Pana menedżer pytał mnie, czy ja pana piosenkę " Vladimir, ja tiebia ni chuja” traktuję poważnie, jako manifest, czy jako wygłup.
I jak pani traktuje? Bo ja poważnie.
Ja też. Nie boi się pan?
Ludzie mnie o to pytają. Czy boję się o swoje bezpieczeństwo, o życie. Odpowiadam, że to tylko piosenka.
Przecież sam pan wie, że to nie tylko piosenka.
Tak pani myśli? Niech będzie. Nazwijmy ją pieśnią bojową. Jeśli chodzi o Władimira, to w razie czego powiem, że niejednemu psu na imię Burek. A jeśli mnie zabiją, to trzeba będzie mi postawić pomnik. Brońcie mnie.
Kto? My, media?
Eee tam, media. Dzięki wam sprzedam więcej płyt.
Rozumiem, że pan teraz próbuje coś spłycać, żartować.
Nadal twierdzę, że to tylko piosenka.
Dla promocji pan ją nagrał?
No dobra. Nie. Nie wytrzymałem. Nie wytrzymałem tych całych igrzysk olimpijskich, tej hucpy, tego, jak reagował na Majdan. On rakiety w naszą stronę ustawia, okręty wojenne wypuszcza...
A pan tylko zaognia sytuację.
Tak bardzo się boimy pieśni? Powiedziałem: ni chuja. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał. Nie wiedziałem, jaka będzie reakcja na chamskie techno i tekst "Vladimir, ja tiebia ni chuja”. Dudniło mi w głowie: "Vladimir, Vladimir, Vladimir”. Musiałem się tego pozbyć. "Bloody Mir” wyszło samo podczas śpiewania. Czy my jesteśmy aż tak zastraszeni, tak sramy w gacie, Jezus Maria. Co, mam milczeć, nic nie mówić? Ni chuja.
Siła sztuki.
Obawiam się, że jest duża. Gdzie tylko mogę, wrzucam w sieci ten kawałek, a nuż Władimir zobaczy.
Myślę, że w Rosji jest pan już zablokowany.
W końcu śpiewam po rusku. Specjalnie mówię, że po rusku. Myślę, że Rosjanie zrozumieją. Władimir wie, że my uże ptica, my uże zagranica.
Dawne czasy się przypominają.
Niech pani mi uwierzy, że wtedy też się nie bałem. O swoje życie bać się nie wypada. O bliskich, o dzieci – tak. Ale wojny nie będzie. Chociaż wie pani, on musi dostać po nosie, musi zrozumieć, że nie może terroryzować całego świata. Władimir bez przerwy wygraża nam zza płotu. Robi, co chce, w Gruzji, w Abchazji, w Czeczenii. Dlaczego mamy położyć uszy po sobie? Potem wychodzi na to, że nienawidzimy wszystkich Rosjan, bo jeden szalony polityk ma manię wielkości, marzy o alternatywie dla Europy. A ja mówię mu, że nie ma takiej możliwości, nie ma alternatywy dla Europy, bo Rosja niczego nie produkuje. Jedyne, czym może się teraz pochwalić, jest zacofanie, klanowość, oligarchowie. Wierzę, że wielu Rosjan to światli ludzie, którzy wiedzą, że nie ma innej drogi niż demokracja. Demokracja albo śmierć. Wiem, że oni chcą europejskich wartości na swoim terenie, nie zgadzają się na to, by zamykać ludzi do łagrów za to, że nie myślą tak jak Władimir.
Rozmawiałam z jednym polskim aktorem, który pracuje głównie w Moskwie.
Nie bał się rozmawiać?
Bał. Jest zależny od państwowych rosyjskich pieniędzy.
Tam kultura chodzi na smyczy i w kagańcu. Tam Władimir wszystko finansuje. On daje i zabiera. A kiedy ktoś tworzy coś wywrotowego, to pewnie do szuflady. W Rosji jest bardzo popularny Vitas, taki piosenkarz, uosobienie kiczu i wstecznictwa. Jest wszystkim tym, czym ta Rosja z jakichś niewytłumaczalnych przyczyn chce być.
Był pan tam?
Nie, i chyba nikt mnie nie zaprosi. Zresztą się nie wybieram. Chociaż poszedłbym na grób Wołodii Wysockiego. Wolę widzieć Rosję przez pryzmat wielkiej literatury, chcę ją nadal lubić, chcę Rosjan lubić.
Cały wywiad w najbliższym numerze tygodnika „Wprost”.
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a