Krzysztof Kwiatkowski, "Wprost": Dlaczego w 2015 r. opowiada pan historię Jana Karskiego?
Sławomir Grünberg: Bo to był niezwykły człowiek. Jako 25-letni mężczyzna podjął ogromne ryzyko. Poszukiwany przez Gestapo za ucieczkę z więziennego szpitala w Nowym Sączu miał pojechać do Londynu z zadaniem przekazania informacji o polskim podziemiu. A jednak zdecydował się dwukrotnie wejść do getta warszawskiego, a później – w przebraniu strażnika – do obozu przejściowego w Izbicy Lubelskiej. Chciał zobaczyć Holocaust z bliska i uświadomić Zachodowi, że w Polsce giną setki tysięcy Żydów, a reszta świata milczy.
Coraz częściej wracamy do takich postaci jak Jan Karski, Witold Pilecki czy nawet Ryszard Kukliński. Czym pan to tłumaczy?
Czasem historia musi dojrzeć i potrzeba kilku pokoleń, aby docenić wartość bohaterów. A dzisiaj mamy głód postaci, które mogą stać się wzorcami moralnymi. Zwłaszcza dla młodych ludzi.Oni mają inne problemy: chcą spłacić kredyt i wytrwać w korporacji na śmieciowej umowie.
Właśnie w takich czasach warto przypominać losy Karskiego. Bo one pokazują, że działanie jednego człowieka może mieć znaczenie. Że trzeba próbować zmieniać rzeczywistość. Cieszę się, że film dostał patronat Ministerstwa Edukacji i dotrze do 6 tys. szkół, bo pracując nad nim, myślałem o ludziach, którzy dopiero wchodzą w dorosłość. Zależało mi, aby mówić językiem dzisiejszych licealistów: wykorzystałem kreatywną animację autorstwa Tomka Niedźwiedzia, pojawiają się w nim aluzje do historii Jamesa Bonda.
Nie drażnią pana takie próby popkulturowego przedstawienia bolesnej historii?
W Stanach mówią: "Whatever it takes”. O Janie Karskim można powiedzieć, że był Bondem swoich czasów. On sam w 1945 r. próbował swoją historią zainteresować Hollywood. Ale wtedy już nie było to wygodne politycznie – w Polsce panowała władza sowiecka, a Jan Karski mówił o wspaniałości polskiego podziemia.
"Karski i władcy ludzkości" to również dokument o polityce. Oskarżenie Zachodu, który nie chciał słuchać relacji emisariusza podziemnej Polski.
Oskarżenie Zachodu, Watykanu, wielkich tego świata. Najlepiej w tym wszystkim wypada Polska. Bo to polskie władze na obczyźnie – we Francji, a później w Londynie – najwięcej mówiły o tragedii Żydów. I nikt ich nie słuchał. Karskiego, co prawda w Stanach, słuchano, ale albo mu nie wierzono, albo nie chciano wierzyć.
Cały wywiad ukazał się w jednym z ostatnich numerów tygodnika "Wprost" (17/2015), dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay