- Gender to ideologiczna nowinka - wprowadzanie jej do edukacji przedszkolnej to eksperymentowanie na dzieciach, które przecież znajdują się dopiero na wczesnym etapie formowania osobowości. Raczenie ich tego typu ideami grozi nieodwracalnymi zmianami - powiedział w rozmowie z Wprost.pl poseł Polski Razem John Godson.
Daniel Kotliński: Posłanka Beata Kempa zakłada zespół parlamentarny do walki z ideologią gender, nie sądzi pan, że to odwracanie uwagi od istotniejszych problemów?
John Godson: Każdy poseł może powołać taki zespół, jaki chce. Unikam ferowania takich osądów, co jest, a co nie jest ważne. Dla niektórych jest to ważne, ale dla innych sprawa w ogóle nie istnieje. Gdyby zapytać na łódzkim rynku sprzedawczynię: "co pani sądzi o gender?", to ona nie będzie wiedzieć o co chodzi. Ile środowisk, tyle zainteresowań, wydaje mi się, że oprócz działań MEN-u, które zaliczam do rzeczywistych problemów, sprawa gender jest rodzajem "intelektualnego fermentu". Zawsze dyskusje ideologiczne czy światopoglądowe są medialnie pasjonujące, tak jak temat związków partnerskich, in vitro czy aborcji.
Jeżeli posłanka Kempa uważa, że jest to coś istotnego z jej punktu widzenia, to ma prawo zakładać swój zespół parlamentarny. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że sprawa gender nie była rozdmuchana przez konserwatywnych posłów. To wszystko zaczęło się, gdy okazało się, że w szkole realizuje się materiał, który uczy dzieci odmiennych od tradycyjnych wartości rodzinnych. Dziewczynki były ubierane jak chłopcy, a chłopcy - jak dziewczynki. Pojawia się pytanie, czy było to konsultowane z rodzicami? Konstytucja gwarantuje wychowanie szkolne zgodne z przekonaniami opiekunów.
Dyskusja o gender wpisuje się w szerszą dyskusję, dotyczącą edukacji seksualnej w ogóle. Jak pana zdaniem powinna przebiegać taka edukacja i na jakim etapie powinna się ona zaczynać?
Gender to ideologiczna nowinka - wprowadzanie jej do edukacji przedszkolnej to eksperymentowanie na dzieciach, które przecież znajdują się dopiero na wczesnym etapie formowania osobowości. Raczenie ich tego typu ideami grozi nieodwracalnymi zmianami. Jest rodzaj wiedzy, którą powinno się nauczać dopiero wtedy, kiedy młodzi ludzie zyskują umiejętność krytycznego rozróżnienia i poddawania analizie serwowanych im idei. Wszystko, czego uczymy dzieci w przedszkolu, czy w podstawówce w klasach 1-3, staje się częścią ich życia.
Myślę, że najwcześniej o edukacji seksualnej możemy rozmawiać z dziećmi w wieku gimnazjalnym. Ale też nie w kategoriach doktryny i promowania określonego sposobu myślenia. Powinno się uczyć tego jako jednego z różnych światopoglądów, uczyć krytycznego podejścia.
Posłanka Kempa sugerowała, że do jej zespołu mogliby dołączyć politycy z różnych partii. Czy pan byłby gotów do tego zespołu dołączyć?
Niestety, przewodniczę wielu grupom i zespołom parlamentarnym, oraz jednej podkomisji, więc czasowo jest to niemożliwe. Czy ideologicznie się z tym identyfikuję? Musiałbym to przemyśleć i zapoznać się z programem. Jeżeli okaże się, że gender to program akceptowany przez MEN, rozpowszechniany w przedszkolach i szkołach podstawowych, to nie jest już sprawa, którą zajmie się zespół parlamentarny, ale który zbada Sejm, dlaczego doprowadzono do takiej indoktrynacji dzieci.
