Broń, jazda po pijaku, piżama i znikające spinki od koszuli. Pies Cywil, czyli były wiceminister, który odpowiadał na nasze bezpieczeństwo, zagrał rolę życia.
Atak hakerski zaczął się w południe. Komputer wiceministra padł. Potem zaatakowany został system alarmowy domu polityka. Następnie w domu wiceministra zawitał kolega. – Wypiliśmy po dwa drinki. Były mocne – przyznaje Zbigniew R, wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
- Coś pan zażywał tego dnia?
- Leki nasercowe i silne środki przeciwbólowe.
Po wyjściu druha, R. pamięta już tylko kadry, porwane sceny. Na jednej z nich do domu wchodzi dwóch mężczyzn i kobieta. R. idzie na górę. W portfelu nie ma pieniędzy, wyparowują też spinki od koszuli. Polityk nie odpuszcza złoczyńcom. – Sięgnąłem po broń. Zawołałem „Policja! Stój, bo strzelam!”. Wie pan, takie przyzwyczajenie. Jednak przez kilkanaście lat byłem policjantem – ożywia się R. Opowieść trochę się rwie. Okazuje się, że pod domem czatują inni ludzie. Są w aucie. R. w piżamie, laczkach i pistoletem w ręku odpala swoje BMW i zaczyna pościg za bandziorami, których widział w porwanych kadrach. Na drodze R. goni studentów i rodzinę z 7-letnim chłopcem. Strzelał z pistoletu.
- Zapytam wprost, czy pan w ostatnich miesiącach nie przesadzał z alkoholem?
- Niestety tak. Były nerwy, była praca i trochę za dużo piłem, ale ja to wszystko wynagrodzę rodzinie, za którą jechałem. Już podjąłem pierwsze działania.
R., po odejściu z rządu, zaangażował się w działalność Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To poznańska instytucja, która uczestniczy w projektach naukowych i badawczych na rzecz policji i służb specjalnych. Problem polega na tym, że wokół Platformy powstał mało transparentny układ powiązań. Pod tą samą nazwą działa sieć instytucji naukowych, stowarzyszenie w Poznaniu oraz spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zarejestrowana w Białymstoku. Poprosiliśmy R., żeby wyjaśnił nam te gmatwaninę powiązań.
- Polska Platforma Bezpieczeństwa Wewnętrznego jest zaangażowana, w finansowany z publicznych pieniędzy, projekt automatycznego rozpoznawania głosu. Państwo przekazują laptopy wraz z tym programem policjantom. Czy funkcjonariusze dostają za to pieniądze? – pytamy.
- Tak, za testowanie systemu. Od 500 złotych do 4500 tysiąca. Na to musi być zgoda Komendanta Wojewódzkiego lub Głównego Policji. System do testowania mogą otrzymywać też sędziowie.
- A dziennikarze? - Też. Kilku pana kolegów dostało laptopy z tym programem. - I kasę? - Jak napiszą opinie o programie to tak. - Ile można dostać? - 1000 złotych brutto za opinię na osiem stron. - A dlaczego ja nie dostałem takiej propozycji? - No to proszę zadzwonić do naszego sekretarza, załatwi pan z nim sprawę. - A taką analizę, jakbym napisał na 8 stron to ile pan zapłaci? - Na tysiąc netto możemy się umówić.
Cały tekst Izabeli Smolińskiej, Cezarego Bielakowskiego i Michała Majewskiego w najbliższym „Wprost”, który będzie dostępny w wersji e-wydania w niedzielę o 20:00.
- Coś pan zażywał tego dnia?
- Leki nasercowe i silne środki przeciwbólowe.
Po wyjściu druha, R. pamięta już tylko kadry, porwane sceny. Na jednej z nich do domu wchodzi dwóch mężczyzn i kobieta. R. idzie na górę. W portfelu nie ma pieniędzy, wyparowują też spinki od koszuli. Polityk nie odpuszcza złoczyńcom. – Sięgnąłem po broń. Zawołałem „Policja! Stój, bo strzelam!”. Wie pan, takie przyzwyczajenie. Jednak przez kilkanaście lat byłem policjantem – ożywia się R. Opowieść trochę się rwie. Okazuje się, że pod domem czatują inni ludzie. Są w aucie. R. w piżamie, laczkach i pistoletem w ręku odpala swoje BMW i zaczyna pościg za bandziorami, których widział w porwanych kadrach. Na drodze R. goni studentów i rodzinę z 7-letnim chłopcem. Strzelał z pistoletu.
- Zapytam wprost, czy pan w ostatnich miesiącach nie przesadzał z alkoholem?
- Niestety tak. Były nerwy, była praca i trochę za dużo piłem, ale ja to wszystko wynagrodzę rodzinie, za którą jechałem. Już podjąłem pierwsze działania.
R., po odejściu z rządu, zaangażował się w działalność Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To poznańska instytucja, która uczestniczy w projektach naukowych i badawczych na rzecz policji i służb specjalnych. Problem polega na tym, że wokół Platformy powstał mało transparentny układ powiązań. Pod tą samą nazwą działa sieć instytucji naukowych, stowarzyszenie w Poznaniu oraz spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zarejestrowana w Białymstoku. Poprosiliśmy R., żeby wyjaśnił nam te gmatwaninę powiązań.
- Polska Platforma Bezpieczeństwa Wewnętrznego jest zaangażowana, w finansowany z publicznych pieniędzy, projekt automatycznego rozpoznawania głosu. Państwo przekazują laptopy wraz z tym programem policjantom. Czy funkcjonariusze dostają za to pieniądze? – pytamy.
- Tak, za testowanie systemu. Od 500 złotych do 4500 tysiąca. Na to musi być zgoda Komendanta Wojewódzkiego lub Głównego Policji. System do testowania mogą otrzymywać też sędziowie.
- A dziennikarze? - Też. Kilku pana kolegów dostało laptopy z tym programem. - I kasę? - Jak napiszą opinie o programie to tak. - Ile można dostać? - 1000 złotych brutto za opinię na osiem stron. - A dlaczego ja nie dostałem takiej propozycji? - No to proszę zadzwonić do naszego sekretarza, załatwi pan z nim sprawę. - A taką analizę, jakbym napisał na 8 stron to ile pan zapłaci? - Na tysiąc netto możemy się umówić.
Cały tekst Izabeli Smolińskiej, Cezarego Bielakowskiego i Michała Majewskiego w najbliższym „Wprost”, który będzie dostępny w wersji e-wydania w niedzielę o 20:00.