Społeczeństwa Zachodu się starzeją, ale powieści i filmy adresowane do młodzieży biją kolejne rekordy powodzenia. Siedem tomów serii o Harrym Potterze sprzedało się łącznie w 450 mln egzemplarzy, czyli, statystycznie rzecz ujmując, co 15. mieszkaniec naszej planety posiada któryś z nich w swojej biblioteczce. Trzy dotąd zrealizowane ekranizacje cyklu „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins zarobiły w sumie blisko 2,5 mld dolarów, przy kosztach rzędu 350 mln. Dwudziestoparoletniej Veronice Roth i jej serii powieściowej „Niezgodna” w samych Stanach Zjednoczonych zaufało kilkanaście milionów nabywców. Wydawanie literatury to zasadniczo loteria, ale nawet hazardziści mają swoje wizje gry. Ci, którzy w swoim czasie postawili na powieści dla młodzieży, ograli kasyno. Gigantyczny sukces przygód Harry’ego Pottera był dla wydawców szokujący, głównie z racji powszechnego braku wiary w to, że młodzież w ogóle potrafi czytać.
MŁODZI I STARZY DOROŚLI
Okazuje się, że literatura, jak piwo i młodzieżowa muzyka, też potrafi reagować na masowe trendy. Wydawcy przewidzieli, że pokolenie wychowane na Potterze zostanie w pewnym momencie brutalnie osierocone i zacznie szukać nowych pozycji. Powstała nowa kategoria, nowy typ masowego odbiorcy: człowiek, który już nie jest dzieckiem, ale też nie do końca jest jeszcze dojrzały – fala Young Adult – YA. To był strzał w dziesiątkę. YA obejmuje czytelników mniej więcej od 12. do 19. roku życia, ale badania rynku wykazały, że ponad połowa regularnych nabywców tej literatury to nie żadni „młodzi” dorośli, ale po prostu dorośli. Nostalgiczne sentymenty, chroniczna niedojrzałość czy niechęć, by uczciwie przejrzeć się w lustrze? A może żadna z tych przyczyn? Osobliwością pisarstwa YA jest seryjność – pojedyncze powieści w tej niszy niemal nie występują. To z jednej strony forma przystosowania się do przyzwyczajeń konsumentów seriali telewizyjnych, a także wyrachowana kalkulacja w obliczu potencjalnej ekranizacji, z drugiej zaś spadek po tradycji sag związanej z literaturą SF i fantasy. Fantastyce twórcy tych książek zawdzięczają zresztą znacznie więcej – choćby wyraźną słabość do postapokaliptycznych, dystopijnych scenariuszy. Spośród najlepiej sprzedających się cykli książkowych dla „młodych dorosłych” prym wiodą te osadzone w quasi-totalitarnych scenografiach przyszłości lub rozgrywające się w środowisku dotkniętym jakąś wyniszczającą katastrofą – epidemią, okrutną wojną czy najazdem wrogich kosmitów. Jeden z krytyków zauważył złośliwie, że w literaturze YA kolejne końce świata i hekatomby miliardów istnień służą głównie do tego, by dwoje nastolatków mogło dać sobie wreszcie buzi.SZKOLNY TOTALITARYZM
Patrząc na to nieco bardziej serio, mamy do czynienia z umiejętnym recyklingiem znanych idei. Suzanne Collins wykorzystuje zgrany motyw uciśnionych gladiatorów, dostarczycieli gawiedzi igrzysk w miejsce chleba. Oskarżano ją nawet o bezpośrednie zrzynanie ze Stephena Kinga i jego „Uciekiniera”. U Ricka Yanceya w całkiem niezłej literacko „Piątej fali” mamy, cóż za odkrycie, przybyszy z kosmosu, którzy porywają ludzkie ciała i czynią z nich posłuszne maszyny zagłady. Cykl „Więzień labiryntu” Jamesa Dashnera czerpie z „Władcy much” Williama Goldinga i filmu „Cube”. Podobne analogie dałoby się przypisać w zasadzie każdej z tych bestsellerowej serii. Mało kto tu się sili na oryginalność – wręcz przeciwnie, idzie o zaoferowanie czytelnikowi przyjaznego środowiska funkcjonującego według znajomych zasad. Wszystkie te lokalizatory wstrzykiwane pod skórę, fallicznie smukłe wieżowce, przezroczyste tafle ekranów, z lekka północnokoreańskie uniformy, bezszelestne poduszkowce, wojskowy dryl rodem ze szkoleń komandosów czy laserowe działka nie czynią świata dziwnym, lecz oswojonym. To naturalnie świat amerykańskiej popkultury. To, co wyróżnia literaturę YA, to wiek. Powieści rozgrywają się w scenerii typowej dla dorastającej młodzieży. Młodość gardzi starością, a każda apokalipsa obiecuje, że stary porządek zostanie zburzony. Często pojawia się tu system polityczny stworzony przez okrutnych starców po to tylko, by gnębić, doświadczać i selekcjonować małolatów.
U NAS SEKSA NIET
Fala sukcesów młodzieżowych antyutopii współgra ze światowym kryzysem gospodarczym, który, mówiąc delikatnie, nieco zdemolował młodym ludziom potencjalne kariery. Literatura YA opowiada więc o całkiem realnych lękach: poczuciu odrzucenia, braku perspektyw, wzmożonej, bezlitosnej konkurencji we wspinaczce po drabinie społecznego statusu. Kiedy Katniss Everdeen ubija z łuku jednego z rywali na arenie Głodowych Igrzysk, to tak jakby szlag trafił kolejnego ważniaka, który zamierza nas ubiec w wyścigu po dobrą pracę i jeszcze lepszą pensję.
Te książki są krwawe i okrutne – być może z punktu widzenia ich czytelników takie właśnie jest oblicze świata, w którym żyją. Co ciekawe jednak, praktycznie nie ma w nich seksu. Po seks 13-latek musi sięgnąć do niezgłębionych zasobów internetu, bo tu dostanie ledwie całuski i przytulanki. Pozostaje jeszcze pytanie o to, dlaczego dorośli pasjami kupują i czytają książki o nastoletnich romansach rzuconych na tło cywilizacyjnego kataklizmu. Narzuca się możliwie nieskomplikowane wyjaśnienie: wszystko, co dobre, najlepiej smakuje przy pierwszym poczęstunku. Konsumując te powieści, przeżywa się wciąż od nowa swoje własne inicjacje. W ten sposób da się choć trochę wystrychnąć na dudka upływający czas.
Tekst pochodzi z Tygodnika Wprost (Numer: 16/2015 (1675))
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.