Nawiązując do posłanki Kempy - przypominam, iż zespołowi parlamentarnemu jako takiemu bliżej do kółka zainteresowań, niż organu ustawodawczego. Ja sam jestem przewodniczącym zespołu ds. Afryki, który zrzesza prawie 30 posłów zainteresowanych tego typu sprawami, ale to, co wynika z pracy naszego zespołu nie może być dokumentem zobowiązującym ministerstwa czy rząd do jakichkolwiek działań, w przeciwieństwie do inicjatyw komisji czy podkomisji.
John Godson: Każdy poseł może powołać taki zespół, jaki chce. Unikam ferowania takich osądów, co jest, a co nie jest ważne. Dla niektórych jest to ważne, ale dla innych sprawa w ogóle nie istnieje. Gdyby zapytać na łódzkim rynku sprzedawczynię: "co pani sądzi o gender?", to ona nie będzie wiedzieć o co chodzi. Ile środowisk, tyle zainteresowań, wydaje mi się, że oprócz działań MEN-u, które zaliczam do rzeczywistych problemów, sprawa gender jest rodzajem "intelektualnego fermentu". Zawsze dyskusje ideologiczne czy światopoglądowe są medialnie pasjonujące, tak jak temat związków partnerskich, in vitro czy aborcji.
Jeżeli posłanka Kempa uważa, że jest to coś istotnego z jej punktu widzenia, to ma prawo zakładać swój zespół parlamentarny. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że sprawa gender nie była rozdmuchana przez konserwatywnych posłów. To wszystko zaczęło się, gdy okazało się, że w szkole realizuje się materiał, który uczy dzieci odmiennych od tradycyjnych wartości rodzinnych. Dziewczynki były ubierane jak chłopcy, a chłopcy - jak dziewczynki. Pojawia się pytanie, czy było to konsultowane z rodzicami? Konstytucja gwarantuje wychowanie szkolne zgodne z przekonaniami opiekunów.
Dyskusja o gender wpisuje się w szerszą dyskusję, dotyczącą edukacji seksualnej w ogóle. Jak pana zdaniem powinna przebiegać taka edukacja i na jakim etapie powinna się ona zaczynać?
Gender to ideologiczna nowinka - wprowadzanie jej do edukacji przedszkolnej to eksperymentowanie na dzieciach, które przecież znajdują się dopiero na wczesnym etapie formowania osobowości. Raczenie ich tego typu ideami grozi nieodwracalnymi zmianami. Jest rodzaj wiedzy, którą powinno się nauczać dopiero wtedy, kiedy młodzi ludzie zyskują umiejętność krytycznego rozróżnienia i poddawania analizie serwowanych im idei. Wszystko, czego uczymy dzieci w przedszkolu, czy w podstawówce w klasach 1-3, staje się częścią ich życia.
Myślę, że najwcześniej o edukacji seksualnej możemy rozmawiać z dziećmi w wieku gimnazjalnym. Ale też nie w kategoriach doktryny i promowania określonego sposobu myślenia. Powinno się uczyć tego jako jednego z różnych światopoglądów, uczyć krytycznego podejścia.
Posłanka Kempa sugerowała, że do jej zespołu mogliby dołączyć politycy z różnych partii. Czy pan byłby gotów do tego zespołu dołączyć?
Niestety, przewodniczę wielu grupom i zespołom parlamentarnym, oraz jednej podkomisji, więc czasowo jest to niemożliwe. Czy ideologicznie się z tym identyfikuję? Musiałbym to przemyśleć i zapoznać się z programem. Jeżeli okaże się, że gender to program akceptowany przez MEN, rozpowszechniany w przedszkolach i szkołach podstawowych, to nie jest już sprawa, którą zajmie się zespół parlamentarny, ale który zbada Sejm, dlaczego doprowadzono do takiej indoktrynacji dzieci.
Nawiązując do posłanki Kempy - przypominam, iż zespołowi parlamentarnemu jako takiemu bliżej do kółka zainteresowań, niż organu ustawodawczego. Ja sam jestem przewodniczącym zespołu ds. Afryki, który zrzesza prawie 30 posłów zainteresowanych tego typu sprawami, ale to, co wynika z pracy naszego zespołu nie może być dokumentem zobowiązującym ministerstwa czy rząd do jakichkolwiek działań, w przeciwieństwie do inicjatyw komisji czy podkomisji.