Dlaczego wylądował pan nad Bosforem?
W teatrach Stambułu wystawiano „Testosteron” od 2008 r. Przez pięć lat szedł przy pełnej widowni. Został nawet uznany za sztukę roku. Turcy twierdzą, że odpowiada ona ich charakterowi narodowemu. Na początku 2013 r. ludzie, którzy stali za tym sukcesem, zaproponowali mi przeniesienie tej opowieści do kina. Zgodziłem się. Zostałem producentem wykonawczym filmu.
I jak się udało?
Świetnie. W zeszłym tygodniu skończyliśmy zdjęcia. To była niezła przygoda. Na planie zebrała się ciekawa międzynarodowa ekipa – reżyseruje Turczynka, operator jest Rosjaninem, reszta ekipy to Turcy, Chorwaci, Francuzi. Premiera w listopadzie.
To dokąd dalej na gościnne występy?
Zobaczymy. Wprawdzie nie mam danych porównawczych, ale przypuszczam, że „Testosteron” to jedna z najbardziej popularnych obecnie polskich sztuk za granicą. W Rosji jest grana w kilkunastu teatrach. Także w Czechach, Rumunii, na Słowacji, Węgrzech, w Bułgarii i Estonii. Istnieje też bardzo dobre tłumaczenie francuskie, mam nadzieję, że znajdzie się teatr, który zechce to wystawić. Nie udało się tylko na terenie krajów niemieckojęzycznych. Mój niemiecki agent wszędzie dostawał tę samą odpowiedź: „Testosteron” to rzecz za bardzo heteroseksualna, he, he… Były też próby wyprodukowania filmu w USA. Ale się rozmyły.
Ostatecznie?
Wierzę, że i w Ameryce „Testosteron” kiedyś dojdzie do głosu. Bo wszędzie, gdzie mężczyźni i kobiety na siebie działają, wszędzie, gdzie się nie mogą porozumieć, ta historia daje odpowiedzi, które są atrakcyjne.
Artykuł można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" (33/2013) .
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .