Pornokino umiera jęcząc

Pornokino umiera jęcząc

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Jeszcze kilka lat temu polski rynek pornograficzny wart był jakieś 100-120 mln zł. Teraz znacznie mniej. Magazyny zwijają się i zmniejszają nakłady. Profesjonalna produkcja filmów z ostrą erotyką praktycznie zamarła. Sporządnieliśmy?
Gdy podczas targów Eroticon w 2002 r. Klaudia Figura biła seksualny rekord świata pisały o tym także nobliwe gazety, reportaże z wydarzenia pokazywały mainstreamowe telewizje. Jasne, że bez szczegółów, ale jednak. Dziewczyna była chyba jedyną w Polsce aktorka porno mającą status prawdziwej gwiazdy. Fani, wywiady, zdjęcia, wysokie jak na nasze warunki kontrakty. Teraz Klaudia jest nobliwą businesswoman. Od paru lat mieszka w Wiedniu i prowadzi tam klub. Do czasów szczytowej porno kariery nie bardzo chce wracać. Nie, raczej nie wstydzi się rekordu, ani ponad 10. lat kręcenia filmów i bycia gwiazdą Pink Pressu, największego pornograficznego wydawnictwa w Polsce. Teraz po prostu zajmuje się inną działalnością.

Krzyśka epizod w gejowskim porno kosztował konflikt z rodziną i wyprowadzkę z podwarszawskiej wsi. Tam tolerancja dla inności była zerowa. Zabawne, że ostracyzm społeczny zdecydowanie się zmniejszył, gdy sąsiedzi zobaczyli Krzyśka w kolejnej produkcji. Tym razem hetero. Dla jego bliskich większym problemem okazał się nie fakt pokazywania się nago w sytuacjach bardzo intymnych, tylko orientacja seksualna.

Stefan i Krystyna ze Śląska chcieli tylko trochę zarobić na tym, co i tak jako małżeństwo z paroletnim stażem setki razy robili w sypialni. Zarobili. W sumie 300 zł. Kosztowało ich to bagaż, z którego zostali okradzeni w pociągu - i lekkie załamanie nerwowe, gdy okazało się, że występ na żywo, przed publicznością targów erotycznych, jednak ich przerósł. Szczególnie jego.

Złota era porno

Parę lat temu wielkość światowego rynku pornograficznego szacowano na 97 mld dolarów rocznie. Z tego ponad 70 proc. przypada na Stany Zjednoczone. Teraz wiadomo, że rynek skurczył się o mniej więcej 30 proc.

Koniec lat 90. XX wieku i pierwsze lata wieku XXI to był złoty okres branży. Także w Polsce. Wtedy internet był u nas jeszcze w powijakach, telewizje kablowe tez ledwie zaczynały raczkować, a ich oferta dla rzeszy zwolenników „świerszczyków” była mało interesująca. Za to sytuacja prawna po 1998 r, kiedy nastąpiła legalizująca pornografię nowelizacja kodeksu karnego, stworzyła idealne warunki do rozkwitu branży. – Właściwie czas prosperity zaczął się już od końca 1989 r. Wtedy, choć teoretycznie nielegalna, prasa erotyczna legalnie sprzedawana była w kioskach, a organa ścigania specjalnie się nią nie interesowały – mówi Krzysztof Garwatowski, jeden z szefów wydawnictwa Pink Press, od połowy lat 90. największego gracza na polskim rynku porno. Od 1998 r. po zmianie kodeksu karnego regulującej rynek porno nastąpił jego gwałtowny wzrost.

Apogeum przypadło na lata 2000-2005. Wtedy na rynku było 75 tytułów o różnej periodyczności po kilkadziesiąt tysięcy jednorazowego nakładu każdy, z czego Pink Press wydawał aż 50. Boom przyszedł wraz z modą na dołączanie gadżetów. Głównie filmowych. – Na początku na kasetach VHS, potem płytach CD i DVD. Rodzima produkcja filmów erotycznych kwitła – wspomina Garwatowski.

W takiej złotej erze polskiego porno Zygmunt Gołąb , autor paradokumentalnej powieści „Tylko seks”, zaczął swą krótką przygodę z branżą. Pracował wówczas jako producent filmów erotycznych i sesji zdjęciowych w jednej z największych firm na naszym różowym rynku. Branżę poznawał od podszewki. Wcześniej o jej funkcjonowaniu nie miał pojęcia.

Jak rozwijał się pornorynek w Polsce i dlaczego obecnie zamiera - o tym można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, który od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .