Unia zasadniczo różniła się od wcześniejszych umów pomiędzy Koroną a Księstwem – poprzednie wiązały dwa państwa jedynie unią personalną, a więc osobą władcy. Po Unii Lubelskiej Wielkie Księstwo i Królestwo Polskie miały wspólnego monarchę, sejm, walutę, politykę czy herb. Jednakże pozostawiono oddzielny skarb państwa, urzędy, sądownictwo i wojsko.
Obrady sejmu w Lublinie trwały od 10 stycznia 1569 r. Nie obyło się bez problemów – litewscy magnaci kilkakrotnie próbowali zerwać sejm. Dla nich sporną kwestią był status Wielkiego Księstwa wobec Korony – król Zygmunt August dążył do inkorporacji Litwy, podczas gdy Litwini starali się utworzyć konfederację z Polską.
W wyniku unii Rzeczpospolita stała się największym krajem europejskim (jeśli nie brać pod uwagę Caratu Rosyjskiego) – w roku 1618 (po rozejmie w Dywilinie i przyłączeniu do Korony ziemi czernihowskiej i siewierskiej, a do Litwy smoleńszczyzny) jej terytorium obejmowało 990 tys. kilometrów kwadratowych.
O tym, jak ta decyzja wpłynęła na historię Polski, o funkcjonowaniu Rzeczypospolitej Wprost.pl rozmawia z historykiem, doktorem Michałem Kuleckim.
Kacper Świsłowski, Wprost.pl: Jak należy oceniać unię lubelską? Kto więcej zyskał, a kto stracił?
Dr Michał Kulecki : Sądzę, że z punktu widzenia zarówno Korony, jak i Litwy, zabezpieczała ona jedną ważną rzecz – uniemożliwiała rozpad państwa polsko-litewskiego po śmierci Zygmunta Augusta. Poza tym – z punktu widzenia litewskiego, zapewniała możliwość stałej pomocy Rzeczypospolitej w wojnach z Moskwą.
Coś więcej przekonało obydwie strony do dogadania się?
Mówi się o tym i do pewnego stopnia jest to słuszne, że przynajmniej na jakiś czas zablokowało to samowolę czy też brutalność magnatów w stosunku do szlachty litewskiej. To moim zdaniem nie było w tym momencie aż takie ważne. Najważniejsze było to, że zapobiegnięto możliwości rozpadu tego państwa.