Mieszkają w dużych miastach. Im większa aglomeracja, tym ich więcej. Właśnie zdali maturę albo studiują. Marzą o tym samym co rówieśnicy: fajnej dziewczynie, fajnym chłopaku i świetnych zarobkach. Rodzice wmawiali im, że wystarczy skończyć studia, znać dwa języki obce i świat staje otworem. A oni widzą, że ich starsze koleżanki i koledzy z dyplomami siedzą w hipermarketach za kasą. Tymczasem znajomi rodziców, choć znacznie gorzej wykształceni, mają robotę o wiele lepszą i ani myślą zwalniać miejsca.
Do tego dochodzi poczucie, że są lepsi od swoich rówieśników. Wszak nie tracą czasu na głupie gierki w komputerach, sporo wiedzą o ekonomii, o wiedeńskiej szkole ekonomicznej są w stanie dyskutować długo, a na spotkaniach przy piwie rozmawiają o Polsce. Są w wieku 18-25 lat, w tegorocznych eurowyborach zagłosowali na Janusza Korwin-Mikkego. W sumie jest ich prawie 220 tys. osób. Postanowiłam się im przyjrzeć.
NIE BYĆ BEZBOŻNYM KNUREM
– Skoro jesteście lepsi, to skąd obawa o przyszłość? – pytam Marcina Mazurka. To 18-letni geniusz matematyczny wychowany w blokowisku na warszawskiej Pradze. – Nie żartuj. W tej chwili nie decydują kryteria lepszy – gorszy, tylko układ. Kto nie ma układów, nie jest w stanie się przebić – brzmi odpowiedź.
Sam Marcin nie boi się jednak o własną przyszłość. Zdał maturę w liceum Batorego, dostał propozycję podjęcia studiów w Londynie na wydziale matematyczno- -informatycznym. Tysiące funtów czesnego płacą co miesiąc władze brytyjskie, ale trzeba jeszcze wynająć mieszkanie i żyć. Dlatego Marcin zastanawia się, czy wybrać karierę na Wyspach, czy pozostać w Polsce. Jako olimpijczyk ma zagwarantowany indeks Uniwersytetu Warszawskiego. – Wolałbym zostać w Polsce, bo wiem, że jak wyjadę, to już nie wrócę – mówi. Podobnie uważają jego koledzy i koleżanki. Nie chcą wyjeżdżać. Otaczający ich świat widzą jednak w czarnych barwach: królują układ, złodziejstwo i marnotrawstwo.
– Nie zgadzam się na utrzymywanie bandy lewaków. Kiedy państwo przestanie za nich płacić, wezmą się do uczciwej roboty. To samo z edukacją. Studia są za darmo, więc każdy idiota robi jakieś magisterium i zapycha rynek pracy stertą bezwartościowych dyplomów. Wykształcenie powinno być przywilejem wybranych, którzy są do tego predysponowani – mówi 19-letnia Ania. Reszta kiwa głową z aprobatą. Siedzimy w jednej z knajpek w pawilonach na tyłach Nowego Światu. – A gdyby wasi koledzy, którzy nie mają bogatych rodziców, a są zdolni, chcieli studiować, nie byłoby to niesprawiedliwe? – pytam. Młodzi ludzie mają gotową odpowiedź: recepta jest prosta – bon edukacyjny, który trzeba później odpracować. Fundacje zakładane przez bogatszych, które będą pomagać biedniejszym.
– Solidarność z zasady musi być dobrowolna. Najpierw chcę się wzbogacić, a dopiero potem pomagać słabszym. Nie chcę być do tego zmuszany – przekonuje Marcin Mazurek. – A co, jeśli z biegiem lat przejdzie ci ta chęć pomagania? – pytam. – Nie przejdzie. Nie jestem bezbożnym knurem. – A jaka jest gwarancja, że nie jesteś bezbożnym knurem? – nie daję za wygraną. – Nie ma. Ale to nie powód, żeby mnie okradać. Nie można usprawiedliwiać kradzieży.
Dodajmy: kradzieży powszechnej. Państwo łupi tych, którzy lepiej sobie radzą, pobiera od nich haracz za sukces. Ale to wszystko się zmieni. Przyjdzie przewrót i zmiecie obecne elity. Tusk jeszcze wyląduje w więzieniu za zamach na OFE, a Kaczyński – za oddanie części suwerenności w traktacie lizbońskim. Od tego momentu wszystko będzie normalnie. Czyli jak? Prosty system podatkowy, prywatna służba zdrowia, prywatne szkoły, które uczyłyby tego, czego chcą uczniowie i rodzice. Edukacja to zdecydowanie jeden z najważniejszych tematów dyskusji. – Państwo nie ma prawa narzucać mi tego, czego się uczę. Rządzący zdjęli odpowiedzialność za edukację z rodziców, a to wielki błąd. Przecież to rodzice wiedzą najlepiej, czego potrzebujemy. Nie chcemy, aby po dojściu przez PiS do władzy wpisano nam pięć godzin obowiązkowej religii, a po dojściu do władzy Palikota – pięć godzin obowiązkowej edukacji seksualnej. Wolny rynek to świetna recepta na wszystko – mówi Marcin.
Od tego wolnorynkowego widzenia świata są jednak wyjątki. Gdy pytam o strategiczne spółki energetyczne, o złoża i lasy, pojawiają się wątpliwości. Są przecież patriotami. – Z prywatyzacją strategicznych spółek, złóż i lasów można poczekać, aż w kraju pojawią się polscy miliarderzy. Na razie ich nie ma, bo system na to nie pozwala, ale jak system padnie, to będą. I kupią zarówno złoża, strategiczne spółki, jak i lasy. Lasy oczywiście w całości, miliarderzy kupią je dla kaprysu, a nie po to, by pociąć je na deski i zarobić – Marcin Mazurek ma odpowiedź na każde pytanie.
INTERPRETOWAĆ JANUSZA
Moich rozmówców pytam o kontrowersyjne wystąpienia swojego mentora. Kwitują je krótko: – Pana Janusza trzeba umieć interpretować. Przykład? Słowa o gwałtach. To nie była zachęta ani przyzwolenie na seksualną przemoc. Jesteśmy za najostrzejszymi karami dla gwałcicieli. – A jak inaczej interpretować słowa: „kobiety zawsze udają, że pewien opór stawiają”? – dopytuję. – Zadaniem mężczyzny jest odróżnić, kiedy kobiecy opór jest elementem normalnej gry seksualnej, a kiedy rzeczywistego oporu – tłumaczy tegoroczny maturzysta.
Z podobną łatwością interpretuje skandaliczne słowa o niepełnosprawnych czy aneksji Krymu. – Można uważać, że uprawianie sportów przez niepełnosprawnych jest bezsensowne, ale przecież nikt nie chce tego zabronić. Ja uważam, że granie na komputerze jest głupie, ale to nie znaczy, że chcę to zdelegalizować! – A aneksja Krymu? – Z punktu widzenia polityki rosyjskiej to słuszne. Prawo silniejszego. – A że przy okazji pogwałcono prawo międzynarodowe? – Pytanie, czy konwencje mają dziś jakiekolwiek znaczenie. Ważne, jaka będzie Ukraina z punktu widzenia interesu Polski – przekonuje Marcin. – Dobrze by było, żeby była stabilna, nie powinna być też rządzona przez banderowców. Od Putina należy się trzymać jak najdalej, ale pohukiwania na Rosję nie mają sensu. Za Janukowycza Ukraina była stabilna, a nasi politycy, jeżdżąc na Majdan, wzięli udział w destabilizacji.
– Chciałbyś, żeby twoja żona siedziała w domu i nie pracowała? – zmieniam temat, aby sprawdzić, czy mój rozmówca ma odpowiedzi na wszystkie pytania. – Chciałbym, żeby miała wybór. Żebym mógł utrzymać ją i siebie. Niech sama zdecyduje, czy chce pracować, czy zostać w domu. Wszyscy moi rozmówcy oburzają się, jak w mediach nazywają ich nieświadomą masą. – Oczywiście, że byli tacy, którzy zagłosowali dla hecy, ale większość z nas dokonywała świadomych wyborów. Wkurza mnie to mówienie, że młodzi nie wiedzą, co robią. Wy, dziennikarze, najpierw gadacie, że młodzi to przyszłość narodu, a potem nas ośmieszacie. Każdy z nas najlepiej wie, jak o siebie zadbać, i nie potrzebujemy bandy urzędników, którzy za nasze pieniądze będą mówili nam, jak żyć.
To my karmimy tych złodziei – denerwuje się Piotr, student Uniwersytetu Warszawskiego. Na moją uwagę, że na razie nikogo nie karmią, bo nie płacą podatków, grupa młodych ludzi ostentacyjnie wstaje i opuszcza knajpkę. – Mieliśmy rozmawiać poważnie. Na szczęście jest nas coraz więcej. W liceach i gimnazjach rosną kolejne roczniki. Jeszcze pokażemy, na co nas stać! – słyszę przed trzaśnięciem drzwi. – To wyznawcy integralnego liberalizmu – mówi o moich rozmówcach dr Jarosław Flis, socjolog. – Według nich wszystkie problemy świata da się rozwiązać, likwidując kontrolę państwa. Każdy ma sobie radzić sam. Druga grupa to młodzież kierująca się hasłem:
„Skoro nam jest źle, to trzeba pogonić całą bandę”. Trzeci nurt to elektorat hecy. Na zasadzie: „Król dał małpie władzę, bo go bawiła” – ocenia. Profesor Janusz Czapiński, autor „Diagnozy społecznej”: – Tych młodych ludzi łączy anarchizm przejawiający się w patologicznym indywidualizmie. Uważają, że człowiek nie może być niczym ograniczony, nie ma żadnych nakazów. Jego ryzyko, jego odpowiedzialność. Wzrostu popularności takiego myślenia wśród młodych nie traktuje jednak poważnie. – To sezonowe. Ludzie dorastają i wyrastają z tych prawd. Nie sądzę, aby młodzież potrafiła zarazić swoich rodziców poglądami – puentuje prof. Czapiński.
ZAGOSPODAROWAĆ MŁODYCH
Inaczej sytuację postrzega dr Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego obserwujemy proces delegitymizacji klasy politycznej. Politycy tracą poparcie. W badaniu GfK Polonia tylko 16 proc. obywateli obdarzyło ten zawód zaufaniem. To z kolei prowadzi do deprofesjonalizacji klasy politycznej. – W Polsce mamy rentierów polityki, bo polityka daje kasę, a kasa tworzy polityków. Króluje sondażokracja, obsesja reelekcji. Mamy do czynienia z faktem istnienia dwóch kompletnie różnych partii. PO to kartel obsadzający spółki, PiS to partia doktrynerska. Taka jest baza postrzegania polskiej polityki. Niestety, politycy nic nie chcą z tym zrobić – podkreśla dr Konarski. Postawę młodych ludzi uważa za ostrzeżenie, bo wyborcy, którzy do niedawna w proteście nie głosowali, zaczynają ewoluować od biernego oporu do aktywności. Nie chcą siedzieć w domu. Chcą zamanifestować swoje niezadowolenie, wybierając ruch antysystemowy.
– Jeśli arogancja władzy i opozycji będzie się pogłębiać, to będzie się również pogłębiać radykalizacja. Korwin-Mikke jest zbyt egocentryczny, skupiony na sobie, aby doprowadzić do stworzenia partii. Ale z czasem antysystemowa partia może się pojawić. Ci młodzi ludzie mogą być zaczynem buntu – puentuje Konarski. Również dr Bartłomiej Biskup wątpi w możliwości organizacyjne Korwina. – To jest na razie grupa wyborców bez struktur – podkreśla dr Biskup. Kampania oparta była wyłącznie na liderze, a ów lider nie jest zdolny do przekształcenia grupy wyznawców w coś poważniejszego. Pytanie, co będzie, jeśli pojawi się ktoś, kto wzbudza emocje i jednocześnie będzie zdolnym organizatorem, który zagospodaruje młodych wkurzonych. Wkurzonych coraz bardziej.Tekst ukazał się w numerze 23 /2014 tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay