"Każdy cywilizowany kraj poradziłby sobie z ebolą"

"Każdy cywilizowany kraj poradziłby sobie z ebolą"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Posobkiewicz, p.o. Głównego Inspektora Sanitarnego (fot. FOT. TEDI/NEWSPIX.PL / Newspix.pl ) Źródło: Newspix.pl
Koordynator do walki z epidemią eboli David Nabarro, ogłosił dzisiaj, że na walkę z wirusem trzeba prawie miliard dolarów. Jeszcze miesiąc temu, szacowano, że potrzebne będzie "tylko" 100 mln dolarów. Nabarro zaznaczył jednak, że od czasu ostatniej wyceny zwiększyło się nie tylko nasilenie epidemii, ale podwoił się także jej zasięg. - Zawsze jest ważne kto to wylicza i jakie zamierza zaangażować siły i środki. Czasami z takimi samymi pieniędzmi czasami można zrobić więcej, czasami mniej. Na razie choroba ma proces rozwojowy - jest coraz więcej przypadków, a więc rośnie grupa, która może być na nią narażona - mówi Marek Posobkiewicz, p.o. Głównego Inspektora Sanitarnego.
- Na pewno wszystkie koszta poniesione w ramach pomocy humanitarnej w tych krajach, w których są ogniska wirusa zwrócą się jako inwestycja w szeroko rozumiane zdrowie publiczne czyli w zdrowie mieszkańców tych krajów, a również w nasze zdrowie i bezpieczeństwo - dodaje.

Według Posobkiewicza, im szybciej uda się opanować ogniska w Afryce, tym szybciej poprawi się sytuacja epidemiologiczna na świecie. Jego zdaniem, tak wysokie koszta walki z ebolą, wynikają z tego, że problem rozprzestrzeniania się wirusa jest o wiele bardziej złożony niż nam się wydaje. - To nie jest tylko kwestia leków, szpitali, kadry medycznej, ale też stworzenia stref kwarantanny, ogólnej świadomości zagrożenia czy organizacji pochówku - powiedział. - Jeśli osoba z objawami ucieka ze szpitala lub jest stamtąd zabrana przez rodzinę - to nie wpływa dobrze na walkę z epidemią. Również obrządki pogrzebowe - mycie ciała zmarłej osoby i całowania jej wpływają na szerzenie się tej choroby - powiedział.

Oprócz tego, należałoby wysłać tam pracowników "stricte medycznych", którzy nadzorowaliby, izolację osób chorych na gorączkę krwotoczną i kwarantannę osób, które miały z nimi kontakt. W przypadku kwarantanny, osoby potencjalnie zarażone powinni być jej poddani przez 3 tygodnie. - Dzięki temu można przerwać przekazywanie choroby dalej - mówił Posobkiewicz.

Według p.o. GIS, informacje o rozprzestrzenianiu się wirusa ebola sprawiają, że pracownicy służby zdrowia "są trochę bardziej wyczuleni" i zdarza im się postawić rozpoznanie gorączki krwotocznej, tylko na podstawie tego, że ktoś wrócił z Afryki  i ma gorączkę czy biegunkę. I wtedy dla bezpieczeństwa woli zdiagnozować taką osobę w kierunku eboli. - Sens diagnozowania eboli jest wtedy, gdy ktoś wraca z terenu objętego epidemią tej choroby i miał bezpośredni kontakt z chorymi lub ze zwłokami tych osób. Tylko wtedy można się zarazić - skomentował coraz częstsze doniesienia jakoby ebola pojawiła się już w Europie czy w Polsce.

Posobkiewicz uważa, że ludzie z Europy mają wysoką świadomość tego, jak bardzo niebezpieczna jest gorączka krwotoczna i nie będzie szukał kontaktu z osobami zarażonymi. Jego zdaniem, jeśli doszłoby do pojawienia się wirusa ebola w Europie, każdy "cywilizowany kraj", by sobie z tym poradził - ponieważ od razu osoby chore zostaną poddane izolacji, a te, które miały z nimi kontakt trafią na kwarantannę.

- W chwili obecnej, przy takim rozwoju medycyny, oprócz tego czekania na bierne wygaśnięcie ogniska choroby, trzeba robić co się da w ramach wszelakiej formy pomocy humanitarnej, aby pomóc miejscowym służbom medycznym - odniósł się na koniec do postulatu ONZ.