Pieje kogut. Krowy snują się po zboczach gór. Tu droga dobiega do granic państwa, dalej już Słowacja. Muszynka, 400 mieszkańców i trzech hiphopowców z Zero Alpa. Rapują: „Tak, tak, jestem stodołersem, pozdrawiam oponentów tym oczywistym gestem”. Hip-hop to kultura miejska. Narodziła się wśród młodzieży z blokowisk. Rytmicznymi wersami, niedbałym ubiorem i ulicznym tańcem wykrzykiwali swoje problemy. Rapowali o życiu bez szans czy patologicznych rodzinach. I tę muzykę wybrało trzech chłopaków ze wsi. Nie z bloków, tylko – metaforycznie – ze stodoły. Co mogą wiedzieć o hip-hopie? Ano mogą. Zamiast betonu wokół mają pasy zieleni, dziękują Bogu za kawałek chleba i chcą udowodnić, że choć nie zostali wychowani przez ulicę, też mogą świetnie rymować. „Stodołersi” to kontrolowana autoironia.
Zjadacie miasta
– Kiedy zaczęliśmy pisać teksty, robić pierwsze bity, mieliśmy po 12 lat. Natrafiliśmy na film dokumentalny Sylwestra Latkowskiego „Blokersi”. Obejrzeliśmy i zajaraliśmy się tematem jeszcze bardziej. W żartach jeden z nas powiedział: Skoro jesteśmy ze wsi, to nie jesteśmy blokersami. To kim możemy być? Wtedy stwierdziliśmy: Jesteśmy stodołersami – Marek „Altey” Jaśkiewicz. Kiedy zaczęli koncertować, spadła na nich fala krytyki. Nie z powodu rymów, tylko pochodzenia. – Byliśmy masakrycznie wręcz dyskryminowani przez ludzi z miast. Uważali: o czym mogą śpiewać ludzie ze wsi? Hasła były takie: do buraków, do ziemniaków, do kopania, a nie do hip-hopu! Nas to dotykało – przyznaje Altey. Aż w końcu wyrośli z przejmowania się krytyką. – Głupie gadanie jeszcze głupszych ludzi. Nie możemy robić rapu, bo na wsi ma być tylko folklor, remizy, festyny i dożynki? – odpiera ataki Marek. – W końcu przypomnieliśmy sobie hasło „stodołersi” sprzed prawie dziesięciu lat i pomyśleliśmy: a zróbmy taki kawałek. Na przekór. To był ryzykowny projekt, liczyliśmy się z tym, że wdepczą nas w ziemię – dorzuca. Zrobili i są zadowoleni.
Bo powiedzieli, co myślą: bycie ze wsi to nie jest wstyd. – Może był kiedyś. A dziś to ludzie z miast się wynoszą na wieś, jeśli mogą sobie na to pozwolić – podkreśla Grzegorz „Poldi” Pawluk. – Nie damy sobie wmówić, że jesteśmy gorsi, bo jeśli ktoś tak myśli, to jest skazany na porażkę – dodaje. Sami nagrywają teledyski. Kiedy wypuścili parę kawałków, pojawiło się sporo komentarzy w stylu: „zjadacie trzy czwarte polskich raperów z miasta”. Mimo że nie rymują ciągle o problemach. – My się tak nie żalimy. Mamy częściej przekaz pozytywny. Żeby się nie załamywać, tylko iść dalej – wylicza Poldi. Marek dorzuca, że oczywiście problemy mają, tylko rymują o nich dość ogólnie: – Młodzież wiejska ma ich nawet więcej niż w mieście. Tam mogą narzekać głównie na zbyt dużo wolnego czasu. U nas zawsze jest jakaś praca. W dorosłym życiu też mamy pod górkę, bo na wsi nie ma zatrudnienia. Jest mnóstwo problemów, o których można śpiewać, tylko że my nie chcemy narzekać. Nawet jeśli dzieje się coś złego, to mamy tyle piękna wokół. To doceniamy i o tym też śpiewamy.
Pierwszy koncert mieli w 2000 r. Dziś mają po 24–25 lat. Hip-hop to dla nich hobby. Altey jest po ogólniaku. Projektuje i pozycjonuje strony internetowe, ciągnie go do mediów. Stworzył z kolegą blog i portal hiphopowy. Poldi skończył ekonoma i studia z zarządzania. Inwestuje na giełdzie. Jest kierownikiem zmiany na stacji. Trzeci, Marcin Rembiasz – Lui-G – prowadził własny biznes. Jest instruktorem narciarskim. Wyjechał pozarabiać w Holandii, bo ma już rodzinę na utrzymaniu. Nie mieli w domu wielkich tradycji muzycznych, choć Altey brał lekcje gry na pianinie, klarnecie i keyboardzie. Potem mógł to wykorzystać w hip-hopie. Zafascynowała ich w nim bezpośredniość i sposób przekazu, odróżniający tę muzykę od popu, w którym teksty są lekkie. Dla nich – wręcz prymitywne. – Ciężko jest znaleźć rapera, który składa swoje rymy tak strasznie prosto. To jest już wyższa szkoła jazdy. W świecie, gdzie były różowe popówki, nagle do nas dotarło to uderzenie świeżości – opowiada Altey.
Na wsi świetnie ich przyjęli. Ludzie wciąż pytają, kiedy będzie trzecia płyta. „Stodołersów” napisali prawie w tym samym czasie co Donatan „Równonoc”. Opowiada w niej hip- -hopem o słowiańskim życiu. Miastowi kręcili teledyski na wsi, bo: „Kiedyś miasto było wsią, więc wszyscy jesteśmy ze wsi”. Kawałek „Nie lubimy robić”, w którym wieśniaczka ubija masło, w ciągu tygodnia miał 2,4 mln odtworzeń. Płyta zrobiła furorę. Tyle że za „Równonocą” stała duża wytwórnia miejska. A za „Stodołersami” tylko prawdziwa wieś.
Materiał ukazał się w numerze 29/2013 tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .