Beata ma za sobą ponad 50 specjalistycznych szkoleń – między innymi strzeleckie, spadochronowe, linowe, kurs piechoty, walki w mieście, pierwszą pomoc cywilną i medyczną na polu walki. Wie, jak bezpiecznie wyskoczyć z rozpędzonego samochodu, jak się maskować, żeby w lesie stać się niewidoczną. Jak podejść i ostrzelać wroga i jak spuszczając się z dachu po linie, zająć osaczony budynek, a potem wyprzeć oddział wrogich dywersantów. Umie strzelać z różnych rodzajów broni, ale najpewniej „leży” jej w ręku broń krótka typu GLOCK i karabin AK-47, czyli kałasznikow.
30 tysięcy przeszkolonych
Szacuje się, że w Polsce działa blisko 100 organizacji proobronnych, które dotychczas przeszkoliły ok. 30 tys. osób. To w większości cywile, czasem wojskowi rezerwiści. Wiadomo, że od momentu wybuchu konfliktu na Ukrainie do takich organizacji zgłasza się coraz więcej osób. Głównie młodych.
– Tygodniowo przychodzi do nas nawet dziesięć nowych osób. Na szkoleniach frekwencja przekracza dwie setki – tłumaczy Grzegorz Matyasik, prezes zarządu Obrony Narodowej – Ruchu na Rzecz Obrony Terytorialnej. I przyznaje, że główny target to mężczyźni w sile wieku, czyli 25 plus. – Trafiają do nas białe kołnierzyki. Ale nie takie zwykłe kołnierzyki, tylko ci, którym chce się ruszyć zza biurka. Są prawnicy, biznesmeni, marketingowcy. Mają rodziny, dzieci, ale znajdują czas i chęć, aby zaangażować się społecznie. Niektórzy chcą nauczyć się strzelać, inni chcą zdobyć umiejętności wojskowe, aby w razie czego ochronić siebie i najbliższych. Jeszcze inni po prostu szukają przygody, chcą zrobić coś ciekawego dla siebie, chociażby poprawić sprawność fizyczną.
Młodzi w kamaszach
Urszulę Sidoruk, 18-letnią licealistkę, do wstąpienia w szeregi siedleckiego Strzelca skłoniło zamiłowanie do sportu. – W dodatku zawsze chciałam sprostać wymaganiom, które stawia wojsko. Dyscyplina, musztra, posłuszne wykonywanie rozkazów – to mnie kręciło od dawna – opowiada. Dlatego pierwsze szkolenie paramilitarne odbyła już trzy lata temu. – Wsiąkłam – przyznaje. – Nieprawda, że to nie jest miejsce dla kobiet. Właśnie tu możemy udowodnić siłę charakteru. Zyskać pewność siebie, wyleczyć się z kompleksów – tłumaczy.
Piotr Radzikowski, student drugiego roku bezpieczeństwa narodowego na Uniwersytecie Przyrodniczo–Humanistycznym w Siedlcach pięć lat temu, jeszcze w liceum, poszedł na testy kwalifikujące i jako kadet wstąpił w szeregi Strzelca. Sam o sobie mówi, że na punkcie militarnym „ma fisia”. Nawet na co dzień, czyli po cywilu, nosi w plecaku „najpotrzebniejszy sprzęt” – kilka noży, bagnet, światło chemiczne, zapałki, które można zapalić nawet pod wodą, tabletki do uzdatniania wody i specjalistyczne bandaże opatrunkowe sprowadzane z Izraela. W końcu nigdy nie wiadomo, co może się przydać.
Więcej o oddziałach paramilitarnych można przeczytać w najnowszym wydaniu "Wprost", które jest dostępne w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay