-Inni dziennikarze są w jakimś amoku. Mówią że trzeba zrobić wszystko, byle tylko powstrzymać Kaczyńskiego. Jakieś egzorcyzmy odprawiają, boją się go. Nigdy go nie spotkałam - no raz, ale puściliśmy to w niepamięć, mam nadzieję - ale mi się podoba, bo jest zakapior i twardziel - powiedziała w rozmowie z Magdaleną Rigamonti Maria Wiernikowska
Na wojnę się pani wybiera?
Nie. Jeżdżę do bibliotek na spotkania z ciekawym człowiekiem.
Czyli?
No, ze mną. To ja jestem bohaterem (śmiech). Przychodzą ludzie, pół setki osób na przykład, i rozmawiamy.
O czym?
Ludzie szukają wyjaśnień dla spraw, po których ślizgają się media. W polskich mediach nie zadaje się pytań o istotę, prawdę, słuszność – nie wiem, jak to określić. Pamiętam, jak byłam w Iraku, tak mniej więcej w środku wojny. Przysyłam reportaże o tym, jak Amerykanie szabrują domy, o tym, jak bzdurnie wyglądała tzw. biała niedziela, którą polskie wojsko zorganizowało na wsi irackiej, albo jak zginęła wyrzutnia rakietowa i tak jej wojsko szukało, że ja z fotografem ją znalazłam. Tyle że takich reportaży nie po linii nie chcieli. W Polsce nie ma brania na trudną prawdę. No, bo co my wiemy o Szymanach, o tamtejszym więzieniu, o samolotach CIA? Nikt nie chce wiedzieć, pytać. Włoscy dziennikarze zainteresowali się sprawą. Poszli do polskich dziennikarzy, żeby zapytać, to zostali obśmiani. "Więzienia CIA? A może jeszcze talibowie w Klewkach?!”
Pani jest na banicji?
Po polsku to się nazywa: "bezrobocie”.
Dlaczego?
Bo już może jestem passee. Jestem fachowcem, bo chyba przez te trzy lata, od kiedy jestem w odstawce, nie oduczyłam się roboty. Przykre jest, że telewizja publiczna marnotrawi ludzi. Jestem przykładem takiego marnotrawstwa i to mnie wkurza.
Gwiazd nie zwalniają.
Ale ja nie jestem gwiazdą.
Była pani. Do Oriany Fallaci panią porównywano.
Orianie to się chyba na koniec blaszka odgięła.
O pani też mówią, że się odgięła. Wspominam o Fallaci, w tym sensie, że pani robiła duże dziennikarskie rzeczy. I ja takich wielkich rzeczy od pani oczekuję!
O jednej wielkiej myślę. Opowiedziałam o tym komuś, ale usłyszałam, że już PiS to wymyślił.
Lewicowa PiS-ówa - tak o pani mówią.
Tak, tak. Więc jako lewicowa PiS-ówa chcę powiedzieć, że należy ratować 700 tysięcy ludzi, którzy wzięli kredyty we frankach.
Pani po której stronie się stawia?
Zawsze przeciwko władzy. Dziennikarz musi być dla niej przeciwwagą, raczej bliżej opozycji. Dlatego mi tak łatwo i zabawnie mówić, że jestem lewicową PiS-ówą. Wiem ile to wywołuje śmichów-chichów wśród moich kolegów. Specjalnie dla nich to mówię.
Nie boi się pani rządów PiS?
Inni dziennikarze są w jakimś amoku. Mówią że trzeba zrobić wszystko, byle tylko powstrzymać Kaczyńskiego. Jakieś egzorcyzmy odprawiają, boją się go. Ja Kaczyńskiego nie znam. Nigdy go nie spotkałam - no raz, ale puściliśmy to w niepamięć, mam nadzieję - ale mi się podoba, bo jest zakapior i twardziel. I do tego ma poczucie humoru.
Cała rozmowa z Marią Wiernikowską w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" (45/2013)
Nie. Jeżdżę do bibliotek na spotkania z ciekawym człowiekiem.
Czyli?
No, ze mną. To ja jestem bohaterem (śmiech). Przychodzą ludzie, pół setki osób na przykład, i rozmawiamy.
O czym?
Ludzie szukają wyjaśnień dla spraw, po których ślizgają się media. W polskich mediach nie zadaje się pytań o istotę, prawdę, słuszność – nie wiem, jak to określić. Pamiętam, jak byłam w Iraku, tak mniej więcej w środku wojny. Przysyłam reportaże o tym, jak Amerykanie szabrują domy, o tym, jak bzdurnie wyglądała tzw. biała niedziela, którą polskie wojsko zorganizowało na wsi irackiej, albo jak zginęła wyrzutnia rakietowa i tak jej wojsko szukało, że ja z fotografem ją znalazłam. Tyle że takich reportaży nie po linii nie chcieli. W Polsce nie ma brania na trudną prawdę. No, bo co my wiemy o Szymanach, o tamtejszym więzieniu, o samolotach CIA? Nikt nie chce wiedzieć, pytać. Włoscy dziennikarze zainteresowali się sprawą. Poszli do polskich dziennikarzy, żeby zapytać, to zostali obśmiani. "Więzienia CIA? A może jeszcze talibowie w Klewkach?!”
Pani jest na banicji?
Po polsku to się nazywa: "bezrobocie”.
Dlaczego?
Bo już może jestem passee. Jestem fachowcem, bo chyba przez te trzy lata, od kiedy jestem w odstawce, nie oduczyłam się roboty. Przykre jest, że telewizja publiczna marnotrawi ludzi. Jestem przykładem takiego marnotrawstwa i to mnie wkurza.
Gwiazd nie zwalniają.
Ale ja nie jestem gwiazdą.
Była pani. Do Oriany Fallaci panią porównywano.
Orianie to się chyba na koniec blaszka odgięła.
O pani też mówią, że się odgięła. Wspominam o Fallaci, w tym sensie, że pani robiła duże dziennikarskie rzeczy. I ja takich wielkich rzeczy od pani oczekuję!
O jednej wielkiej myślę. Opowiedziałam o tym komuś, ale usłyszałam, że już PiS to wymyślił.
Lewicowa PiS-ówa - tak o pani mówią.
Tak, tak. Więc jako lewicowa PiS-ówa chcę powiedzieć, że należy ratować 700 tysięcy ludzi, którzy wzięli kredyty we frankach.
Pani po której stronie się stawia?
Zawsze przeciwko władzy. Dziennikarz musi być dla niej przeciwwagą, raczej bliżej opozycji. Dlatego mi tak łatwo i zabawnie mówić, że jestem lewicową PiS-ówą. Wiem ile to wywołuje śmichów-chichów wśród moich kolegów. Specjalnie dla nich to mówię.
Nie boi się pani rządów PiS?
Inni dziennikarze są w jakimś amoku. Mówią że trzeba zrobić wszystko, byle tylko powstrzymać Kaczyńskiego. Jakieś egzorcyzmy odprawiają, boją się go. Ja Kaczyńskiego nie znam. Nigdy go nie spotkałam - no raz, ale puściliśmy to w niepamięć, mam nadzieję - ale mi się podoba, bo jest zakapior i twardziel. I do tego ma poczucie humoru.
Cała rozmowa z Marią Wiernikowską w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" (45/2013)
Najnowszy numer "Wprost" od jutra będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .