To niepokojące, bo trudno wyobrazić sobie działanie rynku bez państwa, jak zauważa Ronald H. Coase, laureat ekonomicznego Nobla z 1991 r. Podobne wnioski można też wyciągnąć z najnowszych analiz innych badaczy – Francisa Fukuyamy czy Darona Acemoglu. Pierwszy – w ostatniej bestsellerowej książce „Historia ładu politycznego” – zauważa, że źródłem prosperity gospodarczej jest oparcie systemów społeczno-gospodarczych na sprawnie działającym państwie prawa, którego funkcjonariusze łatwo mogą być rozliczeni z działań. Z kolei Acemoglu stwierdza – w książce o znamiennym tytule „Dlaczego narody przegrywają” – że kluczowe dla rozwoju są tzw. włączające instytucje, tj. takie, które pozwalają obywatelom na aktywne uczestnictwo w systemie politycznym, ale też takie, które nie krępują ich aktywności gospodarczej. Z kolei w przypadku dominacji instytucji wykluczających demokracja liberalna może łatwo przeobrazić się w demokrację zawłaszczoną przez niskiej jakości elity. Obydwaj wnioski budują na fundamentalnym założeniu, że konkurencja rynkowa możliwa jest tylko wtedy, gdy towarzyszy jej konkurencja na rynku idei i polityki. Co więcej, zauważają, że brak konkurencji w tych obszarach zwykle prowadzi do uwiądu państwa i jego niezdolności do budowania długoterminowej strategii rozwoju.
Czyż to wszystko nie brzmi dla nas niepokojąco znajomo? Polska pogrąża się w dryfie rozwojowym, gdzie nie ma miejsca na długoterminowe planowanie, a jedynie na bezrefleksyjne i reaktywne działanie. Rosnącej atrofii sprzyja też paradoksalnie napływ funduszy z UE. Nie zawsze są wykorzystywane do budowania trwałych podstaw wzrostu, a często służą zasypywaniu strukturalnych problemów. Czy ktoś jest w stanie wskazać, jakie problemy polskiej wsi zostały rozwiązane miliardami złotych trafiającymi na nią rokrocznie w ramach płatności bezpośrednich? Przykładów tej ucieczki od odpowiedzialności jest wiele. Jednym z nich jest sposób oceny programów finansowanych z UE – odpowiadają za nią ci sami urzędnicy, którzy je wdrażają.
Skoro jednak natura nie wybacza, a prawideł rządzących gospodarką nie da się unieważnić, to przychodzą momenty, gdy elita musi podjąć decyzje, ale wtedy zaczyna rządzić przez panikę i przekonuje, że brak zgody na jej propozycje doprowadzi do upadku systemu. Przykład rozprawienia się z OFE jest tu wymowny.
Teoria ekonomii wskazuje nam jednak światełko w tunelu. Wykluczające instytucje nigdy nie są dane raz na zawsze i w końcu napięcie w systemie zaczyna je rozsadzać. Co więcej, skoro mekką ekonomii jest biologia – jak mawiał w XIX w. Alfred Marshall – to gospodarkę trzeba traktować jako organizm. Wtedy nawet mały wyłom w systemie może stać się katalizatorem zmiany. Stąd tak ważne są oddolne inicjatywy obywatelskie. Kto jeszcze kilka lat temu spodziewał się, że polityka rodzinna stanie się tak istotnym przedmiotem debaty, i to głównie dzięki aktywności organizacji pozarządowych, i że uda się wprowadzić kartę dużej rodziny i zniżki podatkowe? Trzeba mieć nadzieję, że część z tych inicjatyw doprowadzi do odzyskania demokracji przez obywateli, a w konsekwencji obniży ryzyko wpadnięcia Polski w tzw. pułapkę średniego dochodu. Optymizmem napawa też fakt, że nie wszystkie instytucje państwa zostały przez elity przejęte i że nadal są takie, które w swoim działaniu kierują się jego dobrem. Zanim powiemy więc: „Gospodarka, głupcze!”, trzeba wcześniej wołać: „Państwo (i jego jakość), głupcze!”.
Felieton ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".
Więcej tekstów w najnowszym wydaniu "Wprost", które będzie dostępne w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.