Czersk (woj. pomorskie). Komendant straży miejskiej karze mandatem za przekroczenie prędkości właściciela samochodu ciągniętego na lawecie. Tłumaczy – niczym w filmie Stanisława Barei – że przecież kogoś ukarać musiał. Szczecinek (woj. zachodniopomorskie). Krążące w sieci nagranie pokazuje, jak strażnicy miejscy najpierw brutalnie wpychają 20-letniego mężczyznę do auta, a potem bijąc go i psikając gazem w twarz, chcą zmusić do podpisania fałszywych zeznań.
Warszawa. Monitoring rejestruje strażnika, który bez powodu powala na ziemię, a potem poddusza młodą kobietę, która spacerowała z dzieckiem w wózku i labradorem. To jedynie kilka przykładów głośnych spraw z ostatnich miesięcy. Na efekty nie trzeba czekać. Kolejne gminy rezygnują z posiadania własnej straży. Okazało się bowiem, że formacja, która w założeniu miała dbać o bezpieczeństwo i pomagać mieszkańcom w sprawach zbyt błahych dla policji, nie spełnia tych oczekiwań. Wolą więc dofinansować policję lub przedsiębiorstwa komunalne zajmujące się np. monitoringiem lub sprzątaniem ulic.
MASZYNKA DO ZARABIANIA PIENIĘDZY
Postulat likwidacji straży miejskiej – po skandalu z mandatem za lawetę – pomógł wygrać ostatnie wybory na burmistrza Czerska Jolancie Fierek. Gdy objęła urząd, wyborczą obietnicę natychmiast spełniła. – Skrupulatnie przyjrzałam się ustawie o strażach gminnych. Nigdzie nie znalazłam zapisu, że ma to być maszynka do zarabiania pieniędzy. A tym właśnie się stała, zaniedbując swoje pierwotne obowiązki. Nie pilnowała porządku, nie zapewniała bezpieczeństwa – podkreśla. Straży nie uratował nawet dochód z mandatów, który wpływał do gminy – w najlepszych latach było to nawet 1,8 mln zł (przy całkowitym budżecie 70 mln zł), przy czym jej utrzymanie kosztowało 600 tys. zł. W ślady Czerska poszli inni. W marcu identyczną decyzję podjęli radni z Białogardu (woj. zachodniopomorskie). Burmistrz Krzysztof Bagiński podczas swojej pierwszej kadencji próbował uzdrowić jednostkę: dofinansował ją, wzmocnił i zmodernizował. Za namową komendanta kupił kolejny fotoradar. – Dostałem od mieszkańców po głowie, a efektów nie było. Strażnicy snuli się po mieście, podsypiali na służbie, tylko te radary obsługiwali – wylicza porażki. Dlatego teraz zlikwidował straż. Pieniądze, które szły na utrzymanie blisko 20 pracowników (ok. 1 mln zł), wydał na miejski monitoring i dofinansowanie policji.Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.