-Rezolucja dotycząca przeciwdziałaniu homofobii ma jedynie wartość papieru, tzn. jest to próba wywarcia nieformalnego nacisku. Nie należy się tym przejmować. Nie ma żadnej wartości prawnej. Jest to absurdalna deklaracja ideologiczna - powiedział w rozmowie z Wprost.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości, prof. Ryszard Legutko.
Paweł Orlikowski: Parlament Europejski przyjął rezolucję "w sprawie unijnego planu przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową".
Prof. Ryszard Legutko: Jest to kolejny precedens łamania zasady pomocniczości. Ta rezolucja stara się wymusić na rządach i parlamentach zmiany, przez wprowadzanie odpowiedniego ustawodawstwa, wprowadzanie związków partnerskich, ścigania osób szerzących nienawiść w stosunku do osób homoseksualnych. Powinno to należeć do decyzji poszczególnych państw. Rezolucja ta ma jednak wartość papieru, tzn. jest to próba wywarcia nieformalnego nacisku. Nie należy się tym przejmować. Nie ma żadnej wartości prawnej. Jest to absurdalna deklaracja ideologiczna.
Według eurodeputowanego PiS, Konrada Szymańskiego proponowane przez UE zmiany prawa, naruszają prawo Polaków do samodzielnego decydowania o sprawach równości obywateli wobec prawa.
Tak naprawdę jest to naruszenie prawa, które obowiązuje w Unii Europejskiej. Traktaty nie dają UE żadnych narzędzi w tej sprawie i bardzo dobrze. Takie akcje, jak wspomniany dokument parlamentu naruszają prerogatywy każdego państwa w Europie. Jeżeli rządy i parlamenty chcą ścigać homofobię, to oczywiście mają do tego prawo. Jeśli uzyskają większość i przejdą proces legislacyjny. Natomiast nic do tego Unii Europejskiej. To nie jest materia dla UE. Im tego robić nie wolno.
Jak w takim razie odniesie się p an do postulatu "homo-mainstreamingu"?
To jest jakieś ideologiczne szaleństwo. Prawdą jest, że zorganizowane środowiska homoseksualne to silne grupy wpływu. Ponadto są to grupy najsilniej chronione i najbardziej uprzywilejowane. W świetle obowiązującego ustawodawstwa, mówienie o tym, że są to grupy dyskryminowane, jest śmieszne. Prawda jest taka, że aktywiści homoseksualni mogą robić praktycznie wszystko. I uchodzi im to na sucho. Znane są przykłady ataków na naukowców, którzy prowadzą badania na temat związków homoseksualnych. Znany jest atak lesbijek na arcybiskupa w Uniwersytecie Brukselskim i na innych duchownych. Dzieje się to bez żadnych konsekwencji. Im więcej robią takich skandalicznych rzeczy, tym więcej mówi się o homofobii czy dyskryminacji. To jest gigantyczna mistyfikacja. Tak naprawdę grupą najbardziej dyskryminowaną w Unii Europejskiej są chrześcijanie. Co miesiąc kilka kościołów w Europie staje się przedmiotem aktów wandalizmu. Krucjata w obronie homoseksualistów, to kompletne zachwianie proporcji.
Jednak w UE temat homoseksualistów na pewno będzie się pojawiał coraz częściej.
Niewykluczone. I w takim razie będziemy coraz częściej stawiani wobec problemu bezkarności radykalizmu w Europie, który funkcjonuje pod szyldem unowocześniania. Dlatego trzeba robić, co się da, by nie dopuszczać do podobnych rezolucji, a gdy już są, to wskazywać na ich absurdalność oraz zerową wartość prawną.
Skoro Unia Europejska nie powinna zajmować się homoseksualistami, to w jaki sposób Polska powinna zająć się postulatami mniejszości seksualnych?
Nie ma czegoś takiego jak mniejszość seksualna. Słowo „mniejszość” ma sens polityczny, a homoseksualiści nie są partią polityczną, nie stanowią jednolitej organizacji czy społeczności. Ludzie o skłonnościach homoseksualnych należą do różnych partii i mają różne światopoglądy. Wszelkie organizacje homoseksualne mają charakter uzurpatorski. Państwo polskie dysponuje odpowiednim prawem cywilnym chroniącym interesy obywateli. Organizacjom homoseksualnym nie chodzi jednak o prawa, ale o przywileje. A wszelkie akcje przeciw homofobii i przeciw językowi nienawiści służą w praktyce zamykaniu ust krytykom i zastraszaniu zdrowego rozsądku. Już i tak sfera wolności słowa jest drastycznie ograniczana przez podobne prawodawstwo. A walczący z homofobią nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Może być jeszcze gorzej.
Homoseksualiści skarżą się m.in. na brak możliwości dziedziczenia, czy sprawy związane ze służbą zdrowia, np. uzyskania informacji o stanie zdrowia partnera.
Jeszcze raz powtarzam. Prawo cywilne – w Polsce i w innych krajach europejskich - nie stawia żadnych przeszkód w tej materii. Ale w całej rewolucji nie chodzi o prawo cywilne, lecz o zmianę moralności i zmianę znaczenia podstawowych pojęć. Małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Kto tę definicję zmienia, ten stawia się nie tylko przeciw elementarnej ludzkiej intuicji i przekreśla tysiąclecia ludzkiego doświadczenia, ale angażuje się w niedopuszczalną inżynierię społeczną. To jest nowa forma jakobinizmu, by nie powiedzieć, bolszewizmu. Myśmy żyli przez pięć dekad w świecie komunistycznym, gdzie poddawano nas nieustannej inżynierii społecznej. Może już czas byśmy z tym skończyli. O ile się nie mylę, w Europie narasta fala sprzeciwu. Francuzi mają już tego dość. Hiszpanie również. Powoli do Europejczyków przychodzi otrzeźwienie. Reguły rządzące społeczeństwem to sprawy zbyt poważne, żeby je oddawać w ręce fanatyków.
Więc nie widzi Pan potrzeby wprowadzenia regulacji prawnych w stosunku do homoseksualistów?
Powtórzę po raz kolejny. Nie ma czegoś takiego, jak jednorodna grupa homoseksualna o wspólnych poglądach, a tzw. działacze homoseksualni to uzurpatorzy. Podobnie nie ma czegoś takiego jak jednorodna grupa kobiet, a feministki, które twierdzą, że reprezentują tę grupę są również uzurpatorkami. Nie dajmy się zwariować. Posiadanie takiej, czy innej pożądliwości nie jest podstawą do tożsamości politycznej i nie przesądza o posiadanych poglądach. Podobnie nie przesądzają o tym genitalia, kolor skóry, wzrost, czy waga ciała. Fatalnie to świadczy o dzisiejszej kondycji umysłowej świata, jeśli takie rzeczy trzeba tłumaczyć, i jeśli brzmią one kontrowersyjnie.
Jednak z pewnością Parlament Europejski będzie się takimi sprawami zajmował.
Ubolewam nad tym, że Parlament Europejski zajmuje się wieloma niemądrymi sprawami. Mam nadzieję, że będzie się coraz mniej tym zajmował, jakkolwiek intuicja podpowiada mi coś innego. Ten rodzaj zajadłości ideologicznej, jaki obserwuję wśród wielu swoich kolegów w parlamencie, źle mi się kojarzy. Europa w ciągu swoich burzliwych dziejów przechodziła przez rozmaite etapy zaślepienia, które zawsze fatalnie się kończyły. Teraz mamy taki właśnie etap. Wypada mieć nadzieję, że skończy się on zanim dokonane zniszczenia staną się nieodwracalne.
Prof. Ryszard Legutko: Jest to kolejny precedens łamania zasady pomocniczości. Ta rezolucja stara się wymusić na rządach i parlamentach zmiany, przez wprowadzanie odpowiedniego ustawodawstwa, wprowadzanie związków partnerskich, ścigania osób szerzących nienawiść w stosunku do osób homoseksualnych. Powinno to należeć do decyzji poszczególnych państw. Rezolucja ta ma jednak wartość papieru, tzn. jest to próba wywarcia nieformalnego nacisku. Nie należy się tym przejmować. Nie ma żadnej wartości prawnej. Jest to absurdalna deklaracja ideologiczna.
Według eurodeputowanego PiS, Konrada Szymańskiego proponowane przez UE zmiany prawa, naruszają prawo Polaków do samodzielnego decydowania o sprawach równości obywateli wobec prawa.
Tak naprawdę jest to naruszenie prawa, które obowiązuje w Unii Europejskiej. Traktaty nie dają UE żadnych narzędzi w tej sprawie i bardzo dobrze. Takie akcje, jak wspomniany dokument parlamentu naruszają prerogatywy każdego państwa w Europie. Jeżeli rządy i parlamenty chcą ścigać homofobię, to oczywiście mają do tego prawo. Jeśli uzyskają większość i przejdą proces legislacyjny. Natomiast nic do tego Unii Europejskiej. To nie jest materia dla UE. Im tego robić nie wolno.
Jak w takim razie odniesie się p an do postulatu "homo-mainstreamingu"?
To jest jakieś ideologiczne szaleństwo. Prawdą jest, że zorganizowane środowiska homoseksualne to silne grupy wpływu. Ponadto są to grupy najsilniej chronione i najbardziej uprzywilejowane. W świetle obowiązującego ustawodawstwa, mówienie o tym, że są to grupy dyskryminowane, jest śmieszne. Prawda jest taka, że aktywiści homoseksualni mogą robić praktycznie wszystko. I uchodzi im to na sucho. Znane są przykłady ataków na naukowców, którzy prowadzą badania na temat związków homoseksualnych. Znany jest atak lesbijek na arcybiskupa w Uniwersytecie Brukselskim i na innych duchownych. Dzieje się to bez żadnych konsekwencji. Im więcej robią takich skandalicznych rzeczy, tym więcej mówi się o homofobii czy dyskryminacji. To jest gigantyczna mistyfikacja. Tak naprawdę grupą najbardziej dyskryminowaną w Unii Europejskiej są chrześcijanie. Co miesiąc kilka kościołów w Europie staje się przedmiotem aktów wandalizmu. Krucjata w obronie homoseksualistów, to kompletne zachwianie proporcji.
Jednak w UE temat homoseksualistów na pewno będzie się pojawiał coraz częściej.
Niewykluczone. I w takim razie będziemy coraz częściej stawiani wobec problemu bezkarności radykalizmu w Europie, który funkcjonuje pod szyldem unowocześniania. Dlatego trzeba robić, co się da, by nie dopuszczać do podobnych rezolucji, a gdy już są, to wskazywać na ich absurdalność oraz zerową wartość prawną.
Skoro Unia Europejska nie powinna zajmować się homoseksualistami, to w jaki sposób Polska powinna zająć się postulatami mniejszości seksualnych?
Nie ma czegoś takiego jak mniejszość seksualna. Słowo „mniejszość” ma sens polityczny, a homoseksualiści nie są partią polityczną, nie stanowią jednolitej organizacji czy społeczności. Ludzie o skłonnościach homoseksualnych należą do różnych partii i mają różne światopoglądy. Wszelkie organizacje homoseksualne mają charakter uzurpatorski. Państwo polskie dysponuje odpowiednim prawem cywilnym chroniącym interesy obywateli. Organizacjom homoseksualnym nie chodzi jednak o prawa, ale o przywileje. A wszelkie akcje przeciw homofobii i przeciw językowi nienawiści służą w praktyce zamykaniu ust krytykom i zastraszaniu zdrowego rozsądku. Już i tak sfera wolności słowa jest drastycznie ograniczana przez podobne prawodawstwo. A walczący z homofobią nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Może być jeszcze gorzej.
Homoseksualiści skarżą się m.in. na brak możliwości dziedziczenia, czy sprawy związane ze służbą zdrowia, np. uzyskania informacji o stanie zdrowia partnera.
Jeszcze raz powtarzam. Prawo cywilne – w Polsce i w innych krajach europejskich - nie stawia żadnych przeszkód w tej materii. Ale w całej rewolucji nie chodzi o prawo cywilne, lecz o zmianę moralności i zmianę znaczenia podstawowych pojęć. Małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny. Kto tę definicję zmienia, ten stawia się nie tylko przeciw elementarnej ludzkiej intuicji i przekreśla tysiąclecia ludzkiego doświadczenia, ale angażuje się w niedopuszczalną inżynierię społeczną. To jest nowa forma jakobinizmu, by nie powiedzieć, bolszewizmu. Myśmy żyli przez pięć dekad w świecie komunistycznym, gdzie poddawano nas nieustannej inżynierii społecznej. Może już czas byśmy z tym skończyli. O ile się nie mylę, w Europie narasta fala sprzeciwu. Francuzi mają już tego dość. Hiszpanie również. Powoli do Europejczyków przychodzi otrzeźwienie. Reguły rządzące społeczeństwem to sprawy zbyt poważne, żeby je oddawać w ręce fanatyków.
Więc nie widzi Pan potrzeby wprowadzenia regulacji prawnych w stosunku do homoseksualistów?
Powtórzę po raz kolejny. Nie ma czegoś takiego, jak jednorodna grupa homoseksualna o wspólnych poglądach, a tzw. działacze homoseksualni to uzurpatorzy. Podobnie nie ma czegoś takiego jak jednorodna grupa kobiet, a feministki, które twierdzą, że reprezentują tę grupę są również uzurpatorkami. Nie dajmy się zwariować. Posiadanie takiej, czy innej pożądliwości nie jest podstawą do tożsamości politycznej i nie przesądza o posiadanych poglądach. Podobnie nie przesądzają o tym genitalia, kolor skóry, wzrost, czy waga ciała. Fatalnie to świadczy o dzisiejszej kondycji umysłowej świata, jeśli takie rzeczy trzeba tłumaczyć, i jeśli brzmią one kontrowersyjnie.
Jednak z pewnością Parlament Europejski będzie się takimi sprawami zajmował.
Ubolewam nad tym, że Parlament Europejski zajmuje się wieloma niemądrymi sprawami. Mam nadzieję, że będzie się coraz mniej tym zajmował, jakkolwiek intuicja podpowiada mi coś innego. Ten rodzaj zajadłości ideologicznej, jaki obserwuję wśród wielu swoich kolegów w parlamencie, źle mi się kojarzy. Europa w ciągu swoich burzliwych dziejów przechodziła przez rozmaite etapy zaślepienia, które zawsze fatalnie się kończyły. Teraz mamy taki właśnie etap. Wypada mieć nadzieję, że skończy się on zanim dokonane zniszczenia staną się nieodwracalne.