Niemiecka federacja piłkarska zachęca piłkarzy gejów do ujawnienia swojej orientacji. Na Zachodzie pada ostatni bastion homofobii.
Pytanie: Czy będą problemy pod prysznicem? Odpowiedź: Homoseksualni mężczyźni, podobnie jak heteroseksualni, nie myślą wyłącznie o seksie. Broszura, którą w połowie lipca wydała niemiecka federacja piłkarska DFB, zawiera więcej podobnych pytań i odpowiedzi. Licząca 28 stron publikacja została rozesłana do wszystkich 26 tys. klubów piłki nożnej zarejestrowanych w Niemczech. Czytać mają ją prezesi, trenerzy, kibice. No i piłkarze – przede wszystkim ci homoseksualni. Książeczka niesie dobrą nowinę: geje w piłce są OK, powinni się ujawnić, dostaną od środowiska pełne wsparcie. Autorzy uczą, jak dokonać coming outu. Jedna z dobrych rad: najlepiej po sezonie, żeby media i środowisko miały czas to przetrawić. Ogłoszeniu antyhomofobicznej kampanii towarzyszyła konferencja w Berlinie, na której najpotężniejsi ludzie niemieckiej piłki, z prezesem DFB Wolfgangiem Niersbachem na czele, wygłosili peany na cześć różnorodności i zapowiedzieli walkę z jakimikolwiek przejawami niechęci do homopiłkarzy. Kilka miesięcy wcześniej do wspólnej integracyjnej inicjatywy „Idź swoją drogą” Bundesliga i DFB zaprosiły samą Angelę Merkel. – Wiem, że wyjście wymaga odwagi i siły. Zapewniam piłkarzy: w tym kraju nie musicie się bać tego, kim jesteście – powiedziała kanclerz, trzymając piłkę w dłoniach. Takie akcje jak ta niemiecka planują piłkarscy włodarze w innych krajach. Wyjścia z szaf wielu gejowskich futbolistów są tylko kwestią czasu.
Królowie żelu
– Kiełbachy w górę i pakujemy w d… frajerów! – odezwa, którą miał ponoć wygłosić na odprawie przed jednym z meczów reprezentacji trener Janusz Wójcik (niekwestionowany prymus polskiej myśli szkoleniowej) dobrze oddaje złożoną naturę piłkarskiej obyczajowości. Z jednej strony bojowe zawołanie, z drugiej – homoerotyczna zachęta. Brutalna walka bark w bark, faule, połamane nogi. Ale jednocześnie całowanie, ściskanie i poklepywanie po pośladkach po zdobyciu bramki. Wymiana przepoconych koszulek po meczu. Zawodowi piłkarze są też ikonami zjawiska, które w połowie lat 90. nazwano metroseksualizmem – zniewieścienia mężczyzn objawiającego się karykaturalną dbałością o własne ciało, ubiór i fryzurę. Królem stylu przez kilkanaście lat był David Beckham. Dziś nikt nie podaje w wątpliwość panowania Cristiana Ronalda.
Dyskusje co do seksualnych upodobań futbolowych gwiazd to stały temat bulwarówek, serwisów plotkarskich i forów. Zdarza się, że sami piłkarze dostarczają argumentów mocniejszych niż żel i wydepilowane brwi. Bohaterami jednej z homoafer w Hiszpanii byli gwiazdorzy Barcelony Gerard Piqué i Zlatan Ibrahimović, sfotografowani w 2010 r. na parkingu w pozie sugerującej, że chwilę później lub wcześniej mogli się całować. Oczywiście równie dobrze mogli gadać o tłumikach albo o dziewczynach (pierwszy to partner Shakiry, drugi ma dwóch synów z modelką Heleną Seger), ale plotkarze wiedzieli swoje. – Ibra, jesteś zły z tego powodu? – pyta dziennikarka, przystawiając Ibrahimoviciowi do twarzy zdjęcie z Piquém. – Przyjdź do mnie do domu, to pokażę ci, czy jestem pedałem – odpowiada Ibra. – I przyprowadź swoją siostrę.
Celuj w tyłek
Wściekły Ibrahimović użył hiszpańskiego słowa „maricón”, które w zależności od kontekstu może być mniej lub bardziej obraźliwe. Według artykułu w „Sports Illustrated” z 2005 r. za uwłaczające uznał je Emile Griffith w jednej z najsłynniejszych walk bokserskich wszech czasów. W 1962 r. pochodzący z Wysp Dziewiczych pięściarz zmierzył się w nowojorskiej Madison Square Garden z Kubańczykiem Bennym Paretem. Po 12 rundach morderczej bitwy Griffith dopadł przeciwnika przy linach i przez kilkanaście sekund okładał go bez opamiętania wściekłą serią, jakiej nie widział boks. W końcu sędzia przerwał jatkę, Paret padł na deski i już nie odzyskał przytomności. Dziesięć dni później zmarł. Autorzy „Sports Illustrated” twierdzą, że furię Griffitha wywołało słowo „maricón”, jakie Paret szeptał mu do ucha podczas walki. Griffith dopiero wiele lat po zakończeniu kariery przestał ukrywać swoją homoseksualną orientację. Kiedy walczył z Paretem, homoseksualizm był zakazany nie tylko w sporcie. W większości krajów sodomię karano więzieniem. Jednak gdy w następnych dekadach prawo i obyczaje zaczęły się zmieniać i gejów zaakceptowały show-biznes, polityka, a nawet armia – męski sport pozostał oazą homofobii. W 1990 r. z szafy wyszedł pierwszy piłkarz – Brytyjczyk Justin Fashanu. Nie zaakceptowali tego ani jego trener w Nottingham Forest, legendarny Brian Clough („Jak masz ochotę na jagnięcinę, to idziesz do rzeźnika. Dlaczego on łazi po tych ohydnych klubach dla ciot?”), ani koledzy z boiska, ani kibice, a nawet jego brat („Umywam od niego ręce”). Uważany za talent czystej wody Fashanu, pierwszy czarnoskóry piłkarz, za którego zapłacono milion funtów, wyjechał z Anglii i grał w półamatorskich klubach w USA.
W 1998 r. 17-letni chłopak oskarżył go o napaść seksualną. Fashanu uciekł przed amerykańskim sądem do Londynu i kilka tygodniu później powiesił się w opuszczonym magazynie. W liście pożegnalnym napisał, że jest niewinny. Po nim środowisko wzięło na cel lewego obrońcę Chelsea Graeme’a Le Sauxa, który nie jest nawet gejem. Etykieta „pedała” przylgnęła do niego, bo nie chodził na imprezy, czytał „Guardiana” i interesował się sztuką. Lżyły go trybuny, nie miał przyjaciół w szatni.
W 1999 r., gdy w meczu z Liverpoolem miał wykonywać rzut wolny, Robbie Fowler wypiął się i pokazał, gdzie powinien celować. Dziś Le Saux jest twarzą kampanii przeciwdziałania homofobii, którą od kilku lat prowadzi angielska federacja FA. W 2007 r. oficjalnie zakazała homofobicznych przy- śpiewek na trybunach – kluby, które nie zdyscyplinują kibiców, płacą kary. Manchester City jest pierwszą piłkarską firmą uznaną za przyjaznego gejom pracodawcę przez organizację Stonewall. Działacze Liverpoolu kroczyli z flagą klubu w zeszłorocznej gejowskiej paradzie Pride.
Królowie żelu
– Kiełbachy w górę i pakujemy w d… frajerów! – odezwa, którą miał ponoć wygłosić na odprawie przed jednym z meczów reprezentacji trener Janusz Wójcik (niekwestionowany prymus polskiej myśli szkoleniowej) dobrze oddaje złożoną naturę piłkarskiej obyczajowości. Z jednej strony bojowe zawołanie, z drugiej – homoerotyczna zachęta. Brutalna walka bark w bark, faule, połamane nogi. Ale jednocześnie całowanie, ściskanie i poklepywanie po pośladkach po zdobyciu bramki. Wymiana przepoconych koszulek po meczu. Zawodowi piłkarze są też ikonami zjawiska, które w połowie lat 90. nazwano metroseksualizmem – zniewieścienia mężczyzn objawiającego się karykaturalną dbałością o własne ciało, ubiór i fryzurę. Królem stylu przez kilkanaście lat był David Beckham. Dziś nikt nie podaje w wątpliwość panowania Cristiana Ronalda.
Dyskusje co do seksualnych upodobań futbolowych gwiazd to stały temat bulwarówek, serwisów plotkarskich i forów. Zdarza się, że sami piłkarze dostarczają argumentów mocniejszych niż żel i wydepilowane brwi. Bohaterami jednej z homoafer w Hiszpanii byli gwiazdorzy Barcelony Gerard Piqué i Zlatan Ibrahimović, sfotografowani w 2010 r. na parkingu w pozie sugerującej, że chwilę później lub wcześniej mogli się całować. Oczywiście równie dobrze mogli gadać o tłumikach albo o dziewczynach (pierwszy to partner Shakiry, drugi ma dwóch synów z modelką Heleną Seger), ale plotkarze wiedzieli swoje. – Ibra, jesteś zły z tego powodu? – pyta dziennikarka, przystawiając Ibrahimoviciowi do twarzy zdjęcie z Piquém. – Przyjdź do mnie do domu, to pokażę ci, czy jestem pedałem – odpowiada Ibra. – I przyprowadź swoją siostrę.
Celuj w tyłek
Wściekły Ibrahimović użył hiszpańskiego słowa „maricón”, które w zależności od kontekstu może być mniej lub bardziej obraźliwe. Według artykułu w „Sports Illustrated” z 2005 r. za uwłaczające uznał je Emile Griffith w jednej z najsłynniejszych walk bokserskich wszech czasów. W 1962 r. pochodzący z Wysp Dziewiczych pięściarz zmierzył się w nowojorskiej Madison Square Garden z Kubańczykiem Bennym Paretem. Po 12 rundach morderczej bitwy Griffith dopadł przeciwnika przy linach i przez kilkanaście sekund okładał go bez opamiętania wściekłą serią, jakiej nie widział boks. W końcu sędzia przerwał jatkę, Paret padł na deski i już nie odzyskał przytomności. Dziesięć dni później zmarł. Autorzy „Sports Illustrated” twierdzą, że furię Griffitha wywołało słowo „maricón”, jakie Paret szeptał mu do ucha podczas walki. Griffith dopiero wiele lat po zakończeniu kariery przestał ukrywać swoją homoseksualną orientację. Kiedy walczył z Paretem, homoseksualizm był zakazany nie tylko w sporcie. W większości krajów sodomię karano więzieniem. Jednak gdy w następnych dekadach prawo i obyczaje zaczęły się zmieniać i gejów zaakceptowały show-biznes, polityka, a nawet armia – męski sport pozostał oazą homofobii. W 1990 r. z szafy wyszedł pierwszy piłkarz – Brytyjczyk Justin Fashanu. Nie zaakceptowali tego ani jego trener w Nottingham Forest, legendarny Brian Clough („Jak masz ochotę na jagnięcinę, to idziesz do rzeźnika. Dlaczego on łazi po tych ohydnych klubach dla ciot?”), ani koledzy z boiska, ani kibice, a nawet jego brat („Umywam od niego ręce”). Uważany za talent czystej wody Fashanu, pierwszy czarnoskóry piłkarz, za którego zapłacono milion funtów, wyjechał z Anglii i grał w półamatorskich klubach w USA.
W 1998 r. 17-letni chłopak oskarżył go o napaść seksualną. Fashanu uciekł przed amerykańskim sądem do Londynu i kilka tygodniu później powiesił się w opuszczonym magazynie. W liście pożegnalnym napisał, że jest niewinny. Po nim środowisko wzięło na cel lewego obrońcę Chelsea Graeme’a Le Sauxa, który nie jest nawet gejem. Etykieta „pedała” przylgnęła do niego, bo nie chodził na imprezy, czytał „Guardiana” i interesował się sztuką. Lżyły go trybuny, nie miał przyjaciół w szatni.
W 1999 r., gdy w meczu z Liverpoolem miał wykonywać rzut wolny, Robbie Fowler wypiął się i pokazał, gdzie powinien celować. Dziś Le Saux jest twarzą kampanii przeciwdziałania homofobii, którą od kilku lat prowadzi angielska federacja FA. W 2007 r. oficjalnie zakazała homofobicznych przy- śpiewek na trybunach – kluby, które nie zdyscyplinują kibiców, płacą kary. Manchester City jest pierwszą piłkarską firmą uznaną za przyjaznego gejom pracodawcę przez organizację Stonewall. Działacze Liverpoolu kroczyli z flagą klubu w zeszłorocznej gejowskiej paradzie Pride.
Cały artykuł można przeczytać w n umerze 32/2013 tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .