Tylko Tygrys
Michalczewski założył swoją fundację w 2003 r., gdy był jeszcze czynnym zawodnikiem. „Na ringu jest się samemu. W życiu można liczyć na innych. Pragnę, by szansę na zwycięstwo w życiu mieli wszyscy” – napisał o Równych Szansach. Jednak początkowo fundacja nikomu żadnych nowych szans nie stwarzała. Nie miała majątku ani nie prowadziła znaczącej działalności. W pierwszym roku wydatki na działalność wyniosły tylko 36 tys. zł. Podobnie było w 2004 r. Fundacja przeprowadziła wtedy tylko jeden projekt – akcję „Gubin-Guben” – współpracy sportowej młodzieży polskiej i niemieckiej. Dostarczyła wtedy młodym sportowcom sprzęt sportowy.
Tygrys był jeden. Dariusz „Tiger” Michalczewski. To jemu Wiesław Włodarski zaproponował współpracę przy wprowadzeniu na rynek nowego, wymyślonego przez siebie napoju energetyzującego – Tiger. Zadanie Tigera miało być proste – da firmie całego siebie, a ona już zrobi całą resztę. Tiger miał być czymś więcej niż tylko prostym zaangażowaniem boksera w kampanię reklamową. Michalczewski miał się stać częścią wielkiego projektu podbicia Polski. Z umowy między Tigerem a Włodarskim z 2003 r. wynikało, że firma może korzystać z wizerunku Michalczewskiego, przydomku sportowego „Tiger” i jego podpisu (znalazł się na puszce). W zamian pięściarz miał dostawać 1,5 proc. przychodów ze sprzedaży nowego napoju.
Równe szanse Doroty
Sprzedaż Tigera okazała się wkrótce rekordowa. Napój zdobył 34 proc. udziału w rynku. Był jedynym energetyzerem, który na europejskim rynku sprzedawał się lepiej od oryginału, czyli Red Bulla. Do Michalczewskiego zaczęła płynąć rzeka pieniędzy. Początkowo bezpośrednio do kieszeni mistrza, ale w 2007 r. pięściarz poprosił Włodarskiego, by prowizja za Tigera zamiast do niego trafiała do jego fundacji Równe Szanse.
Była żona Michalczewskiego Dorota twierdziła, że zmiana umowy służyła tylko temu, żeby ukryć przed nią majątek. Michalczewska, której sąd w Hamburgu w procesie rozwodowym przyznał 16 tys. euro alimentów miesięcznie, ścigała wówczas byłego męża, bo ten niespodziewanie przestał jej wypłacać pieniądze. Według Doroty Michalczewskiej majątek Tigera był wtedy wart ok. 70 mln zł, a zaległe alimenty wobec niej i dwójki dzieci – 199 tys. euro. Była żona szukała pomocy u komorników, ale pieniądze Tigera, które płynęły do jego fundacji, były bezpieczne. Gdy się okazało, że komornik nie był w stanie znaleźć majątku, Dorota poinformowała o sprawie gdyńską prokuraturę.
Twierdziła, że Tiger wykorzystał Równe Szanse, by nie zapłacić jej zaległych alimentów. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie unikania płacenia alimentów przez Tigera, ale szybko je umorzyła, bo nie dopatrzyła się przestępstwa. „Potrzeby finansowe dzieci i byłej żony są zaspokajane” – napisał prokurator w decyzji o umorzeniu. „Moja żona troszkę się pogubiła, miała złych doradców, którzy myśleli, że wyciągną ode mnie sporo kasy. Dlatego gadała prasie farmazony, że ją i dzieci biję” – tłumaczył Tiger w wywiadzie dla „Playboya”. „Tu chodzi tylko o pieniądze” – dodał. „Nie rozliczyliśmy się jeszcze po rozwodzie. Proponowałem, żebyśmy wszystko, co mamy, podzielili po połowie. Ona chce mi jednak zabrać wszystko. Dlatego stara się przedstawić mnie w jak najgorszym świetle”. – Dorota dostała pieniądze, o które walczyła – mówi dziś Wojciech Lademann, były pełnomocnik fundacji Równe Szanse. – Gdyby Darek chciał ukryć przed nią majątek, nie dostałaby tych pieniędzy. Niepotrzebnie tę sprawę rozdmuchały media – tłumaczy. – Skąd sugestia o ukrywaniu majątku? – zastanawia się Aneta Miakinko, prezes fundacji Równe Szanse. – Cesja to szlachetny gest fundatora umożliwiający funkcjonowanie fundacji.
Więcej w najnowszym numerze "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" będzie w niedzielę wieczorem dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .