Niedługo potem Susan Wojcicki, będąc w czwartym miesiącu ciąży, poszła na rozmowę kwalifikacyjną. Rzuciła bezpieczną posadę w Intelu, by zostać szesnastym pracownikiem Google. Kilka dni temu, niemal 16 lat po tym, jak jej przydomowy garaż nawiedzili Brin i Page, ta córka polskiego imigranta została szefem kontrolowanego przez Google YouTube. „Ma w sobie zdrową pogardę dla rzeczy niemożliwych” – napisał w komunikacie Page. Wojcicki do tej pory odpowiadała w Google za reklamę, czyli główne źródło przychodów firmy. To ona sprawiła, że dochody internetowego giganta wprawiają w osłupienie.
Teraz ma to samo zrobić w YouTube. Serwis chce przyciągnąć reklamodawców, którzy do tej pory wydawali budżety na reklamę telewizyjną. To ogromny tort, tylko w USA szacowany na ponad 65 mld dolarów – Google podnosi poprzeczkę YouTube, jeśli chodzi o udział w zyskach, a Wojcicki doskonale się do tego nadaje – mówi Colin Sebastian, analityk z RW Baird.
Córka warszawiaka
Nowa szefowa YouTube ma polskie korzenie. Jej ojciec Stanisław Wójcicki urodził się w Warszawie w 1937 r. Tuż po wojnie uciekł z matką do Szwecji, a potem do USA. Tam skończył fizykę na Harvardzie, potem na Uniwersytecie Kalifornijskim zrobił doktorat. Przez wiele lat był szefem Wydziału Fizyki na Uniwersytecie Stanforda. Wiele osób, które się zetknęły z Wojcicki, twierdzi, że nie sprawia wrażenia osoby, która do tej pory trzęsła reklamą internetową. Mimo że jest jedną z najbardziej wpływowych osób w branży, do niedawna mało kto o niej słyszał. W pracy pojawia się dżinsach i bluzie, jest przy tym bardzo bezpośrednia. Stara się spędzać jak najwięcej czasu z rodziną i prosi, by nie przeszkadzano jej telefonami w czasie domowej kolacji. Kiedy Google w 2006 r. kupował YouTube, analitycy przestrzegali, że to najbardziej ryzykowna inwestycja w historii firmy. Tym bardziej że transakcja była potężna, a suma astronomiczna: Google chciał zapłacić 1,65 mld dolarów. Tymczasem YouTube powstał niecały rok wcześniej, cały czas nie przynosił dochodów, w dodatku groziły mu kosztowne procesy o naruszanie praw autorskich. – To następny krok w ewolucji internetu – bronił jednak kontrowersyjnej decyzji Eric Schmidt, ówczesny prezes Google.
Susan Wojcicki była zdecydowaną zwolenniczką tej transakcji. Trafnie przewidywała, że jeśli Google chce się rozwijać, musi jak najszybciej wejść na rynek treści wideo. Kobieta odgrywała w firmie bardzo ważną rolę, więc jej rad słuchano uważnie. Jako szefowa działu marketingu i reklamy dokonała bowiem w swojej działce prawdziwej rewolucji. Właściciele stron internetowych za część zysku z reklamy zgadzali się, by niektóre treści zawierały wewnętrzne linki do innych serwisów. Jeśli użytkownik na nie kliknął, właściciel serwisu zarabiał. Był to pomysł nowatorski, bo nie denerwował internautów. Wówczas reklama internetowa raczej odstraszała, bo pojawiała się w formie migających i wyskakujących okienek. – Susan postanowiła, że nie pójdzie tą drogą – mówi David A. Vise, współautor książki „Google Story”. – Na stronach Google kontakt internauty z reklamami jest podobny do zerkania przez kierowców na mijane billboardy. Tyle że te billboardy dziwnym trafem zawsze dotyczą rozmów poruszanych przez pasażerów auta – tłumaczy obrazowo.
Rok po transakcji z YouTube Google wydał jeszcze większą sumę na zakup DoubleClick, jednej z największych firm zajmujących się reklamą internetową. Także za tą transakcją stała Wojcicki. I znowu analitycy ją przestrzegali, że wydaje za dużo i za szybko. Jednak jej decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Wojcicki koordynowała zatem wszystkie kluczowe momenty w historii Google. Przy rocznych przychodach YouTube szacowanych na 3 mld dolarów można by powiedzieć, że awans na szefa serwisu jest w istocie degradacją.
Atak na telewizję
Jednak osoby znające sytuację w firmie twierdzą, że Wojcicki jest jedną z najbardziej zaufanych osób ojców założycieli Google, czyli Brina i Page’a. – Jej przejście to raczej znak, że firmie bardzo na serwisie zależy. YouTube ma po prostu więcej zarabiać – mówi Colin Sebastian.
Po części już się tak dzieje. Rok po zmianie właściciela w YouTube pojawiły się reklamy. Są one zgodne z filozofią Google, czyli mało inwazyjne. To użytkownik decyduje, czy chce je obejrzeć, czy nie. Problem w tym, że przy ogromnym potencjale serwisu to zbyt mało. YouTube ma miliard wejść dziennie, ale – jak wynika z cząstkowych danych – przez pierwsze kilka lat w ogóle na tym nie zarabiał. Pieniądze pojawiły się dopiero trzy lata temu. W dodatku dostarczyciele treści na YouTube ciągle narzekają, że choć serwis dzieli się z nimi pieniędzmi, to nie wiadomo, w jakich proporcjach odbywa się ten podział. – Jeśli Wojcicki uda się sprawić, że serwis będzie bardziej lukratywny, zyskają na tym twórcy. Zaczną zarabiać więcej i nie będą szukać innych miejsc, w których mogą zamieszczać swoje filmy – mówi Colin Sebastian. Zresztą YouTube już wprowadził płatne kanały, rozważa też uruchomienie własnej produkcji telewizyjnej.
Wojcicki nie ukrywa, że jej celem są telewizyjne budżety reklamowe. Powtarza, że sytuacja, w której telewizje zgarniają większość reklamowego tortu, niekoniecznie musi się utrzymać: – Co będzie, jeśli wszystkie telewizory będą podłączone do internetu? Jak będzie wtedy wyglądała telewizja? Czy będzie jeszcze telewizją? Rok po przejęciu YouTube przez Google kupiła willę przy Santa Margarita Avenue w Menlo Park. Nie wiadomo, za ile. Wiadomo natomiast, że kilka miesięcy później w słynnym garażu Wojciki odbyło się przyjęcie urodzinowe firmy. Tekst ukazał się w numerze 9/2014 tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.