Sylwester Latkowski: Ty swoją kobietę chowałeś w domu, prawda?
Masa: Sama się chowała. Po prostu zawsze stroniła od gangsterki.
A inne kobiety? Jaką rolę odgrywały w polskiej mafii?
Masz na myśli te, które kierowały gangami, czy te, które były potrzebne mafiosom?
„Potrzebne”?
No wiesz, mafioso też człowiek. Gdzieś się musi wyładować…
Mówisz o seksie? O paniach, które były przez mafiosów po prostu „używane”.
Niektóre nawet solidnie.
Co tym kobietom w was, gangsterach, imponowało?
Bogactwo.
Do nich wrócimy. A ile kobiet było w tym świecie ważnymi postaciami?
Zero.
Jak to, a Słowikowa?! [Żona Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik, twórcy gangu pruszkowskiego – red.].
No cóż, jaka mafia, takie kobiety.
Musisz przyznać, że ona prowadziła własne interesy. Nie siedziała w kuchni.
To prawda, ale wszystko jest kwestią skali. W mafii pruszkowskiej nie było czegoś takiego jak kobieta mafii w znaczeniu osoby, która odgrywa samodzielną rolę.
Nie dopuszczaliście ich do ważnych spotkań?
Generalnie nikt by sobie nie pozwolił, żeby kobieta zajmowała w gangu eksponowane stanowisko. Oczywiście, były różne sytuacje. Weźmy np. Żabę [Jerzy W. ps. Żaba, aresztowany w 2005 r. boss narkotykowy, członek władz „Pruszkowa” – red.]. Baśka Żabowa wtryniała się do wszystkiego, musiała dorzucić swoje pięć groszy do każdej sprawy, patrzyliśmy na to z zażenowaniem. Ona uwłaczała godności Żaby.Jaka to była kobieta?
Prymitywna. Zachłanna na pieniądze, wychowana w środowisku przestępczym, sama zresztą miała na koncie pięcioletni wyrok za „dziesionę”.„Dziesiona” – tak się wtedy mówiło na napad z rabunkiem. Inny przykład to Jadźka Alego [Ali – Zbigniew K., jeden z przywódców gangu pruszkowskiego – red.].
Co się z tymi kobietami działo, gdy mężowie ginęli albo trafiali za kratki?
Generalnie szły w niepamięć.
Coś musiały jednak robić.
Nie śledziłem ich losów. Były na tyle nieistotne, że nikt się nimi nie przejmował.
Ale np. Słowikowa na zgliszczach mafii zaczęła robić biznesy. Opowiadano mi, jak w jednym z warszawskich lokali brylowała ze swoim kochankiem Rosjaninem.
A wychodząc, dostała w pysk.
Też o tym słyszałeś?
Była taka sytuacja. Kłóciła się z rosyjskojęzycznym gangsterem, a oni nie są przyzwyczajeni, że kobieta tak się zachowuje. No i ten gość, wychodząc z lokalu, strzelił ją w papę. Szybko się pogodzili.
A Słowikowa?
Wcześniej była zwykłą sekretarką. Słowik ją rozpieścił, brał wszędzie, więc złapała trochę tego gangsterskiego obycia.
Siedzi teraz w Piotrkowie, za kraty trafiła przez Proketa, faceta, o którym żartowano, że zaczynał od podawania jej futra. Podobno też z nią sypiał.
Sypiał, oczywiście.
Jak rozumiem, w polskich gangach nie obowiązywała zasada włoskiej mafii, że nie można ruszać kobiety kolegi?
Do pewnego momentu obowiązywała. Na początku lat 90. starzy pruszkowscy wysłali kiedyś snajperów, którzy mieli zastrzelić jadącego samochodem Wieśka Niewiadomskiego. I ci kilerzy nie oddali strzału tylko dlatego, że w aucie z boku siedziała żona. To było wtedy dla wszystkich oczywiste.
A później?
Nie było już żadnych zasad. Pełne zdziczenie.
Te twoje opowieści są dość przerażające. Wiem, że były u was gwałty…
Generalnie mafia nie musiała gwałcić. Na początku lat 90. kontrolowaliśmy 90 proc. burdeli, w każdym było po pięć, siedem panienek. Przemysł.
Rozumiem, że wchodziliście do agencji, omawialiście biznesy, a przy okazji zaspokajaliście się.
Dokładnie. Jak nie chcieliśmy obdmuchiwać panienek lekkich obyczajów, szliśmy na dyskotekę. Nie było trudno, bo wtedy wszyscy się z nami liczyli – bramkarze, właściciele, barmani. Płacili nam haracze, drżąc, podawali nam drinki. Panienki to widziały, imponowało to im.
I marzyły o tym, żeby pójść do łóżka z gangsterem?
Możesz w to nie wierzyć, ale tak było. Wiesz, myśmy byli wtedy modni, mieliśmy wpływy.
Podobno przejęliście nawet największe konkursy piękności.
Tak. Żeby mieć dostęp do ładnych panienek. Jury decydowało pod nasze dyktando. Zresztą niejednokrotnie sami siedzieliśmy w jury. Wcześniej jeździliśmy na zgrupowania, nawet fotografowie byli naszymi ludźmi.
Dziewczyny musiały z wami sypiać?
Nie da się ukryć, że tak. Pamiętam początek lat 90., wybory Quin of Poland w Chicago, Polonia z różnych krajów wystawiła najlepsze kandydatki. W tamtejszym hotelu Hilton dosłownie orgie się odbywały. Jedna dziewczynka, z któregoś kraju na wschodzie, nie chciała się zgodzić na seks, zrobiła ostrą aferę. Za karę zabrano jej kolorowy telewizor, który wcześniej dostała, wyrzucono ją też z hotelu. Nocowała w jakimś trzeciorzędnym, z kierowcami tirów.
Jak te wasze wpływy wyglądały?
Dam przykład. Zadzwonił kiedyś do mnie w nocy znajomy biznesmen i powiedział, żebym przyjechał do Victorii, jak przyjadę, nie będę żałował. Niechętnie zwlokłem się z łóżka, pojechałem, w samochodzie trochę oprzytomniałem, a na miejscu czekała na mnie grupa fajnych lasek. Wśród nich superdziewczyna, okazało się, że to zwyciężczyni jednego z największych w Polsce konkursów miss. Ten biznesmen od razu zauważył moje spojrzenie, powiedział: „Ha, widziałem, że ci się podobała. To jest Miss Polski, prezent dla ciebie”. I dostałem ją z kluczykami do pokoju.
Poszła?
Tak.
Rano co do ciebie powiedziała?
Rano? Za dwie godziny byliśmy z powrotem na imprezie. Była szczęśliwa, bo obiecałem jej butik, a ona wiedziała, że kto jak kto, ale ja słów na wiatr nie rzucam.
Butik jej obiecałeś? Dałeś jej w prezencie sklep odzieżowy?!
Tak.
Wiesz, że to była forma prostytucji?
Jak chcesz, to tak to nazywaj. W pewnym sensie w małżeństwie też jest prostytucja.
Proszę cię!!!
Nie? Jak żona idzie z mężem do łóżka, a on jej kupuje futro, drogie buty czy sukienkę, to nie ma to znamion prostytucji?
Ty masz jednak straszne zdanie o kobietach.
Ja? No co ty! Kobiety trzeba czcić, kochać i…
…kupować.
Kupować też. I rozpieszczać. Wielu moich znajomych ma zapracowane żony, które niechętnie z nimi chodzą do łóżka. Ale kiedy kupią jej fajny prezent albo np. opłacą nianię, żeby mogła trochę odpocząć, od razu mają superseks. To czym to się różni od prostytucji?
Mam trochę inne zdanie i przy nim pozostanę.
A ja obserwuję życie i nazywam po imieniu.
Tak czy inaczej, trochę kosztowały was te kobiety, prawda?
No, mnóstwo.
Ty za co płaciłeś?
Dawałem na utrzymanie. Kupowałem im mieszkania, samochody, ciuchy. Lekką ręką. Nierozsądny byłem.
I łudzisz się, że te wszystkie dziewczyny widziały w tobie nie tylko kasę?
Kasa była ważna, ale chodziło o coś więcej. Myśmy im naprawdę imponowali.
A ja myślę, że one się was zwyczajnie bały.
Nie, czemu?
To był czas, gdy w waszym środowisku ciągle wybuchały jakieś bomby, dochodziło do strzelanin, egzekucji. To nie jest normalne życie.
Ale kobiety na tym nie cierpiały. Nie słyszałem, żeby któraś się skarżyła.
To może te dziewczyny wcale nie były ofiarami? Może były świadome tego, w co wchodzą?
Poczekaj, ustalmy, o kim mówimy. Były dziwki, po które jechało się jak na siłownię. Ale były też utrzymanki, coś w połowie między dziwką a małżonką. Do utrzymanki jechało się podobnie, ale trzeba było jeszcze stworzyć otoczkę. Zostawić prezent, dać jakieś pieniądze, pogłaskać, przytulić. W dobrym tonie było mieć stadko takich dziewczyn.
Ty swoje byłe czasem spotykasz?
Czasem tak.
Co teraz robią? Pracują w sklepie rybnym?
Nie mam pojęcia. Po prostu: cześć, cześć. Koniec.
To wrócę do pytania: im się chyba opłacało z wami zadawać.
Wiele z nich było z biednych rodzin i dla nich taka znajomość to był świetny start. Wiesz, jakieś mieszkanie w bloku, lepsze ciuchy, samochód, czasem pieniądze – to było coś. W jakimś stopniu taką delikwentkę ustawiało. Wiesz, dziewczyny kochają pieniądze, przynajmniej większa część.
Nie baliście się, że któraś tego nie wytrzyma i np. was sypnie?
Już mówiłem, że one nic nie wiedziały. Przy nich się o niczym ważnym nie rozmawiało.
Mam wrażenie, że mówisz o tych kobietach z pogardą…
Powiem ci szczerze, ja się ich brzydziłem. To były takie wyszczekane bazarówy. Pewnie dlatego moją żonę starałem się od tego izolować. Ona, spokojna, sympatyczna, do tych ludzi nie pasowała. Zresztą sama unikała towarzystwa. Na żadnych materiałach dotyczących mafii, które zostały opublikowane, część przeze mnie, jej nie znajdziesz.
Który z gangsterów najmniej szanował kobiety?
Kusisz mnie, żebym coś palnął…
Ja słyszałem, że „Parasol”, uznawany za szefa „Pruszkowa”…
Jednego z szefów. No tak, to był wyjątkowy sadysta. Gwałcił, lubił się znęcać. W bestialski sposób po prostu odbywał się ten seks, lubił np. rozerwać jej narządy, oddać w trakcie stosunku mocz, nieraz kobieta miała później fizyczne urazy. Straszne.
Bił?
Wielokrotnie. O tym ludzie z „Pruszkowa” wiedzą.
Żadna nie poszła na policję?
Poszła niejedna. Sprawy były tuszowane.
I mimo wszystko kolejne kobiety godziły się na towarzystwo „Parasola”?
A myślisz, że skąd on te panienki brał? Głównie z klubów go-go, więc co one miały do powiedzenia? Wiesz, to był naprawdę paskudny świat. Także dlatego zostałem później świadkiem koronnym.
Mimo wszystko życie kobiety mafii nie jest lekkie.
Ale jest bogate.
I prawie zawsze kończy się tragicznie. Weźmy twój związek – rozpadł się.
To było zmęczenie materiału. Po prostu w pewnym momencie przestaliśmy się dogadywać.
U innych członków mafii też tak było. Prawie zawsze.
A u zwykłych ludzi to nie?
Czasem im się jednak udaje. A gangsterom nigdy. Znasz jakiś związek w tym świecie, który przetrwał?
Bardzo wiele. „Parasol” chociażby. W stałym związku, z tą samą kobietą.
Poczekaj, przed chwilą mówiłeś o nim jako o gwałcicielu i sadyście. Swoją żonę oszczędzał? Nie robił jej tego?
Być może robił, ale to nie było wywlekane na światło dzienne. Inny przykład: „Wańka”. Z czołówki to jedynie „Słowikowi” nie wyszło, ale on został walnięty w rogi.
Kobieta, której mąż idzie siedzieć, ma dosyć. Robiłem kiedyś film i poznałem takie historie. Lata mijają, ona wraca sama do wielkiej willi pełnej złota, bogactwa, jeździ supersamochodem, który jeszcze jej został, ale generalnie ma już dość. Ma potrzebę wparcia, czułości, nieraz jest też dziecko, któremu cały czas musi mówić, że tatuś wyjechał za granicę, ale przecież ile można kłamać? Zresztą dziecko w pewnym wieku zaczyna korzystać z internetu, wstukuje swoje nazwisko w Google i się dowiaduje, że tatuś siedzi za zlecenie zabójstwa. Często nie potrzebuje nawet internetu. Przecież chodzi do zwykłej szkoły, nie imienia Ala Capone, tylko zwykłej. Koledzy prędzej czy później się dowiedzą i mu powiedzą.
Wiem, ponieważ taką sytuację sam przeżyłem. Jak poszedłem do aresztu, moje dzieci były nękane, w szkole bardzo szybko się takie wiadomości rozchodzą. Po jakimś czasie wszystko wróciło do normy, nawet dyrektorka interweniowała. Wiesz, ja nie szczędziłem na szkołę, kiedy np. trzeba było kupić tartanową bieżnię, pomogłem. I jakoś się wszystko wyprostowało.
