Po eurowyborach Elżbieta Bieńkowska – premierem, Ewa Kopacz lub Paweł Graś – szefem Platformy Obywatelskiej z namaszczenia Donalda Tuska. Nie milkną spekulacje po wywiadzie Jacka Protasiewicza dla tygodnika „Wprost”, w którym wiceszef europarlamentu stwierdził, że za pół roku polski premier otrzyma propozycję objęcia funkcji przewodniczącego Komisji Europejskiej i będzie musiał podjąć trudną decyzję. – Jeśli mówi to Jacek, ostatnio bardzo bliski współpracownik Tuska, to musi być coś na rzeczy – kwituje polityk PO.
Po co to mówi? Teorie są dwie. Pierwsza to podbijanie stawki w walce o europejskie stanowiska. – Chłopaki w Ujazdowskich (KPRM) się zorientowali, że popełnili błąd, zbyt szybko oznajmiając, że premier nie jest zainteresowany Brukselą, i teraz chcą z impetem wrócić do gry, aby powalczyć o inne stanowiska – przewiduje ważny polityk PO.
Druga to przygotowania do wyborów parlamentarnych w 2015 r. – Z Donaldem obciążonym dwiema kadencjami rządów kampania wyborcza będzie o wiele trudniejsza niż z Donaldem europejskim liderem. Nasi wyborcy kochają Polaków na ważnych stanowiskach za granicą – przekonuje współpracownik szefa rządu. – Ale przecież na najbliższym kongresie EPP (Europejska Partia Ludowa, do której należy PO) to nie Donald Tusk, lecz Jean-Claude Juncker ma zostać zgłoszony jako wspólny kandydat EPP na szefa Komisji Europejskiej. A poza tym Tusk powiedział już, że się nie wybiera do Brukseli – zauważam ze zdziwieniem. Na twarzy mojego rozmówcy pojawia się ironiczny uśmiech: – Po pierwsze, ten, kto jest kandydatem, rzadko dostaje nominację, a po drugie, premier oficjalnie nie może mówić niczego innego, w sytuacji kiedy eurowybory nie są rozstrzygnięte – wyjaśnia.
Rzeczywiście wynik eurowyborów nie jest przesądzony. Jeśli EPP przegra z socjaldemokracją, to propozycję objęcia szefa Komisji Europejskiej dostanie polityk lewicowy. To jednak nie zamyka dyskusji o brukselskiej przyszłości polskiego premiera. W takim wypadku ma zostać zrealizowany scenariusz zmiany na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Donald Tusk mógłby zastąpić Hermana Van Rompuya.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .
Druga to przygotowania do wyborów parlamentarnych w 2015 r. – Z Donaldem obciążonym dwiema kadencjami rządów kampania wyborcza będzie o wiele trudniejsza niż z Donaldem europejskim liderem. Nasi wyborcy kochają Polaków na ważnych stanowiskach za granicą – przekonuje współpracownik szefa rządu. – Ale przecież na najbliższym kongresie EPP (Europejska Partia Ludowa, do której należy PO) to nie Donald Tusk, lecz Jean-Claude Juncker ma zostać zgłoszony jako wspólny kandydat EPP na szefa Komisji Europejskiej. A poza tym Tusk powiedział już, że się nie wybiera do Brukseli – zauważam ze zdziwieniem. Na twarzy mojego rozmówcy pojawia się ironiczny uśmiech: – Po pierwsze, ten, kto jest kandydatem, rzadko dostaje nominację, a po drugie, premier oficjalnie nie może mówić niczego innego, w sytuacji kiedy eurowybory nie są rozstrzygnięte – wyjaśnia.
Rzeczywiście wynik eurowyborów nie jest przesądzony. Jeśli EPP przegra z socjaldemokracją, to propozycję objęcia szefa Komisji Europejskiej dostanie polityk lewicowy. To jednak nie zamyka dyskusji o brukselskiej przyszłości polskiego premiera. W takim wypadku ma zostać zrealizowany scenariusz zmiany na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Donald Tusk mógłby zastąpić Hermana Van Rompuya.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .