Paulina urodziła się jako chłopiec. Przez wiele lat próbowała się dostosować do oczekiwań innych. Wbrew sobie żyła jak mężczyzna, założyła rodzinę. Gdy jej córki dorosły, poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Zdecydowała się na korektę płci i wtedy zaczęło się piekło. Rodzice ją znienawidzili, a córki nie chciały znać. Stres spowodowany ciągnącym się latami procesem o ustalenie płci sprawił, że Paulina dostała udaru. Otarła się o śmierć. I została sama. Całkiem sama. Nie tylko ona. W Polsce decyzja o korekcie płci zwykle prowadzi do zrujnowania życia rodzinnego. Przyczynia się do tego prawo, które każe osobie transseksualnej pozywać do sądu rodziców. Najnowszy wyrok Sądu Najwyższego może im utrudnić życie jeszcze bardziej. Sędziowie uznali bowiem, że do sądu trzeba pozwać także dzieci. – Istnieje niebezpieczeństwo, że ten wyrok stanie się wzorem dla innych sądów, jak postępować w takich sprawach – martwi się Maciej Kułak, prawnik Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Gorsze niż rak i więzienie
Osoby transpłciowe nie lubią, jak się mówi, że zmieniają płeć. Zgodnie z najnowszym stanem wiedzy medycznej ich prawdziwa płeć jest w ich mózgu. To tylko ciało – a co za tym idzie, metryki i dokumenty urzędowe – wskazuje, że są kimś innym. Operację fizycznej zmiany kobiety w mężczyznę lub odwrotnie wolą więc nazywać korektą lub uzgodnieniem płci.Dlatego Ewa Hołuszko, znana działaczka opozycji w PRL, nigdy nie mówi, że zmieniła płeć. Zawsze przecież doskonale wiedziała, że jest kobietą, choć ludzie mówili o niej „Marek”. Zwykle zresztą imała się zajęć uznawanych za męskie – studia na politechnice, potem działalność w opozycji demokratycznej, gdzie m.in. dbała o bezpieczeństwo uczestników manifestacji. Kiedy przewodniczyła Komisji Interwencyjnej mazowieckiej „Solidarności” albo gdy w 1982 r. za działalność antykomunistyczną trafiła na pół roku do więzienia, dla wszystkich była mężczyzną. Uchodziła za najodważniejszego działacza w regionie – z tego powodu dostała nawet pseudonim Hardy. Kierowała (ciągle jako Marek) ochroną kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie po porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki i podczas jego pogrzebu. Na korektę płci zdecydowała się dopiero w 2000 r. Było to spełnienie marzenia, które nosiła w sobie, odkąd pamięta.
– Osoby transpłciowe za korektę płci płacą często utratą rodziny – mówi dziś Ewa Hołuszko. Nie ma jednak wątpliwości, że warto tę cenę zapłacić, by nie doszło do dużo większej tragedii. – To, co się dzieje wewnątrz takiej osoby, jest dla ludzi z zewnątrz nie do wyobrażenia – mówi. – Przeżyłam raka i 12 chemioterapii. Przeszłam przez komunistyczne więzienie na Rakowieckiej.
I zapewniam, że te wszystkie doświadczenia to pestka w porównaniu z tym, co czuje człowiek transpłciowy przed korektą. Chętnie przyjęłabym raka w najgorszej postaci, żeby tylko nie przechodzić tych wszystkich tortur. Nic dziwnego, że osoby transseksualne często nie wytrzymują i popełniają samobójstwo – mówi. Rzeczywiście: według badań odsetek samobójstw w tej grupie społecznej jest większy niż w jakiejkolwiek innej. W Polsce dramat pogłębiają procedury, którym muszą się poddać osoby decydujące się na korektę płci. Tak naprawdę nie istnieją u nas przepisy, które by na to pozwalały. Jedyną furtką są wyroki sądów traktowane jako nieoficjalne precedensy. W 1995 r. Sąd Najwyższy zadecydował, że osoba transseksualna musi pozwać przed sąd swoich rodziców o to, że po urodzeniu błędnie ustalili płeć dziecka. Dopiero gdy zapadnie wyrok, można dokonać operacji połączonej z leczeniem hormonalnym.
