- Zaczynam się mentalnie przyzwyczajać, że kandydowanie na prezydenta będzie wyzwaniem, któremu będę musiał sprostać – powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl Piotr Gliński, który ma być kandydatem PiS na prezydenta Warszawy, a potem Polski. To dla Jarosława Kaczyńskiego ryzykowne zagranie.
Wybory prezydenckie odbędą się w 2015 roku, tuż przed najważniejszą polityczną batalią o parlament. Jeden z tygodników opinii zaalarmował niedawno, że Jarosław Kaczyński będzie musiał samodzielnie walczyć o prezydenturę. Start centrowego Glińskiego mógłby przełożyć się na lepszy wynik Zbigniewa Ziobry, który przyciągnąłby bardziej prawicowy elektorat. Według tej teorii Kaczyński wystraszył się konkurencji po prawej stronie sceny politycznej.
Prezes PiS w „Rzeczpospolitej” powiedział jednak, że chciałby, aby jedynym „prezydentem Kaczyńskim" w historii Polski był jego brat. Sam woli być premierem, który istotnie ma w Polsce realną władzę, choć konstytucyjnie to prezydent jest najważniejszą osobą w państwie.
Prof. Gliński najpierw zostanie zapewne „przetestowany” w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Warszawy. Stolica nigdy nie głosowała na PiS - Hanna Gronkiewicz-Waltz w 2010 roku wygrała przecież w pierwszej turze. Ale widoczne słabnięcie prezydent Warszawy daje opozycji jakieś nadzieje.
Wystawianie niedoszłego premiera na urząd prezydenta Polski to jednak ryzykowne zagranie Jarosława Kaczyńskiego. Prof. Gliński w dalszym ciągu nie jest rozpoznawalnym politykiem. Niewejście kandydata PiS do drugiej tury wyborów byłoby prestiżową porażką Prawa i Sprawiedliwości. Przez media przewijał się przecież sondaż, w którym profesor miał zaledwie 4 proc. poparcia.
Kalendarz działa więc na niekorzyść Kaczyńskiego, który – patrząc na sondaże – może myśleć o przejęciu władzy. Tak naprawdę dla prezesa PiS każde rozwiązanie jest ryzykowne. Bronisław Komorowski cieszy się wysokim poparciem społecznym, a przegrana Kaczyńskiego mogłaby wpłynąć na wynik wyborów parlamentarnych. Teoretycznie mógłby dogadać się ze Zbigniewem Ziobrą, który nie kryje swoich prezydenckich ambicji. Ale to raczej political fiction.
Prezes PiS w „Rzeczpospolitej” powiedział jednak, że chciałby, aby jedynym „prezydentem Kaczyńskim" w historii Polski był jego brat. Sam woli być premierem, który istotnie ma w Polsce realną władzę, choć konstytucyjnie to prezydent jest najważniejszą osobą w państwie.
Prof. Gliński najpierw zostanie zapewne „przetestowany” w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Warszawy. Stolica nigdy nie głosowała na PiS - Hanna Gronkiewicz-Waltz w 2010 roku wygrała przecież w pierwszej turze. Ale widoczne słabnięcie prezydent Warszawy daje opozycji jakieś nadzieje.
Wystawianie niedoszłego premiera na urząd prezydenta Polski to jednak ryzykowne zagranie Jarosława Kaczyńskiego. Prof. Gliński w dalszym ciągu nie jest rozpoznawalnym politykiem. Niewejście kandydata PiS do drugiej tury wyborów byłoby prestiżową porażką Prawa i Sprawiedliwości. Przez media przewijał się przecież sondaż, w którym profesor miał zaledwie 4 proc. poparcia.
Kalendarz działa więc na niekorzyść Kaczyńskiego, który – patrząc na sondaże – może myśleć o przejęciu władzy. Tak naprawdę dla prezesa PiS każde rozwiązanie jest ryzykowne. Bronisław Komorowski cieszy się wysokim poparciem społecznym, a przegrana Kaczyńskiego mogłaby wpłynąć na wynik wyborów parlamentarnych. Teoretycznie mógłby dogadać się ze Zbigniewem Ziobrą, który nie kryje swoich prezydenckich ambicji. Ale to raczej political fiction.