-Wydaje mi się, że ordynator tylko czekał na łapówkę – mówi olimpijczyk Bartłomiej Bonk, sztangista, ojciec półtorarocznej Julki cierpiącej na porażenie mózgowe w wyniku urazu okołoporodowego. – Chcemy z żoną założyć fundację, która zajmie się walką z błędami i niekompetencją lekarzy. Żeby taka tragedia jak nam nie przydarzyła się nikomu innemu – dodaje.
Izabela Smolińska: Sądzi pan, że uwaga niemal całej Polski zwrócona na Włocławek sprawi, że sytuacja pacjentów, o której od dawna mówi się, że jest bardzo zła, w jakimkolwiek stopniu się zmieni?
Bartłomiej Bonk: Nie wydaje mi się. Takie tragedie zdarzają się cały czas i cały czas będą się zdarzać. To przecież nie pierwszy taki przypadek, że zdrowe dzieci umierają na oddziale w czasie porodu albo tuż przed. Tyle, że wiele z tych przypadków umyka uwadze mediów.
A lekarze, którzy przyjmowali porody i popełnili błędy dalej pracują na swoich stanowiskach…
I właśnie dlatego trzeba to nagłaśniać. Lekarz powinien ponosić odpowiedzialność za to co robi, jak kapitan statku. Tymczasem wie, że nie musi i że nawet jeżeli coś się stanie, wszyscy będą go kryć. Jeżeli nawet już dojdzie do procesu, ten będzie ciągnąć się przez lata i w najgorszym wypadku zakończy się wyrokiem w zawieszeniu albo karą finansową, którą pokryje szpital.
Surowo pan ocenia.
Dla wielu lekarzy pacjenci w ogóle się nie liczą. Są dla nich jedynie maszynkami do robienia pieniędzy. I bardzo często czekają, żeby dostać od nich w łapę. To może po prostu niech lepiej szpitale wystawią cennik, że cesarskie cięcie kosztuje tyle i tyle. Nikt nie będzie musiał nikomu dawać pod stołem, tylko legalnie zapłaci i sprawa rozwiązana. Bez głupich wyliczeń ile jaki poród kosztuje i za co płaci szpital, za co NFZ.
Gdyby dał pan łapówkę, pana żona rodziłaby przez cesarkę?
Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że ordynator tylko na to czekał. Raz nawet stanął w drzwiach, włożył ręce do kieszeni i ostentacyjnie bawił się kluczami. Chyba chodziło mu o to, że nic ode mnie nie dostał. Innego wytłumaczenia tej sytuacji nie mam. Jeszcze rano przed porodem jego zastępczyni obiecała żonie, że będzie mieć cesarkę. A kiedy później przyjechał sam ordynator, mówiąc że to jego oddział i że to on decyduje, zastępczyni też zmieniła zdanie. I nie ma winnego.
I będzie pan tak walczyć o sprawiedliwość w pojedynkę?
Chcemy z żoną założyć fundację. Na razie jest jeszcze w zalążku, ale prowadzimy intensywne rozmowy i mocno bierzemy się do pracy. Opcje są dwie: albo przyłączymy się do już istniejącej fundacji i stworzymy jej filię u nas w Opolu, albo założymy coś własnego. Chcielibyśmy zacząć już w tym roku, bo tu nie ma na co czekać. O takich sprawach jak naszej Julki czy tej, która wydarzyła się we Włocławku trzeba mówić. Trzeba to nagłaśniać i napiętnować. Dopóki lekarze nie zrozumieją, że na oddziale najważniejszy jest pacjent, nic się nie zmieni.
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a .
Bartłomiej Bonk: Nie wydaje mi się. Takie tragedie zdarzają się cały czas i cały czas będą się zdarzać. To przecież nie pierwszy taki przypadek, że zdrowe dzieci umierają na oddziale w czasie porodu albo tuż przed. Tyle, że wiele z tych przypadków umyka uwadze mediów.
A lekarze, którzy przyjmowali porody i popełnili błędy dalej pracują na swoich stanowiskach…
I właśnie dlatego trzeba to nagłaśniać. Lekarz powinien ponosić odpowiedzialność za to co robi, jak kapitan statku. Tymczasem wie, że nie musi i że nawet jeżeli coś się stanie, wszyscy będą go kryć. Jeżeli nawet już dojdzie do procesu, ten będzie ciągnąć się przez lata i w najgorszym wypadku zakończy się wyrokiem w zawieszeniu albo karą finansową, którą pokryje szpital.
Surowo pan ocenia.
Dla wielu lekarzy pacjenci w ogóle się nie liczą. Są dla nich jedynie maszynkami do robienia pieniędzy. I bardzo często czekają, żeby dostać od nich w łapę. To może po prostu niech lepiej szpitale wystawią cennik, że cesarskie cięcie kosztuje tyle i tyle. Nikt nie będzie musiał nikomu dawać pod stołem, tylko legalnie zapłaci i sprawa rozwiązana. Bez głupich wyliczeń ile jaki poród kosztuje i za co płaci szpital, za co NFZ.
Gdyby dał pan łapówkę, pana żona rodziłaby przez cesarkę?
Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że ordynator tylko na to czekał. Raz nawet stanął w drzwiach, włożył ręce do kieszeni i ostentacyjnie bawił się kluczami. Chyba chodziło mu o to, że nic ode mnie nie dostał. Innego wytłumaczenia tej sytuacji nie mam. Jeszcze rano przed porodem jego zastępczyni obiecała żonie, że będzie mieć cesarkę. A kiedy później przyjechał sam ordynator, mówiąc że to jego oddział i że to on decyduje, zastępczyni też zmieniła zdanie. I nie ma winnego.
I będzie pan tak walczyć o sprawiedliwość w pojedynkę?
Chcemy z żoną założyć fundację. Na razie jest jeszcze w zalążku, ale prowadzimy intensywne rozmowy i mocno bierzemy się do pracy. Opcje są dwie: albo przyłączymy się do już istniejącej fundacji i stworzymy jej filię u nas w Opolu, albo założymy coś własnego. Chcielibyśmy zacząć już w tym roku, bo tu nie ma na co czekać. O takich sprawach jak naszej Julki czy tej, która wydarzyła się we Włocławku trzeba mówić. Trzeba to nagłaśniać i napiętnować. Dopóki lekarze nie zrozumieją, że na oddziale najważniejszy jest pacjent, nic się nie zmieni.
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a .