Jak CIA przekazywała 15 mln dolarów w kartonach polskiemu wywiadowi, dlaczego Amerykanie zrezygnowali z przesłuchań w Kiejkutach – „Wprost” dotarł do nowych szczegółów sprawy tajnych więzień CIA w Polsce.
Początek 2003 r. W tajnej bazie polskiego wywiadu w Kiejkutach od kilku tygodni trwają przesłuchania ludzi podejrzanych o terroryzm. W sumie przez dwie wille „podnajęte” CIA przewinęło się 11 osób podejrzanych o terroryzm. Amerykańscy śledczy stosowali wobec nich agresywne metody przesłuchań. Więźniowie byli podtapiani, do głów przystawiano im włączone wiertarki, symulowano egzekucje. Pierwsze samoloty z więźniami przyleciały na pobliskie lotnisko w Szymanach na początku grudnia 2002 r.
KARTONY NA MIŁOBĘDZKIEJ
Na początku 2003 r., gdy w Kiejkutach trwały pierwsze przesłuchania, w warszawskiej siedzibie Agencji Wywiadu przy ulicy Miłobędzkiej odbyła się skromna uroczystość. Chodziło o przekazanie 15 mln dolarów. Obdarowanym była Agencja Wywiadu, darczyńcą zaś – Centralna Agencja Wywiadowcza, która od kilkunastu miesięcy, po atakach na WTC, prowadziła globalną wojnę z terroryzmem. Na początku 2014 r. fakt przekazania pieniędzy ujawnił dziennik „Washington Post”. „Wprost” dotarł do nowych szczegółów tej sprawy. Przekazanie pieniędzy odbyło się uroczyście, na siódmym piętrze budynku Agencji Wywiadu, gdzie biura mają szefowie służby. Z polskiej strony w uroczystości brali udział: szef wywiadu Zbigniew Siemiątkowski, jego zastępca Andrzej Derlatka, dyrektor finansowy agencji oraz kasjer. Pieniądze przywieziono na wózku, były ułożone w kartonach. Odbierający gotówkę komentowali, że tyle miejsca zajmuje taka właśnie kwota pieniędzy. Przeliczanie dolarów trwało kilka godzin, następnie pieniądze zostały wpłacone na specjalne konto w Narodowym Banku Polskim. – Nie jest tak, że to była zapłata za zgodę na oddanie CIA części ośrodka w Kiejkutach, by mogli tam przetrzymywać podejrzanych o terroryzm – mówi informator ze służb.– A co to było?
– To były pieniądze przeznaczone na operacje specjalne. Służba ma dojście do informacji, które interesują sojusznika. Jak sojusznik jest zainteresowany, to opłaca koszty takich akcji. To dość powszechna praktyka w świecie wywiadów. Jedna z operacji opłacanych z tamtej kasy trwa po dziś dzień. Otwarte pozostaje pytanie, czy gdyby nie wcześniejsza zgoda na przetrzymywanie więźniów w Polsce, Agencja Wywiadu w ogóle miałaby szansę na otrzymanie takiej kwoty od Amerykanów.
Z DALA OD ARABSKIEGO ŚWIATA
O tym, że CIA będzie mogła przetrzymywać więźniów w Kiejkutach, decydowano w 2002 r., kilka miesięcy przed przekazaniem 15 mln dolarów. Dlaczego Amerykanie upatrzyli sobie akurat Polskę jako miejsce, do którego mają trafiać podejrzani o terroryzm? Rozmówca ze służb: – Uzasadniali nam, że chcą podejrzanych odseparować od świata islamskiego. Tak, żeby nie było absolutnie żadnej możliwości dojścia do więźniów, choćby poprzez arabską sprzątaczkę czy inną osobę pracującą w danym ośrodku.
Z naszych informacji wynika, że w 2002 r. do przyjęcia podejrzanych o terroryzm osobiście przekonywał w kilku rozmowach Aleksandra Kwaśniewskiego amerykański prezydent George W. Bush. Były polski prezydent mówi tygodnikowi „Wprost”: – Amerykanie podkreślali, że to ma ogromne znaczenie dla walki z terroryzmem. Uzasadniali, że dzięki temu będą w tej walce skuteczniejsi. Myśmy taką zgodę wyrazili, reszta była w rękach współpracujących wywiadów.
UMOWA BYŁA, ALE USTNA
Z informacji posiadanych przez „Wprost” wynika, że polska strona nalegała, by umowa z Amerykanami była pisemna. Stosowny projekt takiego porozumienia przygotował zastępca szefa wywiadu pułkownik Andrzej Derlatka. W projekcie jest mowa o tym, że osoby przywożone do Polski mają mieć status jeńców wojennych. Projekt tej umowy jest w posiadaniu Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która prowadzi śledztwo w sprawie tajnych więzień CIA. Dlaczego do podpisania umowy w 2002 r. nie doszło? Rozmówca, który ma wiedzę o działaniach polskich służb w tamtym czasie: – Ludzie z CIA używali m.in. argumentów, że na takie porozumienie zgodę musiałby wydać w trybie tajnym amerykański Kongres, a tu liczy się czas. Dlatego nie podpisano papierów.
Informator ze służb: – Ostatecznie umowa z 2002 r. ma charakter ustny. Jest w niej mowa, że zatrzymani mają być potraktowani jak jeńcy wojenni i nie będzie wobec nich stosowana przemoc. Amerykanie zresztą przekonywali, że nie będą nikogo torturować, a w całej akcji chodzi o próbę przewerbowania zatrzymanych na stronę CIA. Za przystosowanie dwóch willi do przetrzymywania więźniów na terenie ośrodka wywiadu w Kiejkutach Amerykanie zapłacili 300 tys. dolarów. Notatka o zawarciu ustnej umowy (a być może też nagranie dokumentujące jej zawarcie) również jest w aktach krakowskiego śledztwa.
KWAŚNIEWSKI: TO AMERYKAŃSKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Spytaliśmy o ten wątek prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. – Z naszych informacji wynika, że umowa z Amerykanami ma charakter ustny. Ma z niej wynikać, że zatrzymani będą traktowani w Kiejkutach z zachowaniem praw przysługujących jeńcom. Takie warunki miała postawić polska strona. Co pan na to? – To prawda, że Amerykanie zgodzili się na wszystkie warunki sformułowane przez polską stronę. Natomiast to Amerykanie mieli pełną kontrolę nad tym, co dzieje się z tymi ludźmi. Ponoszą odpowiedzialność za to, co się tam złego działo. – Pana zapewniano, że nie będzie łamania prawa w Kiejkutach? – Nie sądzę, by Amerykanie jakąkolwiek osobę, również z polskiego wywiadu, informowali, że zamierzają tam prowadzić działania niezgodne z prawem – mówi Aleksander Kwaśniewski.
Spytaliśmy o tę sprawę także Andrzeja Barcikowskiego, który od połowy 2002 r. był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego: – ABW nie zajmowała się tą sprawą, nie była w nią zaangażowana, nie konsultowano się z nami w tej sprawie. Polska znalazła się w swoistej pułapce. Bez Amerykanów niczego się nie wyjaśni, a kulisy współpracy obu służb nigdy nie mogą być ujawnione. Jeśli ktoś tu powinien zachować większą otwartość, to Amerykanie, i przynajmniej oświadczyć, że strona polska nie miała wiedzy o tym, co dzieje się w bazie. To byłoby świadectwo lojalności sojuszniczej.
PRZERWANA OPERACJA
Operacja przewożenia arabskich więźniów do Kiejkut została przerwana we wrześniu 2003 r. Wtedy na lotnisku w Szymanach lądował po raz ostatni boeing, wykorzystywany przez CIA do transportowania więźniów. Dlaczego operacja została przerwana? W rozmowie z „Wprost” Aleksander Kwaśniewski mówi o tym w następujący sposób: – Mieliśmy ograniczony dostęp do informacji, co Amerykanie tam [czyli w Kiejkutach – red.] robią. Generalnie przekazywali informacje, że to jest bardzo wartościowe. Natomiast my nie mieliśmy informacji, jak to się do końca dzieje. I stanowisko polskich służb, rządu i moje było takie, że trzeba tę operację przerwać.
