O Radwańskich i Janowiczu rozpisują się najważniejsze gazety świata. Zachwycają się stylem Agnieszki, walecznością Urszuli i nietuzinkowym talentem oraz barwną osobowością Jerzego. Doceniają ich miejsca w światowych rankingach. W Polsce przeważnie tylko jęczymy, że Isia przegrała z „jakąś tam Sarą Errani”, a Jerzyk bardziej koncentruje się na wrzeszczeniu, awanturach z sędziami i robieniu show niż ogrywaniu Wawrinki. Typowe. Nikt nie pamięta, że parę lat temu na mapie światowego tenisa Polska w ogóle nie istniała, a zakończony właśnie paryski turniej był ogromnym sukcesem, największym w całej historii polskiego tenisa, chociaż żadna z naszych gwiazd nie doszła nawet do półfinałów. Tego, że po raz pierwszy od lat 70. o naszym tenisie jest naprawdę głośno, władze nie zauważają. Inwestycje w tę dyscyplinę są nieporównywalnie niższe niż ponoszone z publicznej kasy nakłady na coraz bardziej żenującą polską reprezentację piłkarską czy sporty zimowe. Nowy szef Polskiego Związku Tenisa, znany biznesmen Krzysztof Suski, wierzy, że jest w stanie to zmienić. Na razie zadeklarował coroczne dofinansowanie tenisa w Polsce niebagatelną kwotą 1 mln zł. Z własnej, nie z państwowej kieszeni.
Ma z czego. Na liście najbogatszych Polaków „Wprost” zajmuje 35. miejsce. Jego majątek szacowany jest na 650 mln zł. Suski sfinansował już turniej dla najmłodszych tenisistów. Chce też m.in. stworzyć cztery regionalne ośrodki szkoleniowe i zapowiedział umowy stypendialne dla utalentowanych juniorów. Suski o Radwańskich i Janowiczu mówi z dumą. – Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że Jerzy będzie w trzydziestce, brałbym to w ciemno. Dziś jest 23. w rankingu światowym. To wspaniały wynik. Tym bardziej że chłopak jest jeszcze młody. Niezwykle ambitny i ma papiery na co najmniej pierwszą dziesiątkę – stwierdza Krzysztof Suski. Promocyjny potencjał Radwańskich i Janowicza chce wykorzystać do popularyzacji tenisa i zmiany jego postrzegania w Polsce. – Ludziom w kraju tenis kojarzy się tylko z Wimbledonem i Rolandem Garrosem. Widzą trybuny, na których ktoś popija szampana i przegryza go truskawkami, i myślą, że to taka zabawa dla elit. A tak nie jest. Nie musi być – podkreśla Suski. – Ludzie związani z tenisem wiedzą, że pokazanie się na takich turniejach to dla zawodnika i jego rodziny ciężka, obarczona ryzykiem, bo przecież zwycięstwa wcale nie muszą przyjść, praca. Sukcesy okupione są wieloletnimi wyrzeczeniami, ogromnymi nakładami finansowymi, gigantycznym wysiłkiem. Wejście do światowej setki to już jest naprawdę wielki sukces, o czym większość kibiców nie ma pojęcia – dodaje.
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .