Najważniejszą polityczną informacją dnia jest sondaż Millward Brown SA dla "Faktów" TVN. W badaniu PiS zdobywa 35 proc. poparcia, a PO 26 proc., co oznacza, że przewaga między formacją Jarosława Kaczyńskiego a partią rządzącą wynosi prawie 10 punktów procentowych.
Zwolennicy Platformy mogą się pocieszać, że zmobilizuje to kierownictwo do większej aktywności. Rząd ostatnio zaczyna chwalić się sukcesami, ale takie informacje raczej się nie przebijają. Poza tym dołowanie Platformy to już trend, który trudno będzie zatrzymać.
Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w ostatniej "Polityce" postawili tezę, że w Platformie wszyscy wpatrują się w jeden punkt podziałki na słupku partyjnych sondaży – z liczbą 20 proc. Panuje przekonanie, że jeśli spadną poniżej tego progu, to koniec. Trafność tej teorii potwierdza Leszek Miller, jeden z najbardziej doświadczonych polskich polityków.
Platforma w 2011 roku wygrała wybory, uzyskując prawie 40-procentowe poparcie. Partia Donalda Tuska do Sejmu wprowadziła ponad 200 posłów. Posłowie z tylnych szeregów będą powoli się orientować, że ich szansa na reelekcję jest iluzoryczna. Jeżeli Tusk nie zdoła odbudować poparcia, to klub PO będzie po prostu mniejszy.
Poniżej 20 proc. zaczną się ruchy odśrodkowe. Przywództwo Tuska zacznie być podważane. To dla premiera problem, bo dotychczas rządził silną ręką, a w najbliższym czasie partia będzie wybierać przewodniczącego partii. Ostateczny wynik, bo o przegranej nie ma raczej mowy, może być kluczowy. W interesie Grzegorza Schetyny jest dalsze słabnięcie premiera Tuska.
Jarosław Gowin rano w TVN24 nie wykluczył, że w wyborach na przewodniczącego PO pojawi się trzeci kandydat. O takim scenariuszu mówił w zeszłym tygodniu Paweł Piskorski w "Polsce the Times". Tą osobą miałaby być kobieta, wykreowana przez premiera. Z drugiej strony, rozgrywka z Gowinem może być dla Tuska korzystna. Krakowski konserwatysta nie jest w partii lubiany, chociaż jego hasła o szybszych reformach mogą przekonywać. To paradoks: światopoglądowo konserwatysta, gospodarczo liberał, nie jest w stanie przekonać do siebie członków partii. Może byłoby inaczej, gdyby w kwestiach ideologicznych był bliżej centrum.
Mariusz Janicki i Wiesław Władyka w ostatniej "Polityce" postawili tezę, że w Platformie wszyscy wpatrują się w jeden punkt podziałki na słupku partyjnych sondaży – z liczbą 20 proc. Panuje przekonanie, że jeśli spadną poniżej tego progu, to koniec. Trafność tej teorii potwierdza Leszek Miller, jeden z najbardziej doświadczonych polskich polityków.
Platforma w 2011 roku wygrała wybory, uzyskując prawie 40-procentowe poparcie. Partia Donalda Tuska do Sejmu wprowadziła ponad 200 posłów. Posłowie z tylnych szeregów będą powoli się orientować, że ich szansa na reelekcję jest iluzoryczna. Jeżeli Tusk nie zdoła odbudować poparcia, to klub PO będzie po prostu mniejszy.
Poniżej 20 proc. zaczną się ruchy odśrodkowe. Przywództwo Tuska zacznie być podważane. To dla premiera problem, bo dotychczas rządził silną ręką, a w najbliższym czasie partia będzie wybierać przewodniczącego partii. Ostateczny wynik, bo o przegranej nie ma raczej mowy, może być kluczowy. W interesie Grzegorza Schetyny jest dalsze słabnięcie premiera Tuska.
Jarosław Gowin rano w TVN24 nie wykluczył, że w wyborach na przewodniczącego PO pojawi się trzeci kandydat. O takim scenariuszu mówił w zeszłym tygodniu Paweł Piskorski w "Polsce the Times". Tą osobą miałaby być kobieta, wykreowana przez premiera. Z drugiej strony, rozgrywka z Gowinem może być dla Tuska korzystna. Krakowski konserwatysta nie jest w partii lubiany, chociaż jego hasła o szybszych reformach mogą przekonywać. To paradoks: światopoglądowo konserwatysta, gospodarczo liberał, nie jest w stanie przekonać do siebie członków partii. Może byłoby inaczej, gdyby w kwestiach ideologicznych był bliżej centrum.