Kościół wobec SB - grzechów zamiatanie

Kościół wobec SB - grzechów zamiatanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Przez strategię ochraniania księży agentów SB Kościół stracił autorytet.

Zaczęło się w 2005 r. Tuż po śmierci Jana Pawła II, gdy ówczesny prezes IPN Leon Kieres ogłosił, że w pobliżu papieża działał groźny agent SB o pseudonimie Hejnał. Hejnałem okazał się o. Konrad Hejmo, który przez wiele lat prowadził w Rzymie dom pielgrzyma. Po czasie ujawniono, że w latach 70. i 80. spotykał się z funkcjonariuszami SB i raczej plótł, co mu ślina na język przyniosła, niż składał szczegółowe raporty. Co prawda przyjmował pieniądze, ale był przekonany, że pomaga zachodnioniemieckim, a nie komunistycznym służbom specjalnym. Ojciec Hejmo został publicznie napiętnowany, ale sam Kościół nie ucierpiał z powodu nagłośnienia tego przypadku.

SB WŚRÓD GORLIWYCH KAPŁANÓW

Wtedy wydawało się, że sprawy lustracyjne w ogóle nie dotyczą Kościoła. Wojna o ujawnienie agentów SB rozpoczęła się zaraz po wyborach w czerwcu 1989 r. Kulminacja nastąpiła w 1992 r., gdy Antoni Macierewicz przyniósł do Sejmu sporządzoną przez siebie listę agentów SB, na której znaleźli się najważniejsi ludzie w państwie, jednak hierarchów tam nie było. Przez następne lata w atmosferze skandalu pojawiały się plotki i oskarżenia wobec kolejnych osób. Nawet ustawa lustracyjna tego nie zmieniła, choć miała położyć kres dzikiej lustracji. Wciąż pojawiały się przecieki o ważnych osobach uwikłanych we współpracę z tajnymi służbami. Podejrzenia te nie dotyczyły jeszcze Kościoła. Najgorsze miało dopiero nadejść za sprawą małopolskiego ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.

Gdy IPN otworzył po latach archiwa SB, opozycjoniści zaczęli badać dokumenty na swój temat. To właśnie od nich ks. Tadeusz, który w latach 80. był kapelanem „Solidarności”, dowiedział się, że są tam nazwiska księży współpracujących z resortem. Próbował namówić przełożonych do rozpoczęcia badań, gdy jednak sprawa spełzła na niczym, sam zabrał się do wertowania akt. 8 października 2005 r. po raz pierwszy przekroczył próg czytelni akt. „Było to doświadczenie porażające – napisał potem. – „Najgorsze było odkrycie, że wśród wielu wspaniałych i gorliwych kapłanów archidiecezji krakowskiej znaleźli się też współpracownicy SB”. Efektem jego pracy była książka „Księża wobec bezpieki”, która miała wkrótce wstrząsnąć polskim Kościołem. Isakowicz -Zaleski opisał w niej szczegółowo przypadki współpracy kleru z tajnymi służbami. Ujawnił, że przed laty współpracę z SB podjęli również dwaj ważni biskupi – abp Juliusz Paetz z Poznania i biskup tarnowski Wiktor Skworc. I ruszyła lawina. – Ja sobie nie zdawałem sprawy, że będzie taka reakcja – mówi dziś ksiądz. Wybuchł skandal. Kościół nie bardzo wiedział, jak reagować, więc milczał. – Skuteczne są dwie metody zwalczania lustracji: albo wściekły atak, albo milczenie. Kościół wybrał drugie rozwiązanie – mówi Isakowicz-Zaleski. Jego zdaniem decyzja w sprawie lustracji kleru zapadła na posiedzeniu Konferencji Episkopatu Polski w 1990 r. Wtedy większość biskupów uznała, że tematu współpracy księży z bezpieką w ogóle nie ma co badać. Dlatego gdy bomba wybuchła po 15 latach, byli bezradni.

– Zabrakło wtedy polskim hierarchom inicjatywy – mówi Paweł Borecki z katedry prawa wyznaniowego UW. – Przymuszeni do działania nie mieli żadnych procedur, reagowali nerwowo i pod wpływem chwili – mówi.

NA PRZECZEKANIE

Jedynym pomysłem Kościoła na samooczyszczenie miało być powołanie komisji diecezjalnych służących badaniu przypadków współpracy księży z bezpieką. Propagandowo wyglądało to bardzo dobrze, ale faktycznie jedyną diecezjalną komisją badającą lustrację okazała się ta krakowska, która potwierdziła informacje z książki Isakowicza-Zaleskiego. Natomiast przypadki tajnej współpracy biskupów z organami MSW miała zgłębić Kościelna Komisja Historyczna. Po roku wydała ona komunikat, że organy bezpieczeństwa PRL zarejestrowały kilkunastu spośród biskupów jako „tajnych współpracowników” lub „kontakty operacyjne”, względnie „kontakt informacyjny”, a jeden został zarejestrowany jako „agent” wywiadu PRL. W odniesieniu do reszty żyjących biskupów nie ma żadnych podstaw do mówienia o jakiejkolwiek współpracy z SB.

Ks. Tadeusz twierdzi, że rolę dyrygenta odegrał w komisji abp Sławoj Leszek Głódź, który był łącznikiem między komisją a episkopatem, gdzie referował na bieżąco, co i na kogo udało się odnaleźć. Komisja nawet nie spotkała się z ofiarami biskupów donosicieli, by zweryfikować swoją wiedzę. – I zamieciono wszystko pod dywan – mówi Isakowicz-Zaleski. – Wzięli to na przeczekanie.