WIERTARKA PRZY GŁOWIE
Co dokładnie działo się za drzwiami dwóch willi w Kiejkutach? Trochę na ten temat wiadomo, choćby z tajnego raportu Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z lutego 2007 r. Raport ten przeciekł do mediów. Dokument ma tę zaletę, że powstał na podstawie rozmów z 14 najważniejszymi jeńcami CIA przebywającymi w więzieniu Guantánamo na Kubie. Jednym z rozmówców ludzi z Czerwonego Krzyża był Abd al-Rahim al-Nasziri. Autor niniejszego tekstu, Michał Majewski, był współautorem artykułu na ten temat, który ukazał się w „Rzeczpospolitej” w październiku 2010 r. Przypomnijmy: Saudyjczyka CIA uważało za mózg ataków na amerykański okręt USS Cole w 2000 r. Był przetrzymywany w Afganistanie i Tajlandii. Podobno współpracował ze śledczymi, jednak CIA uznawała, że coś ukrywa. Dlatego – o czym informowała agencja AP – został przewieziony do Polski, gdzie dalszej obróbce poddał go Albert El Gamil (Egipcjanin z pochodzenia, były tłumacz FBI). Działo się to pod nadzorem innego oficera, Mike’a Sealy’ego (według „Washington Post” zwanego „menedżerem programu”). Albert strzelał do al-Nasziriego z nienabitego pistoletu i przystawiał mu do głowy włączoną wiertarkę. W „trzecim miejscu, w którym był więziony” (czyli właśnie w Polsce) al-Nasziriemu grożono gwałtem. Straszono, że jeśli nie będzie mówił, aresztowani i zgwałceni zostaną jego najbliżsi, mieszkający na Bliskim Wschodzie. CIA oficjalnie (w raporcie z 2004 r.) przyznała, że al-Nasziri podlegał waterboardingowi. Oprócz niego podtapiani byli Chalid Szejk Mohammed i Abu Zubaydah – czyli dwaj kolejni więźniowie podejrzewani o terroryzm, którzy także prawdopodobnie byli przetrzymywani w Starych Kiejkutach.
Podtapianie to dość perfidna technika opisana Czerwonemu Krzyżowi przez samych jeńców. Byli oni przywiązywani do łóżka, wodę lano na szmatę położoną na twarz (Zubaydah zapamiętał, że szmata była czarna, a oficer lał na nią wodę mineralną wprost z butelki). Jeniec miał wrażenie, że się topi, wpadał w panikę. Prawdopodobnie tortury odbywały się pod nadzorem medyków. Chalid Szejk Mohammed mówił, że przed laniem wody zakładano mu na palec jakieś urządzenie. Eksperci przypuszczają, że był to pulsoksymetr, pozwalający określić wysycenie krwi tlenem. Po sesji przytapiania śledczy podnosili łóżko do góry, tak że przesłuchiwany wisiał przez jakiś czas głową w dół. Potem zaczynała się kolejna sesja.
WYWIAD WYDAJE PAPIERY
Polskie śledztwo w sprawie więzień CIA toczy się od wiosny 2008 r. Na początku szło dość niemrawo. Agencja Wywiadu odmawiała prokuratorom wydania dokumentów dotyczących operacji z 2003 r. Prokuratorzy wystąpili więc do pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, by ten doprowadził do przekazania przez agencję dokumentów śledczym. Tak też się stało i pod koniec 2011 r. szef Agencji Wywiadu Maciej Hunia przekazał stosowne papiery prokuratorom. Wtedy śledztwo nabrało rozpędu. Wielu ludzi służb do dziś ma pretensje do szefa wywiadu, że przekazał dokumenty śledczym. Jeden z byłych szefów służb: – Mógł powiedzieć, że miał powódź w archiwum. Mógł powiedzieć, że papiery zostały wybrakowane i już ich nie ma. Mógł znaleźć tysiąc powodów, by uniknąć przekazywania dokumentów na temat tak wrażliwej operacji.
O innym aspekcie sprawy mówi kolejny wysoki rangą oficer wywiadu: – Decyzja Macieja Huni doprowadziła do sytuacji, że dane oficerów biorących udział w tej operacji, wraz z ich adresami, trafiły do prokuratury. Ci podejrzani o terroryzm, których przetrzymywano w Kiejkutach, mają w polskim śledztwie status pokrzywdzonych. Ich pełnomocnicy posiadają dostęp do akt, w tym do tych informacji. Hunia zrozumiał, że sprawa zaczyna być ryzykowna. Poprosił podwładnych, by zwrócili się do prokuratury o anonimizację danych oficerów. Prokuratura jednak odmówiła.
DOSTĘP DO TAJNOŚCI
Czy rzeczywiście pełnomocnicy arabskich pokrzywdzonych mają dostęp do pełnych akt sprawy? Spytaliśmy o to Piotra Kosmatego, rzecznika Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która prowadzi śledztwo. – Owszem, mają dostęp i nie ma z tym najmniejszego problemu. – A do tajnej części akt? – Również. Muszą złożyć wniosek i dostają takie zezwolenia.
Pełnomocnikiem al-Nasziriego jest warszawski mecenas Mikołaj Pietrzak. Zaprzecza on wersji podawanej przez prokuraturę. – Mój wniosek o dostęp do tajnej części akt pozostaje nierozpoznany od dwóch lat. Prokurator pokazał mi dosłownie jeden dokument klauzulowany. Jak pan się domyśla, w aktach tej sprawy jest więcej takich dokumentów. – Czy pan, jako pełnomocnik al- -Nasziriego, ma dostęp do dokumentów przekazanych przez Agencję Wywiadu, w tym do danych oficerów biorących udział w operacji sprzed 11 lat? – Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Wkraczamy w obszar tajemnicy adwokackiej – mówi Mikołaj Pietrzak, pełnomocnik al-Nasziriego. Śledztwo wciąż trwa. Dotychczas prokuratura przedstawiła zarzut jednej osobie, która pełniła wtedy funkcję publiczną. „Gazeta Wyborcza” podała, że chodzi o Zbigniewa Siemiątkowskiego, wówczas szefa wywiadu.
230 TYS. EURO DO WYPŁATY
Niespełna dwa tygodnie temu Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał orzeczenie, że Polska ma zapłacić al-Nasziriemu 100 tys. euro odszkodowania, a Abu Zubaydahowi – 130 tys. euro. Trybunał uznał, że polskie władze są odpowiedzialne za udostępnienie CIA tajnej bazy, w której Amerykanie mieli torturować więźniów. Trybunał zaznaczył jednak, że nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek ze strony polskiej miał szczegółową wiedzę albo był świadkiem tego, co działo się w środku. Sędziowie wytknęli jednocześnie „nieefektywne”, opieszałe śledztwo krakowskiej prokuratury i kolejne odmowy dostarczenia dowodów trybunałowi.
MSZ nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie się odwoływać od tego wyroku. Niespełna 12 lat temu, dokładnie 3 grudnia 2002 r., prezydent George W. Bush w Shreveport w Luizjanie pochwalił się złapaniem al-Nasziriego: „Dowódcy Al-Kaidy w państwach Zatoki”, „mózgu zamachu na USS Cole”. – On jest już wyłączony z gry – powiedział Bush i zebrał brawa. „Dziś, po ośmiu latach, wydaje się, że Bush się mylił. Al-Nasziri wraca do gry. Przynajmniej na polskim rynku” – pisali Michał Majewski i Paweł Reszka jesienią 2010 r. Po kolejnych czterech latach zgarnął w tej grze dotkliwą dla Polski pulę punktów. Liczoną nie tylko w euro.
Tekst pochodzi z 32/2014 nr Tygodnika Wprost.
Najnowszy "Wprost" dostępny jest w formie e-wydania: www.ewydanie.wprost.pl
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay