- Mówiło się o tym wydziale zabójstw, że ośmiu na dziesięciu policjantów to: alkoholicy i rozwodnicy z dwójką dzieci i psem, który nie aportuje. W pewnym momencie orientowali się, że nie mieli nic poza wydziałem zabójstw. Że dla niego poświęcili wszystko – opowiada w rozmowie z "Wprost" reżyser Patryk Vega.
Zaskoczyła cię śmierć Sławka Opali?
Nie. Pamiętam, jak kiedyś wyjął pocisk z portfela i powiedział, że to pamiątka po tym, jak chciał się zabić. Nie wyszło, bo spłonka w pocisku nie odpaliła. Wtedy myślałem, że to taki Sławkowy mit. Teraz myślę, że było inaczej. On o swoim samobójstwie mówił od czasu „Prawdziwych psów”. To więc trochę bardziej było pytanie, „kiedy”, a nie „czy” to nastąpi.
Ilu takich samobójców poznałeś w policji?
Dopiero po pół roku przestali zwracać uwagę na kamerę. Na początku w ogóle nie chcieli współpracować. Uciekali nam samochodem, wyłączali mikroporty. Ale ja konsekwentnie przychodziłem z nimi rano do roboty, wychodziłem wieczorem i szedłem pić. Bywałem w ich domach. W końcu jakoś mi zaufali.
I zaprzyjaźnili. Odwiedzałeś Opalę w więzieniu?
On nie chciał się z nikim widzieć. Ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Jego relacje w życiu na wolności trochę się posypały. Kiedy wyszedł, okazało się, że przyjaciele znaleźli się już w zupełnie innym miejscu.
Koledzy z byłego wydziału zabójstw?
Spoza. Sławek miał kilku kolegów też poza policją. Generalnie nie ma byłych policjantów, bo psem jest się przez całe życie. Tak było w przypadku Sławka i innych z wydziału zabójstw. Właśnie dlatego nie wierzę w sprzedajność Sławka. Policjanci z tego wydziału to była elita. Oni nie brali łapówek. Ludzie się śmieją, nie wierzą, ale oni naprawdę nie brali. Nie dlatego że byli megaświęci czy mieli ponadprzeciętny moralny kręgosłup. Tylko z lęku.
Że ich złapią? Że wyrzucą z policji?
W tamtych latach nie można było iść do psychologa, bo to by było źle widziane. Nie było siłowni, gdzie policjant mógłby pójść się wyżyć, boiska do kosza, na którym mógłby się wybiegać i zresetować. Bez wentyli bezpieczeństwa oficerowie nie byli w stanie odciąć się od pracy. Wyobraź sobie: idziesz na zdarzenie z wypatroszoną kobietą czy zwłokami dziecka, a za chwilę masz wrócić do domu i zająć się wieszaniem firanek. Nie jesteś w stanie. Odklejasz się od normalnego życia. Tracisz bliskich, rodzinę. Na odstresowanie masz tylko alkohol. Mówiło się o tym wydziale zabójstw, że ośmiu na dziesięciu policjantów to alkoholicy i rozwodnicy z dwójką dzieci i psem, który nie aportuje. Ci policjanci w pewnym momencie orientowali się, że nie mieli nic poza wydziałem. Że dla niego poświęcili wszystko. Nie brali łapówek, bo bali się, że jeśli straciliby pracę, straciliby siebie.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Nie. Pamiętam, jak kiedyś wyjął pocisk z portfela i powiedział, że to pamiątka po tym, jak chciał się zabić. Nie wyszło, bo spłonka w pocisku nie odpaliła. Wtedy myślałem, że to taki Sławkowy mit. Teraz myślę, że było inaczej. On o swoim samobójstwie mówił od czasu „Prawdziwych psów”. To więc trochę bardziej było pytanie, „kiedy”, a nie „czy” to nastąpi.
Ilu takich samobójców poznałeś w policji?
Nie liczę. Ale tych historii jest dużo. Pamiętam kobietę, która strzeliła sobie w głowę w służbowym samochodzie. I ostatnie, co robiła przed śmiercią, to otwarcie bocznej szyby w aucie, żeby wystrzał nie uszkodził służbowego mienia. To wydaje się groteskowe, ale pokazuje, jak policja jest w nich wdrukowana do samego końca.
Długo trwało zanim zaczęli traktować cię jak swojego?Dopiero po pół roku przestali zwracać uwagę na kamerę. Na początku w ogóle nie chcieli współpracować. Uciekali nam samochodem, wyłączali mikroporty. Ale ja konsekwentnie przychodziłem z nimi rano do roboty, wychodziłem wieczorem i szedłem pić. Bywałem w ich domach. W końcu jakoś mi zaufali.
I zaprzyjaźnili. Odwiedzałeś Opalę w więzieniu?
On nie chciał się z nikim widzieć. Ani z rodziną, ani z przyjaciółmi. Jego relacje w życiu na wolności trochę się posypały. Kiedy wyszedł, okazało się, że przyjaciele znaleźli się już w zupełnie innym miejscu.
Koledzy z byłego wydziału zabójstw?
Spoza. Sławek miał kilku kolegów też poza policją. Generalnie nie ma byłych policjantów, bo psem jest się przez całe życie. Tak było w przypadku Sławka i innych z wydziału zabójstw. Właśnie dlatego nie wierzę w sprzedajność Sławka. Policjanci z tego wydziału to była elita. Oni nie brali łapówek. Ludzie się śmieją, nie wierzą, ale oni naprawdę nie brali. Nie dlatego że byli megaświęci czy mieli ponadprzeciętny moralny kręgosłup. Tylko z lęku.
Że ich złapią? Że wyrzucą z policji?
W tamtych latach nie można było iść do psychologa, bo to by było źle widziane. Nie było siłowni, gdzie policjant mógłby pójść się wyżyć, boiska do kosza, na którym mógłby się wybiegać i zresetować. Bez wentyli bezpieczeństwa oficerowie nie byli w stanie odciąć się od pracy. Wyobraź sobie: idziesz na zdarzenie z wypatroszoną kobietą czy zwłokami dziecka, a za chwilę masz wrócić do domu i zająć się wieszaniem firanek. Nie jesteś w stanie. Odklejasz się od normalnego życia. Tracisz bliskich, rodzinę. Na odstresowanie masz tylko alkohol. Mówiło się o tym wydziale zabójstw, że ośmiu na dziesięciu policjantów to alkoholicy i rozwodnicy z dwójką dzieci i psem, który nie aportuje. Ci policjanci w pewnym momencie orientowali się, że nie mieli nic poza wydziałem. Że dla niego poświęcili wszystko. Nie brali łapówek, bo bali się, że jeśli straciliby pracę, straciliby siebie.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay