Kolejne polskie miasta wprowadzają zakazy korzystania z komunikacji miejskiej dla osób, które śmierdzą. Problem w tym, że ocenić, kiedy kończy się nieprzyjemny zapach, a zaczyna smród – się nie da.
Każdy, kto regularnie jeździ miejską komunikacją – z pewnością wiele razy widział taką scenę. Godziny szczytu, autobus pęka w szwach. Na jednym z przystanków wsiada do niego bezdomny, a jego przykry zapach zaczyna się roznosić po pojeździe, w którym okna najczęściej są zamknięte, bo klimatyzacja "powinna” przecież działać. O jakiejkolwiek cyrkulacji powietrza nie może być więc mowy. – Nagle siedzenia wokół bezdomnego zwalniają się jedno po drugim, a pasażerowie w pośpiechu szukają najmniejszej nawet enklawy, w której ten odrażający smród nie powodowałby odruchu wymiotnego. W efekcie pół autobusu jest puste. W drugiej połowie ściska się kilkadziesiąt osób – mówi Konrad. 22-letni student z Warszawy zajęcia ma w różnych częściach miasta, w autobusach, tramwajach i metrze spędza codziennie około 2 godzin. Bywa, że na swojej trasie spotyka kilku bezdomnych każdego dnia. Bywa, że musi przesiadać się do innych pojazdów, bo od smrodu uciec się nie da. Bywa, że jadąc w garniturze na egzamin obawia się, czy przez przypadek nie dotknie pozostałości po niechcianych podróżnych. Dlatego problem smrodu i nierozłącznie związanego z nim brudu jest dla niego tak dokuczliwy.
Żeby zapobiec tego rodzaju zapachowym niedogodnościom, w niektórych polskich miastach Zarządy Transportu Miejskiego wprowadziły już regulaminy pozwalające na usunięcie kłopotliwych pasażerów z autobusów i tramwajów. No właśnie – kłopotliwych, budzących odrazę. Smród rzadko jest wymieniany wśród czynników, które powinny ograniczać bezdomnym możliwość podróżowania komunikacją miejską. Bo o fetorze w dalszym ciągu ciężko nam mówić. Problem jest, ale ulatnia się wraz z pytaniem o to, jak go rozwiązać.
Na razie ani Wrocław, ani Lublin, ani Gdańsk, Łódź, czy Warszawa – czyli miasta, które wypowiedziały wojnę bezdomnym utrudniającym życie innym pasażerom – nie zamierzają jednak iść o krok dalej i wzorem np. czeskiego Brna, czy Pragi, zatrudniać specjalnych pracowników oddelegowanych do tego, by powstrzymywać nieprzyjemnie pachnące osoby przed wejściem do pojazdu.
Co dalej z polskim smrodem?
Co z tego, że ktoś wyrzuci bezdomnego z autobusu, skoro on zaraz może wsiąść do kolejnego, albo umościć się na przystanku. Poza tym nie wszyscy pasażerowie chcą, by w tak radykalny sposób bezdomnych się pozbywano. Pani Maria, emerytka, pasażerka warszawskich tramwajów: – Człowiek, to człowiek. Dlaczego bezdomni mają być wyrzucani? To może idąc za przykładem zaczniemy wyrzucać tych o niewłaściwym kolorze włosów, czy poprzekłuwanym ciele. U mnie akurat to powoduje odrazę. Bo nos można zatkać, a gdy przykryję oczy – mogę się wywrócić, albo paść ofiarą złodzieja – ironizuje 77-latka. Poza tym – zauważa staruszka – kto określa, co jest już smrodem, a co nie?
No właśnie?
Arkadiusz Chełstowski, kierownik oddziału Nadzoru Higieny Komunalnej warszawskiego sanepidu: W tym momencie nie ma w Polsce prawa mówiącego o odorach, precyzującego, co jest odorem, a co nie. Na temat smrodu w autobusach sanepid wypowiadać się więc nie może.
Więcej o wstydliwym problemie smrodu z najnowszym wydaniu "Wprost"
Żeby zapobiec tego rodzaju zapachowym niedogodnościom, w niektórych polskich miastach Zarządy Transportu Miejskiego wprowadziły już regulaminy pozwalające na usunięcie kłopotliwych pasażerów z autobusów i tramwajów. No właśnie – kłopotliwych, budzących odrazę. Smród rzadko jest wymieniany wśród czynników, które powinny ograniczać bezdomnym możliwość podróżowania komunikacją miejską. Bo o fetorze w dalszym ciągu ciężko nam mówić. Problem jest, ale ulatnia się wraz z pytaniem o to, jak go rozwiązać.
Na razie ani Wrocław, ani Lublin, ani Gdańsk, Łódź, czy Warszawa – czyli miasta, które wypowiedziały wojnę bezdomnym utrudniającym życie innym pasażerom – nie zamierzają jednak iść o krok dalej i wzorem np. czeskiego Brna, czy Pragi, zatrudniać specjalnych pracowników oddelegowanych do tego, by powstrzymywać nieprzyjemnie pachnące osoby przed wejściem do pojazdu.
Co dalej z polskim smrodem?
Co z tego, że ktoś wyrzuci bezdomnego z autobusu, skoro on zaraz może wsiąść do kolejnego, albo umościć się na przystanku. Poza tym nie wszyscy pasażerowie chcą, by w tak radykalny sposób bezdomnych się pozbywano. Pani Maria, emerytka, pasażerka warszawskich tramwajów: – Człowiek, to człowiek. Dlaczego bezdomni mają być wyrzucani? To może idąc za przykładem zaczniemy wyrzucać tych o niewłaściwym kolorze włosów, czy poprzekłuwanym ciele. U mnie akurat to powoduje odrazę. Bo nos można zatkać, a gdy przykryję oczy – mogę się wywrócić, albo paść ofiarą złodzieja – ironizuje 77-latka. Poza tym – zauważa staruszka – kto określa, co jest już smrodem, a co nie?
No właśnie?
Arkadiusz Chełstowski, kierownik oddziału Nadzoru Higieny Komunalnej warszawskiego sanepidu: W tym momencie nie ma w Polsce prawa mówiącego o odorach, precyzującego, co jest odorem, a co nie. Na temat smrodu w autobusach sanepid wypowiadać się więc nie może.
Więcej o wstydliwym problemie smrodu z najnowszym wydaniu "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.