Odarci z prywatności

Odarci z prywatności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawo nie chroni nas przed inwigilacją (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Wiedzą o nas wszystko. W każdej chwili mogą tego użyć. Prawo nie chroni nas przed nieustającą inwigilacją.
Wstajesz rano, włączasz komputer, zaglądasz do internetu, wychodzisz z domu, mijasz bank, parę sklepów, jedziesz metrem, tramwajem, dzwonisz, piszesz SMS. Zostawiłeś już kilkadziesiąt śladów w gigantycznej bazie danych o sobie. Nie masz wpływu na to, gdzie będą przechowywane i jak zostaną wykorzystane. A jeśli interesują się tobą służby, o prawie do ochrony prywatności możesz ostatecznie zapomnieć. – Służby mogą śledzić całą naszą korespondencję, naszą obecność, przemieszczanie się, mogą prowadzić obserwację, zakładać podsłuchy w telefonie w miejscu zamieszkania. Teoretycznie ich możliwości ograniczają ustawy. Jednak obecne uprawnienia służb są nieprecyzyjne. Dzięki dziurom prawnym można używać np. mikrofonów kierunkowych albo precyzyjnych narzędzi typu GPS – wylicza Katarzyna Szymielewicz, szefowa fundacji Panoptykon.

Inwigilacyjny skandal

W USA właśnie wybuchła kolejna afera inwigilacyjna. Największa jak dotąd. Okazuje się, że dzięki programowi PRISM amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa i FBI mają dostęp do serwerów, na których przechowywane są wszelkie dane zbierane przez firmy internetowe, takie jak Microsoft, Yahoo!, Google, Facebook, Paltalk, AOL, Skype, YouTube i Apple. PRISM powstał już w 2007 r., umożliwia przechwytywanie przychodzących do USA z zagranicy poufnych danych: zdjęć, rozmów, e-maili czy danych z portali społecznościowych. Bez nakazu sądowego. Do zeszłego tygodnia tylko nieliczni mieli świadomość jego istnienia i skali szpiegowania użytkowników sieci. Komentatorzy zaznaczają, że jeśli istnienie programu się potwierdzi, firmy takie jak Google czy Facebook przeżyją gigantyczny kryzys wizerunkowy. Ale niekoniecznie. Rząd USA i firmy wybiorą zapewne najskuteczniejszą strategię, czyli zamęt informacyjny. Jedni będą udawać naiwne zaskoczenie, a drudzy mówić o dobru obywateli oraz ich bezpieczeństwie. To już się dzieje: – Nigdy nie słyszeliśmy o PRISM – ogłosiło Google. – Nie dajemy żadnej agencji rządowej bezpośredniego dostępu do naszych serwerów – wtóruje mu Apple. – Informacje zbierane dzięki programowi to najważniejsze informacje wywiadowcze. Chronimy naród przed zagrożeniami – ogłosił wywiad USA. O to chodzi w tej grze. W końcu burza w mediach minie, a ludzie wrócą do swoich zajęć.

Na naszym podwórku skala inwigilacji jest nie mniejsza. W tej chwili polskie służby i policja mają wprawdzie ograniczony dostęp do danych o nas. Na dostęp do treści naszych rozmów czy listów muszą mieć zgodę prokuratury i sądu. – Jednak do metadanych – informacji „gdzie, co, z kim”, czyli o naszej lokalizacji, czasie wykonywanych połączeń itp. – mają dostęp swobodny. Metadane operatorzy telekomunikacyjni przechowują przez rok. W tym czasie policja może do nich sięgać i z nich korzystać – mówi Szymielewicz.

Policja korzysta też z zapisów kamer monitoringu miejskiego. W Warszawie jest ich 414. Nieco mniej w Poznaniu (356), Gliwicach (100), Białymstoku (103), Gdańsku (117), Gdyni (136). Wielokrotnie więcej urządzeń rejestrujących jest zainstalowanych na osiedlach strzeżonych, w szkołach, bankach, urzędach i setkach różnego typu instytucji. Z ich zapisów służby też mogą korzystać. Premier Donald Tusk i szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz zapowiedzieli, że to się zmieni, i ogłosili początek prac nad ustawą „przeciw Wielkiemu Bratu”, która ma ograniczyć służbom specjalnym i firmom możliwości inwigilacji obywateli. Nowe przepisy będą lepiej chronić naszą prywatność, bo ograniczą możliwości montażu kamer w sklepach, na klatkach schodowych, w pokojach hotelowych i gabinetach lekarskich, a także skrócą do 40 dni okres przechowywania nagrań z monitoringu. Utrudnią też służbom i policji wgląd w dane telekomunikacyjne. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi, bo prace legislacyjne dopiero ruszają. Wiadomo jednak, że regulacje nie obejmą inwigilacji w sieci, bo jak powiedział minister Sienkiewicz: „W kwestii internetu nie mamy pełnej jasności, nie wiemy też, czy technicznie jest to do przeprowadzenia”. A akurat w tej przestrzeni brak jakichkolwiek przepisów staje się coraz bardziej palącym problemem.

Cały artykuł można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .