, w którym badanym dano do zjedzenia dwa klopsiki, nie informując ich o składzie potraw. Dziewięciu na dziesięciu badanych uznało, że klopsik z mięsa świńskiego wymieszanego pół na pół z owadzim jest smaczniejszy niż przyrządzony bez jego dodatku. Dlaczego zatem większość z nas uważa owady za niejadalne? – Uprzedzenie do owadów to głównie efekt kultury chrześcijańskiej. Począwszy od starotestamentowej plagi szarańczy, po współczesne przedstawienia diabła owady uosabiają zło – wyjaśnia Aleksandra Drzał- -Sierocka, kulturoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Tak jak pies czy świnia są uznawane za zwierzęta nieczyste w kulturze muzułmańskiej.
Karaczan na talerzu
Dlatego owady na naszych talerzach to wciąż fanaberia. W Korei Południowej czy Chinach przekąskę z prażonych karaczanów można kupić na ulicy, jak u nas kupuje się frytki. – Na- wyki kulinarne zmieniają się powoli, chyba że nagle owady staną się modne dzięki jakiemuś celebrycie czy ekstrawaganckiemu kucharzowi – uważa Drzał-Sierocka. Pierwsze jaskółki już są. Duńska restauracja Noma serwująca m.in. mrówki i sfermentowane koniki polne zbiera nagrody za najlepszą kuchnię. Podobne lokale funkcjonują w Holandii i Niemczech. Otwarta kilkanaście miesięcy temu restauracja z owadami w Budapeszcie wciąż przeżywa oblężenie. Na brak klientów nie narzekała także pierwsza polska owadzia restauracja, która kilka miesięcy działała na warszawskim Ursynowie. Jedzenie owadów wciąż jednak budzi u nas takie emocje jak skok na bungee.
Propagowaniem entomofagii w Polsce zajmuje się Jakub Korczak, kucharz i organizator festiwali Good Food Fest. Najbliższy odbędzie się pod koniec czerwca w warszawskiej Królikarni. Na stole pojawią się karaczany, szarańczaki, mączniki i drewnojady. – Smakują znakomicie – opowiada kucharz. – Na początku jest lekkie chrupnięcie, a potem w środku trafiamy na mięciutkie rozpływające się w ustach mięsko.
Korczak zapewnia, że owady można prażyć, smażyć, gotować, piec, podawać na surowo. Jako przekąskę, dodatek do dania głównego albo wykwintnej sałatki. Karmione cynamonem, trawą cytrynową czy innymi przyprawami przechodzą ich smakiem i aromatem. – To efekt szybkiego metabolizmu – dodaje fachowo Jakub Urbański, który też promuje jedzenie z owadów. On jednak uważa, że kluczem do kulinarnej przyszłości owadów są firmy zajmujące się masową produkcją żywności. Jego zdaniem mączka z owadów może z powodzeniem zastąpić białko sojowe czy tzw. mom – mięso oddzielane mechanicznie stosowane w produkcji większości wędlin. A także mączkę rybną czy kostną dodawaną do pasz dla zwierząt. – Owady są zdrowsze i zawierają o wiele więcej wartości odżywczych niż te dodatki – mówi z przekonaniem.
Polscy żywieniowcy nie chcą się wypowiadać na temat wykorzystywania owadów do celów pokarmowych. Zasłaniają się brakiem badań. Twierdzą, że to daleka przyszłość, skoro mamy łatwo dostępne źródła białka pochodzącego z tradycyjnych zwierząt hodowlanych. Podobnie niezainteresowani wydają się politycy. Na straży tradycyjnego jedzenia stoi potężne lobby mięsne i rolne.
Więcej w artykule Rafała Pisery w najnowszym (23/2013) numerze tygodnika "Wprost".
Nowy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .