Owe prawdziwe pieniądze zwykłego Polaka mogą przyprawić o zawrót głowy. Wprawdzie szeregową gwiazdę do poprowadzenia imprezy można mieć już za niecałe 3 tys. zł, ale najbardziej popularni artyści dostają ponaddziesięciokrotnie więcej. Tyle zdaniem plotkarskich magazynów mogą za poprowadzenie eventu otrzymywać najpopularniejsi, np. Grażyna Torbicka i Maciej Stuhr. Tego ostatniego klienci wręcz uwielbiają. Raz, że wzbudza powszechną sympatię, dwa, ma naturalny luz, dowcip i – jak mówi się w branży – sprawi, że nawet impreza firmy produkującej parówki nabierze sznytu eleganckiej gali.
Tak jest świat urządzony
Najważniejszym atutem artysty do wynajęcia jest jego popularność. – O stawce dla gwiazdy decyduje przede wszystkim jej rozpoznawalność, a dopiero potem umiejętności konferansjerskie. Dlatego od lat ze szczytów nie schodzi cała czołówka TVN, prezenterzy tej stacji są rozchwytywani – mówi Marcinkowski. Jego zdaniem właśnie telewizyjni prezenterzy najlepiej odnajdują się na scenie eventów. – Istnieje przekonanie, że każdy aktor z marszu potrafi poprowadzić imprezę. To bzdura, bo to zupełnie inna para kaloszy niż film czy teatr. Poza tym oni są najmniej elastyczni czasowo, mają próby, występy, zdjęcia i trudno ustalić z nimi grafik. Prezenterzy radzą sobie znacznie lepiej, dlatego też ci najbardziej rozpoznawalni mają najwyższe stawki – opowiada Marcinkowski.
Irek Bieleninik, przez lata gwiazda TVN, dziś żyje już tylko z reklam i konferansjerki. – Do tej pory nie wiem, dlaczego zostałem odsunięty od anteny w TVN – mówi. Jednak narzekać nie zamierza, bo konferansjerka przynosi mu mnóstwo frajdy. I wcale nie najgorsze pieniądze. – Pochodzę z takiego środowiska, że to dla mnie bolesne, jeśli w ciągu kilku godzin mogę zrobić tyle, ile ciężko pracujący ludzie przez kilka miesięcy – mówi. Dodaje, że na płacowej drabince jest raczej na dole. – Wielu znanych prowadziło imprezę razem ze mną. Pracowali mniej, ale zarabiali kilka razy więcej – opowiada Bielenienik. Prezenter i dziennikarz Marcin Prokop wie, że stawki, które otrzymuje za kilka godzin pracy, mogą wzbudzać zawiść. – To z pewnością niesprawiedliwe, że nauczyciel zarabia mniej niż telewizyjny prezenter, a ten z kolei dostaje ułamek tego, co prezes dużego banku. Ale trudno mi przepraszać za to, że świat jest tak urządzony – mówi i dodaje, że prowadzenie imprezy wcale nie jest takie proste, jak może się wydawać. – Do każdej przygotowuję własny scenariusz. Staram się przy tym dowiedzieć jak najwięcej o kliencie, bo dobry konferansjer powinien być trochę psychologiem. Jak wyglądają relacje w firmie? Czy w swojej roli powinienem podkreślać aspekt integracyjny, czy mam do czynienia ze zgraną grupą, którą tylko trzeba rozerwać? Czy prezes jest lubianym równiachą, czy znienawidzonym dupkiem z kompleksami? – mówi Prokop.
Każda impreza to dla prowadzącego zderzenie z emocjami klienta. – Dla niego jest to przecież zwykle najważniejszy wieczór w roku, element budowania prestiżu firmy, więc pojawiają się niepotrzebna drżączka, ciśnienie i nieprzemyślane decyzje. Zamiast oddać reżyserię w ręce zawodowych agencji, klienci często popełniają błąd, próbując samodzielnie sterować sytuacją, co najczęściej źle się kończy. W organizacji imprez, podobnie jak w lotnictwie, kolosalne znaczenie mają pozornie błahe detale, a nie da się ich przewidzieć bez wielu lat doświadczenia w tej materii – opowiada Prokop.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" także dostępny na Facebooku .