W Boże Narodzenie do kin weszła druga część ekranizacji "Hobbita". Ostatnia może być pożegnaniem reżysera Petera Jacksona ze światem J.R.R. Tolkiena. - Za późno zaczęliśmy... - mówi Jackson w rozmowie z Kamilem Śmiałkowskim.
Kamil Śmiałkowski, "Wprost": J ak wiele lat spędził pan z Tolkienem?
Peter Jackson: Zaczęliśmy prace nad „Władcą pierścieni” w 1995 r. Wtedy zresztą chcieliśmy najpierw nakręcić „Hobbita”, ale prawa do filmu były niedostępne, więc wzięliśmy się do „Władcy”. Dziś widzę, że tak było lepiej. Bo „Hobbit” w wielu miejscach nawiązuje do „Władcy pierścieni” w sposób mocny i czytelny. Przy odwrotnej kolejności na pewno byłyby problemy, jak połączyć klimat i fabułę tych filmów. Te książki dzieli 20 lat życia pisarza, „Hobbit” wyszedł w latach 30., „Władca” – w 1950 r. Są zupełnie inne, choć z tego samego świata. Łatwiej nam było filmowo dopasować „Hobbita” do „Władcy pierścieni” niż odwrotnie. Dziesiątki retrospekcji, które wprowadziliśmy, pozwalają wszystko dobrze spiąć.
I jest pan zadowolony?
Tak. Z mojej perspektywy już za rok będziemy mieli sześć filmów tworzących piękną, wielką, spójną sagę.
Została już tylko postprodukcja trzeciej części?
Nie, jeszcze musimy trochę dokręcić. Mamy już wstępny montaż aż do końca całej fabuły, ale pewne rzeczy trzeba jeszcze uzupełnić. A potem kolejne miesiące pracy nad efektami, muzyką i całą resztą.
I to już koniec z Tolkienem?
Na pewno koniec z tym, do czego Warner Bros. miał prawa. Więc raczej nie będzie już kolejnych filmów.
Miałby pan ochotę na więcej?
Naprawdę nie wiem. To czysto hipotetyczne pytanie, „Hobbit” i „Władca pierścieni” to wszystko, co mamy. Jest oczywiście dużo materiału, który opublikowano już po śmierci Tolkiena z jego notatek, ale to już chyba nie to. Najpiękniejszy jest „Silmarillion”, bardzo smutna historia z przeszłości Śródziemia. Ona na pewno na coś by się nadawała, ale najpierw dokończmy tę robotę. A potem już pewnie będę za stary. Za późno zaczęliśmy...
Nie ma pan czasem ochoty powrócić do korzeni? Znowu nakręcić tani, śmieszny i straszny horror jak przed laty?
Nie wykluczam tego. Wciąż nie mam planów. Nie ma we mnie wielkiej namiętności do hollywoodzkich blockbusterów. A poza tym branża też się zmienia. Dziś z takim budżetem, jakim teraz dysponowaliśmy, można kręcić kinową wersję serialu, komiksu albo co najwyżej jakiś sequel. Z perspektywy Hollywood to właśnie robimy – nasz „Hobbit” jest kontynuacją „Władcy pierścieni”. Zupełnie inaczej było, gdy zaczynaliśmy pierwszą trylogię. „Władca …” był czymś zupełnie nowym i świeżym. Nie wierzę, by ktoś w Hollywood dzisiaj wyłożył pieniądze na taki film. To zbyt wielkie ryzyko, wytwórnie by się przestraszyły. Tak więc nie mam pojęcia, co będę robił po „Hobbitach”. Może to właśnie będzie jakiś krwawy, tani film. Bo horrory kocham od zawsze i tak już zostanie.
Cały wywiad można przeczytać w numerze 51-52/2013 tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a
Peter Jackson: Zaczęliśmy prace nad „Władcą pierścieni” w 1995 r. Wtedy zresztą chcieliśmy najpierw nakręcić „Hobbita”, ale prawa do filmu były niedostępne, więc wzięliśmy się do „Władcy”. Dziś widzę, że tak było lepiej. Bo „Hobbit” w wielu miejscach nawiązuje do „Władcy pierścieni” w sposób mocny i czytelny. Przy odwrotnej kolejności na pewno byłyby problemy, jak połączyć klimat i fabułę tych filmów. Te książki dzieli 20 lat życia pisarza, „Hobbit” wyszedł w latach 30., „Władca” – w 1950 r. Są zupełnie inne, choć z tego samego świata. Łatwiej nam było filmowo dopasować „Hobbita” do „Władcy pierścieni” niż odwrotnie. Dziesiątki retrospekcji, które wprowadziliśmy, pozwalają wszystko dobrze spiąć.
I jest pan zadowolony?
Tak. Z mojej perspektywy już za rok będziemy mieli sześć filmów tworzących piękną, wielką, spójną sagę.
Została już tylko postprodukcja trzeciej części?
Nie, jeszcze musimy trochę dokręcić. Mamy już wstępny montaż aż do końca całej fabuły, ale pewne rzeczy trzeba jeszcze uzupełnić. A potem kolejne miesiące pracy nad efektami, muzyką i całą resztą.
I to już koniec z Tolkienem?
Na pewno koniec z tym, do czego Warner Bros. miał prawa. Więc raczej nie będzie już kolejnych filmów.
Miałby pan ochotę na więcej?
Naprawdę nie wiem. To czysto hipotetyczne pytanie, „Hobbit” i „Władca pierścieni” to wszystko, co mamy. Jest oczywiście dużo materiału, który opublikowano już po śmierci Tolkiena z jego notatek, ale to już chyba nie to. Najpiękniejszy jest „Silmarillion”, bardzo smutna historia z przeszłości Śródziemia. Ona na pewno na coś by się nadawała, ale najpierw dokończmy tę robotę. A potem już pewnie będę za stary. Za późno zaczęliśmy...
Nie ma pan czasem ochoty powrócić do korzeni? Znowu nakręcić tani, śmieszny i straszny horror jak przed laty?
Nie wykluczam tego. Wciąż nie mam planów. Nie ma we mnie wielkiej namiętności do hollywoodzkich blockbusterów. A poza tym branża też się zmienia. Dziś z takim budżetem, jakim teraz dysponowaliśmy, można kręcić kinową wersję serialu, komiksu albo co najwyżej jakiś sequel. Z perspektywy Hollywood to właśnie robimy – nasz „Hobbit” jest kontynuacją „Władcy pierścieni”. Zupełnie inaczej było, gdy zaczynaliśmy pierwszą trylogię. „Władca …” był czymś zupełnie nowym i świeżym. Nie wierzę, by ktoś w Hollywood dzisiaj wyłożył pieniądze na taki film. To zbyt wielkie ryzyko, wytwórnie by się przestraszyły. Tak więc nie mam pojęcia, co będę robił po „Hobbitach”. Może to właśnie będzie jakiś krwawy, tani film. Bo horrory kocham od zawsze i tak już zostanie.
Cały wywiad można przeczytać w numerze 51-52/2013 tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a