ZEFIR, GREY, CAPPINO

Wkrótce się jednak okazało, że nie da się przeczekać ani przemilczeć, bo sprawa dotyczy szczytów Kościoła, najważniejszych hierarchów i wiarygodności instytucji. W 2007 r., gdy abp Stanisław Wielgus szykował się do objęcia archidiecezji warszawskiej, wypłynęła jego teczka współpracownika SB. Wynikało z niej, że jako TW Grey przez wiele lat współpracował z MSW, nie informując o tym swoich przełożonych. Zarzuty potwierdziła nawet Kościelna Komisja Historyczna. W tym samym roku okazało się, że jako tajny współpracownik Zefir zarejestrowany jest również abp Józef Michalik, przewodniczący Komisji Episkopatu Polski, a dwa lata później wypłynęły na światło dzienne informacje, że podobny kłopot ma nuncjusz apostolski Józef Kowalczyk, zarejestrowany jako kontakt operacyjny wywiadu o pseudonimie Cappino. Z dokumentów wynikało, że nuncjusz rozpoczął współpracę w Watykanie. Nawet nie przeczył, że spotykał się z funkcjonariuszami MSW. Jaka była reakcja Kościoła?

– Sprawy w ogóle nie próbowano wyjaśniać – mówi ks. Isakowicz-Zaleski. – Komisja od razu powiedziała, że nie czuje się kompetentna, by sprawą nuncjusza apostolskiego reprezentującego Watykan w ogóle się zajmować. Obowiązywała zasada: sami nie grzebiemy się we własnych brudach, ale jeśli świeccy wygrzebią coś w archiwach, to wspólnie gasimy pożar. Zresztą kto chciałby się narażać, skoro lustracja uderza w najwyższych hierarchów w Polsce, od których zależy los nie tylko pojedynczych księży, ale także parafii, diecezji, zgromadzeń zakonnych.

Z FRANCISZKIEM NA TW

Paweł Borecki: – Nie mam pretensji do Kościoła, że niektórzy jego hierarchowie załamali się w trudnych czasach, bo to ludzkie, ale mam pretensje o to, że Kościół próbuje narzucać swoją wolę w sprawach moralnych, choć sam nie jest w stanie uporać się z lustracją i pedofilią. To odbiera mu wiarygodność. Arcybiskup Julisz Paetz, który się okazał nie tylko współpracownikiem SB, ale także osobą molestującą kleryków, przez wiele lat był zapraszany do Krakowa jako honorowy gość na procesję kościelną. Dopiero kard. Stanisław Dziwisz zerwał z tą tradycją. Przez lata arcybiskup nie czuł nawet potrzeby, by odnosić się do zarzutów dotyczących jego agenturalnej przeszłości. Dopiero dwa miesiące temu, po siedmiu latach od wydania książki, przesłał list do ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, w którym wszystkiemu zaprzeczył. Natomiast ujawnienie przeszłości abp. Wiktora Skworca w żaden sposób nie utrudniło mu kariery. W 2010 r. nuncjusz apostolski mianował go członkiem Kościelnej Komisji Konkordatowej, a rok później Benedykt XVI powołał go na arcybiskupa metropolii katowickiej, jednej z największych w Polsce. Abp Wiktor Skworc po latach w wywiadzie dla katolickiej prasy potwierdził wszystkie książkowe zarzuty ks. Isakowicza-Zaleskiego.

Na przykładzie abp. Skworca widać, że dla Kościoła dwuznaczna przeszłość jego hierarchów nie ma wielkiego znaczenia. I nic nie wskazuje na to, by ten stan miał się zmienić. Bo strategia przemilczania okazała się w tym wypadku niezwykle skuteczna. Spór o lustrację powoli gaśnie, a awanse w Kościele zdobywają coraz młodsi księża, którzy na współpracę z SB byli w okresie PRL za młodzi. Że temat jest na wymarciu, pokazała ostatnia książka Władysława Skalskiego, który opisał działalność SB na Podhalu. Znaleźć tam można nazwiska współpracujących z SB księży, ich pseudonimy i numery teczek. – Żaden z nich nie poczuł się zobowiązany, by cokolwiek wyjaśniać – mówi ks. Tadeusz. Czy jest więc szansa na samooczyszczenie się polskiego Kościoła z agentów? – Bez wsparcia Watykanu to się nie uda – dodaje ks. Isakowicz-Zaleski. – Niektórzy wierzą, że po odejściu abp. Michalika sprawy te nie będą już zamiatane pod dywan.

MICHALIK ZAWIÓDŁ

Paweł Borecki przestrzega jednak przed triumfalizmem. – Kościół lustrację przetrwał, ale wyszedł z niej poobijany – mówi. – Wyszedł z tego starcia osłabiony, tracąc autorytet. Przetrwał, ale w jakiej kondycji? Zdaniem dr. Boreckiego pedofilia, lustracja i zachłanność sprawiły, że od lat 90. kościoły w Polsce pustoszeją. – To nie skandale niszczą Kościół, ale to, że nie próbuje się ich wyjaśniać – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Jego zdaniem po śmierci papieża zabrakło lidera, który potrafiłby rozwiązywać trudne sprawy. – Ktoś, kto powiedziałby, jak się zachować, gdy wybuchnie skandal. Bo abp Michalik takiej funkcji nie spełnił. ■


Tekst ukazał się w numerze 6 /2014 tygodnika „Wprost”.

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a