Czasem proces z własnymi rodzicami to tylko formalność. Ale bywa, że matka i ojciec nie chcą się pogodzić z tym, że ich córka tak naprawdę jest synem lub odwrotnie. Wtedy dochodzi do rodzinnych dramatów. Tak było u Pauliny, której rodzice powołali na świadków jej córki. Miały zeznawać przeciwko matce. – Rodzina rzucała mi kłody pod nogi, przekonywała sąd, że mi odbiło – wspomina Paulina. Nawet groźna choroba nie poprawiła jej relacji z najbliższymi. – Córki nie chciały w ogóle podjąć dyskusji na temat korekty płci. Nasze kontakty całkowicie się urwały. Rodzice mnie znienawidzili. Wszystko się zawaliło – mówi Paulina. Wiele osób transpłciowych, by nie przechodzić przez ten koszmar, czeka z procesem, aż rodzice umrą. Wtedy zamiast nich pozywa się do sądu kuratora, który zwykle przychyla się do wniosku o korektę płci. – To są często tragiczne sytuacje, związane z ogromnym wstydem przed najbliższą rodziną – mówi Hołuszko. – Znam przypadek chłopaka, który urodził się na kieleckiej wsi jako dziewczynka. Matka uderzyła go w głowę podczas snu napełnioną doniczką, uważając, że przywróci mu to prawidłowe funkcje mózgu. Sądziła, że poprzewracało mu się w głowie. Dziecko trafiło do szpitala. To się działo w Polsce w XXI w.!
Krokodyle łzy
Niestety, po wyroku Sądu Najwyższego z grudnia 2013 r. sytuacja osób transpłciowych w Polsce może być jeszcze gorsza. Sprawa dotyczyła kobiety w ciele mężczyzny, która występując do sądu z wnioskiem o zgodę na korektę płci, nie ujawniła, że ma żonę i małoletnie dzieci. W 2009 r. sąd uznał, że jest kobietą. Przez kilka lat funkcjonowała więc jako Marta, przeszła nawet operacyjną korektę genitaliów. Wciąż jednak formalnie miała żonę. Przez rok w Polsce prawnie funkcjonował więc związek małżeński dwóch kobiet. Sprawą zainteresowała się prokuratura, wyrok wyrażający zgodę na zmianę płci cofnięto. Mimo że Marta przeszła już operację korekty płci, ubierała się i zachowywała jak kobieta, ponownie uznano ją za mężczyznę. Ostatecznie Sąd Najwyższy orzekł, że w sprawie o ustalenie przynależności do określonej płci powinno się też pozywać dzieci i nierozwiedzionego małżonka. Zaznaczono, że pozywanie rodziców nie wydaje się tak istotne jak pozywanie dzieci.
Dr Małgorzata Szeroczyńska, zastępca prokuratora rejonowego Warszawy-Śródmieście, podkreśla, że wyrok, choć zapadł w tej konkretnej sprawie, może się stać obowiązującą wykładnią dla wszystkich osób starających się o prawną korektę płci. Choć polski system prawny nie opiera się na precedensach, to w przypadku procesów o korektę płci orzeczenia SN mają duży wpływ na wyroki sądów niższego rzędu. – Cała procedura od początku do końca została ukształtowana jedynie przez orzecznictwo sądów – mówi dr Szeroczyńska. – Można się spodziewać, że sądy będą teraz wymagały pozywania własnych dzieci – podkreśla.
Zdaniem Macieja Kułaka taka procedura tylko pogłębi dramat osób transpłciowych. – To będzie niezwykle obciążające psychicznie, bo w powszechnym przekonaniu jak kogoś pozywam, to uważam, że ten ktoś zrobił coś źle – zauważa. Jak proces może zniszczyć relacje rodzinne, boleśnie się przekonała Paulina. – Nie mam już kontaktu ani z rodzicami, ani z córkami, ani z wnukami. Już sama informacja o transpłciowości doprowadza często do rozpadu rodziny. A jeśli nawet istnieje jakaś nadzieja na porozumienie, to rozprawa sądowa grzebie wszelkie szanse na to – podkreśla.
Ewa Hołuszko podkreśla, że rodzina często odczuwa strach, głównie przed reakcją otoczenia. Jej synowie ciężko przeżyli wiadomość o jej decyzji korekty płci. Dopiero po latach relacje rodzinne zaczęły się poprawiać. Ale Hołuszko uważa, że winę za cierpienie dzieci ponoszą nie transpłciowi rodzice, lecz transfobiczne otoczenie. – To takie krokodyle łzy nietolerancyjnego społeczeństwa – mówi.
Korekta po oświadczeniu
Przeciwniczką pozywania bliskich w procesie o uzgodnienie płci jest rzeczniczka praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Jej zdaniem decyzja o korekcie płci metrykalnej powinna być podejmowana na podstawie oświadczenia osoby transpłciowej, popartego opiniami właściwych lekarzy. Nad ustawą w tej sprawie pracuje posłanka Twojego Ruchu Anna Grodzka, pierwsza transseksualna parlamentarzystka w Europie. Ona sama zdecydowała się na sądowe ustalenie prawidłowej płci i fizyczny proces jej korekty, dopiero gdy jej syn był już dorosły. – Nowy wyrok Sądu Najwyższego to kolejny dowód, że ustawa o uzgadnianiu płci, którą przygotowaliśmy, jest niezmiernie potrzebna – podkreśla.
Tym bardziej że w Polsce stan prawny jest pod tym względem wyjątkowo archaiczny. Wiele krajów już dawno wprowadziło odpowiednie regulacje dla osób transpłciowych. Najbardziej liberalne prawo obowiązuje w Argentynie, gdzie wystarczy złożyć oświadczenie, że przynależy się do innej płci, nie potrzeba nawet orzeczenia lekarza. Władze uznają, że należy zaufać obywatelowi i pozwolić mu decydować o tak istotnej dla niego kwestii jak płeć. W Niemczech o korekcie płci decyduje sąd w trybie nieprocesowym, nie trzeba więc nikogo pozywać. Z kolei w Wielkiej Brytanii osoba transpłciowa po spełnieniu określonych kryteriów składa wniosek do specjalnej komisji Gender Recognition Panel. Sprawa trafia do sądu tylko wtedy, gdy komisja odmówi uznania płci. Według projektu Grodzkiej o korekcie płci miałby decydować sąd w trybie nieprocesowym. Ustawa dawałaby też podstawy do ochrony antydyskryminacyjnej i antymobbingowej osób po korekcie płci i w jej trakcie. Urząd wydawałby takiej osobie nowy akt urodzenia, w którym nie pojawiałaby się informacja o korekcie, podobnie jak to się robi przy adopcji dziecka.– Osobom po korekcie płci pozwoli to chronić prywatność – przekonuje Grodzka. – Nie ma powodów, by w tego typu procesie pojawiały się jakiekolwiek osoby trzecie, które mogłyby wpływać na jego przebieg, chociażby go przedłużając czy powołując świadków. Nie powinno się zaogniać problemów ani konfliktów rodzinnych – argumentuje.
Projekt został skierowany do komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz do komisji zdrowia. Zainteresował się nim m.in. wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, który (choć uznawany za konserwatystę) przyznaje, że dotychczasowe rozwiązania są dla osób transpłciowych poniżające. Te argumenty nie przekonują jednak PiS. – Płci ani rasy obiektywnie zmienić nie można. W tym sensie projekt Grodzkiej jest oszustwem prawnym – przekonywała niedawno posłanka Krystyna Pawłowicz. Pytanie więc, czy posłowie zdążą przeforsować zmiany przed końcem kadencji. Jak ważna jest to sprawa dla osób transseksualnych, można się przekonać, wchodząc na fora internetowe. „Przeczytałam dzisiaj w necie, że projekt ustawy o uzgodnieniu płci napotkał kolejne opory (...). Jestem w dole, bo bardzo oczekuję tej ustawy, żebym nie musiała pozywać rodziców. Mój ojciec choruje na depresję, a matka ma delikatną psychikę. Obawiam się, że przez stres wywołany rozprawą sądową stanie się z nimi coś strasznego. Poza tym mam brata i dwie siostry. Gdy się dowiedzą o moim zamiarze pozwania ich, rozwinie się piekło i w konsekwencji zostanę sama jak palec” – żali się jedna z osób transseksualnych.
Paulina ma to już za sobą. Powoli stara się wrócić do normalnego życia. Choć od wyroku w sprawie korekty płci minęły już dwa lata, wciąż nie ma kontaktu z rodziną. – Ciągle bardzo tęsknię za rodzicami. Próbowałam wyciągać do nich rękę, ale mnie odrzucają. Próbowałam też pisać do córek, bez odpowiedzi. Wciąż mam nadzieję, że uda się nam odzyskać kontakt – mówi. Po chwili jednak dodaje: – Powoli wyzbywam się złudzeń. Mimo to nie żałuje swojej decyzji. – W pewnym momencie człowiek po prostu musi to zrobić. Ta potrzeba jest donośna jak krzyk dzikich gęsi. Tego nie da się zdusić – mówi Paulina. – W naszym środowisku mówimy, że jesteśmy jak dzikie gęsi, które jesienią donośnym krzykiem nawołują się nawzajem do odlotu. My też długo staramy się żyć w zgodzie z oczekiwaniami społeczeństwa, ale prędzej czy później coś pęka. Wtedy nie ma siły, człowiek musi zacząć żyć w zgodzie z samym sobą. Krzyk dzikich gęsi nas dopada.
Artykuł ukazał się w 14/2014 numerze tygodnika " Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay