SLD poza Sejmem? "Ich działania w kampanii ubliżają inteligencji elektoratu"

SLD poza Sejmem? "Ich działania w kampanii ubliżają inteligencji elektoratu"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jerzy Miller, Joanna Senyszyn (fot. DAMIAN BURZYKOWSKI / Newspix.pl ) Źródło: Newspix.pl
- Kłótnie wewnętrzne na lewicy wychodzą jak brudna podszewka spod jeszcze nieznoszonego płaszcza. Za pomocą mediów dowiadujemy się, że jest bardzo dużo personalnych potyczek, animozji, nawet takich troszkę dziecinnych – mówi w rozmowie z "Wprost" doc. dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z  Instytutu Nauk Politycznych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Anna Mokrzanowska, Wprost.pl: Z ostatniego sondażu przeprowadzonego przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że poparcie dla SLD wynosi obecnie 4 proc. Oznacza to, że ta partia nie przekroczyłaby progu wyborczego. Czy istnieje taka możliwość, że po tegorocznych wyborach lewica nie będzie miała swojej reprezentacji w Sejmie?

Doc. dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz:  Możliwość zawsze jest. Nie jestem Pytią delficką, ale przypuszczam, że jednak SLD ostatecznie zbierze w elekcji jesiennej wystarczającą ilość głosów, żeby dostać się do Sejmu. Będzie to jednak najgorszy w historii III RP wynik tej formacji. Dla takiej dużej partii to jednak straszliwa porażka. Jednak sami to sobie prokurują na oczach zdumionych Polaków.

Czy wpływ na spadek poparcia dla SLD może mieć wystawienie w wyborach prezydenckich kandydatury Magdaleny Ogórek?

SLD to duża, właściwie największa na lewicy formacja i tak naprawdę jedyna, która do tej pory jakoś się trzymała i nie była partią rozpadającą się, tak jak ma to miejsce w przypadku Ruchu Palikota. Jeśli taka partia nie potrafi wygenerować ze swoich szeregów kandydata na prezydenta, który miałby stosowną wiedzę i doświadczenie oraz przede wszystkim stosowną powagę, to jest tutaj jakiś problem. Oczywiście wiadomo, że można szukać poza własnymi szeregami, ale wtedy szuka się kogoś z możliwie dobrze ugruntowanym autorytetem społecznym. Stawia się na osobę rozpoznawalną, która raczej doda formacji splendoru i punktów procentowych, niż odejmie. Kandydatka, którą zaproponował Sojusz jest postrzegana jako wypadkowa wewnętrznych starć i sporów w samym SLD, które są już tak silne, ze kompromis mógł być tylko taki byle jaki.

Jakie są największe słabości Magdaleny Ogórek?

Elektorat jest zdumiony, bo kandydatka Ogórek mówi mało, a z tego co mówi to moim zdaniem wynika, że jest liberałką.  Ponadto, ona nie mówi niczego co jest zgodne z ogólną linią lewicy. Nawet nie tylko samego SLD, ale całej lewicy. Należałoby oczekiwać deklaracji w sprawie podwyżek, godziwych warunków pracy, wieku emerytalnego. A pani Ogórek uparła się  i zwraca się właściwie tylko do drobnych przedsiębiorców i do młodzieży, która zresztą jej nie słucha, bo woli słuchać Pawła Kukiza. Czyli kandydatura ta jest niczym nieuzasadniona. Przy całym szacunku dla pani Ogórek, ma ona wiele kwalifikacji do pełnienia różnych stanowisk, w tym prestiżowych, ale akurat nie powinna kandydować na prezydenta kraju.  Moim zdaniem w ogóle na scenę polityczną, do pierwszej linii nie nadaje.

Czy w związku z tym SLD nie może liczyć nawet na poparcie swojego żelaznego elektoratu?

Elektorat SLD, według jakichkolwiek rozkładów statystycznych to elektorat starszy. Były nawet pewne niepokoje, że wręcz bardzo starzejący się. To był ten żelazny elektorat SLD i Leszka Millera jako lidera. Do tych ludzi pani Ogórek się jeszcze nawet nie uśmiechnęła, a mamy końcówkę kampanii. Tak więc mamy elektorat zdumiony. Zdumiony, wystraszony,  i trochę zniesmaczony. Stąd trudno się dziwić że niechętny zarówno do poparcia jak i głosowań.

Jakie inne czynniki mogły mieć wpływ na tak niskie poparcie dla SLD?

Generalnie od dłuższego czasu lewica jest w odwrocie, ale w dużej mierze dlatego, że sama nie może się pozbierać. Kłótnie wewnętrzne na lewicy wychodzą jak brudna podszewka spod jeszcze nieznoszonego płaszcza. Za pomocą mediów dowiadujemy się, że jest bardzo dużo personalnych potyczek, animozji, nawet takich troszkę dziecinnych. Polityk nie powinien kierować się emocjami, jeśli rzeczywiście chce w polityce istnieć. A tutaj takich emocjonalnych sporów jest dużo.

Co w tej sytuacji może zrobić lewica, żeby zdobyć większą przychylność wyborców?

W swoim czasie, gdy Prawo i Sprawiedliwość chciało zwiększyć poparcie, postanowiono się przeszkolić wizerunkowo i marketingowo, żeby mówić ciekawie, rozsądnie i przede wszystkim jednym głosem. I to się udało. Ta pierwsza linia harcowników, która zresztą odeszła od prezesa Kaczyńskiego to są ludzie, którzy w polityce istnieją i podejrzewam istnieć będą. Nawet ci, których chwilo odrzucono tak jak Jacek Kurski, w jakimś stopniu biorą udział w kampanii. Natomiast SLD nie mówi jednym głosem. Politycy złapani przez dziennikarzy albo rzucają jakieś ciekawostki albo co gorsza same frazesy. My wyborcy przecieramy oczy ze zdumienia, bo ja widzę to co widzę, a SLD twierdzi: popieramy kandydatkę, jest świetna, wszystko będzie dobrze. To ubliża inteligencji elektoratu. Elektoratowi jaki by nie był, ubliżać nie wolno, a już na pewno nie w kampanii wyborczej.

Media informowały o planowanych nowych inicjatywach np. Grzegorza Napieralskiego. Jak ocenia Pani ich ewentualne szanse w wyborach?

Politycy przygotowują różne projekty, bo chcą w polityce pozostać, ale przed nami wakacje, a potem zostaje tylko miesiąc do wyborów. W tej chwili nie ma żadnej pewnej formacji, a proszę zwrócić uwagę, że to są wybory parlamentarne. Do kampanii wyborczej potrzebne są pieniądze oraz struktury. Maj za pasem a tu nawet nie słychać, żeby były jakiekolwiek zalążki struktur. Przypomnę, że ordynacja wyborcza mówi, że formacja czy partia muszą przekroczyć 5 proc. próg, aby dostać się do Sejmu. Tutaj nie wystarczy tak jak w elekcji prezydenckie zebrać 100  czy 500 tysięcy podpisów. Ludzie chętnie podpisują, ale to się nie przekłada na poparcie. W tym przypadku nie wystarczy jeden lider, który dostanie głosy. On ma pociągnąć za sobą listę, a lista w tej chwili nieobecna.