Obecnie masz kobietę.
Mam.
Młodszą?
Sporo. Hollywoodzka różnica wieku. Mimo to pamiętaj, że ja jeszcze nie jestem stary. Mam 52 lata.
To chyba nie była dla niej łatwa decyzja? Wiedząc, kim byłeś, co robiłeś. Niełatwo się żyje z człowiekiem, na którego dybią.
Ciężko to przełknęła, ale przełknęła.
Jak się spotkaliście, wiedziała, kim jesteś?
Nie, absolutnie. Po prostu w pewnym momencie musiałem się przyznać, kim jestem. Zaangażowałem się i ja, i ona, i musiałem jej powiedzieć, kim jestem.
A jak ją poznałeś? W jakiej sytuacji?
Na siłowni. Zapytała mnie, co jem. A jadłem odżywki, aminokwasy potreningowe, podobno z dużym namaszczeniem to robiłem, więc ją to zaintrygowało. Bo widziała, że trochę towaru na sobie mam. To była nowicjuszka, ciekawił ją temat, od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać i się nią zająłem.
Tak od razu?
Mówię o treningu. Rozpisałem jej program treningowy, później poszliśmy na dyskotekę.
Zostałeś jej osobistym trenerem, można powiedzieć.
Tak.
Nic nie zwróciło jej uwagi? Nic nie podejrzewała?
Nie. Ja nie wzbudzam podejrzeń.
Jako świadek koronny musisz być ostrożny. Nie obracasz się np. za siebie?
Zauważyłeś, żebym jakoś inaczej się zachowywał niż inni?
No dobra, jesteście pewien czas ze sobą i przychodzi moment, że musisz jej powiedzieć. Jak zareagowała? Szok?
Dużymi oczyma zaczęła na mnie patrzeć dopiero drugiego dnia, kiedy przestudiowała internet.
I co?
Było już za późno. Wpadliśmy w sidła miłości (śmiech).
Nie boi się być z tobą?
Status świadka koronnego daje mi ten przywilej, że wszystkie osoby ze mną związane są w programie ochronnym. Dalej nie mogę mówić.
Wróćmy do kobiet mafii. Piły? Ćpały?
I piły, i ćpały, ale nie wszystkie. Zależy które. Nie można uogólniać.
Wiesz, to jednak nie były osoby, które o ósmej wchodziły do biura, a o szesnastej wychodziły…
Myślisz, że te, które chodzą do biura, nie piją? Są takie, które po powrocie z pracy rzucają torbę, mijają chlew, co stoi w zlewie, i pierwsze, co robią, to idą do lodówki, żeby sobie otworzyć piwko.
Ale ich psychika jest mimo wszystko inna. Jak im facet nie wraca do domu, to myślą, że poszedł z kolegami na piwo, a nie robi właśnie napad z bronią w ręku. Też stres, ale jednak inny.
Mało kobiet tak naprawdę obchodzi mąż. Za bardzo idealizujesz związki.
Zakochałeś się kiedyś tak naprawdę?
Tak.
Czyli wierzysz w miłość?
Wierzę.
Jak słyszę, co mówisz o kobietach, to mam wątpliwości.
Bo mam na liczniku czterocyfrówkę i nie jestem naiwny.
U was w ogóle rozmawiało się o miłości?
No pewnie. Mówiło się o tym, że ktoś puścił kobietę kantem albo że ktoś którąś miał.
O miłość pytam.
Że ktoś się w którejś zakochał? Albo że jakaś dziewczyna się zakochała? O tym się nie mówiło, to było nieistotne.
Ale np. w żartach? Że jakiś ważny facet strasznie się w którejś zakochał i zwariował na jej punkcie.
Zazwyczaj takie wariactwo trwało pół wieczora. Przynajmniej u mnie.
A u innych?
Może wieczór i jeszcze noc, to wszystko. Później każdy klient normalniał. Zresztą, nie miał wyboru, bo by go wygwizdali, wyśmiali.
Czyli w polskiej mafii panował kult macho.
Przynajmniej na takich się kreowaliśmy. Kiedyś było trzech naszych gości na Żbikowie, w pewnym momencie doszli do wniosku, że muszą popchnąć panienkę, z którą wcześniej pili alkohol. A z racji tej, że nie mieli prezerwatyw, postanowili, że ją...
Nie kończ. To jest do gazety. Jak chcesz anegdoty, to jednak cenzuralne.
Oj, będzie problem.
OK. To kończmy.
Tekst ukazał się w numerze 20 /2014 tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay