- Tegoroczna kampania była nijaka. Wyborcy mogli odnieść wrażenie, że kandydaci startują do parlamentu, a nie ubiegają się o najwyższy urząd w państwie - powiedziała w rozmowie z Wprost.pl dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z Instytutu Nauk Politycznych UW.
Anna Mokrzanowska, WPROST: Jak Pani ocenia tegoroczną kampanię prezydencką?
Dr Anna Materska-Sosnowska: Tegoroczna kampania była przede wszystkim nudna, słaba i mało ciekawa. W dużym stopniu pokazała natomiast, co się będzie działo przed wyborami parlamentarnymi. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że była to przygrywka do kampanii parlamentarnej.
Czy można wyróżnić jakieś charakterystyczne czynniki, które sprawiły, że kampania ta różniła się od poprzednich?
Pierwszy taki wyróżnik to przede wszystkim brak liderów partyjnych. W wyścigu o fotel prezydencki nie wziął udziału niemal żaden z nich poza m.in. Januszem Palikotem z Twojego Ruchu czy Jackiem Wilkiem z Kongresu Nowej Prawicy. Ta kampania pokazała również, że jest ogromny ruch kandydatów pozasystemowych. Oczywiście tego typu osoby zawsze się pojawiały, jednak nigdy dotąd w żadnych wyborach nie startowało ich aż tak wielu. W moim przekonaniu jeszcze jeden taki szczególny element tej kampanii to fakt, że znakomita jej część była poświęcona promowaniu kandydatów, dbaniu o ich rozpoznawalność, co oczywiście w dużym stopniu wynika z braku obecności partyjnych liderów. Kolejna charakterystyczna rzecz, o której warto wspomnieć, to fakt, iż kandydaci reprezentujący największe partie wydali niewspółmiernie więcej na kampanię niż pozostali i to w proporcji niemal 10 milionów do 1. Tego typu zjawisko pojawiło się jednak już w 2010 roku.
Co według Pani było przełomowym momentem tegorocznej kampanii?
Przełomowym momentem był wzrost notowań dla Pawła Kukiza oraz zdecydowana aktywność tego kandydata. W mojej opinii to nadało dynamikę, podkręciło tempo oraz zadecydowało o takich, a nie innych wynikach sondaży, jakie możemy obecnie obserwować.
Jaki jest największe rozczarowanie? Czego zabrakło?
Największy zarzut dotyczy przede wszystkim tego, że ta kampania była nijaka. Wyborcy mogli odnieść wrażenie, że kandydaci startują do parlamentu, a nie ubiegają się o najwyższy urząd w państwie.
Który z kandydatów odniósł największy sukces, a który poniósł porażkę?
Największy sukces odniósł zdecydowanie Paweł Kukiz. Przy takiej ilości środków i możliwości jakimi dysponuje, wypromowanie siebie i swoich idei na około 10 proc. poparcia (sondaże dają temu kandydatowi od 10 do 15 proc. - przyp. red.) to jest ogromne zwycięstwo. W mojej opinii największa porażka to mocno spowolniona i opóźniona kampania głównego lidera, czyli Bronisława Komorowskiego. Oraz oczywiście cała aktywność Magdaleny Ogórek, ale to jest w ogóle inne liga.
Jaki był wiodący temat tej kampanii?
Kampania pokazała nam, że na polskiej scenie politycznej coraz mocniej rozpychają się ruchy, siły i osoby, które demonstrują zmęczenie układem partyjnym. Ten ruch na pewno będzie się rozwijał i zaznaczy swoją obecność w kolejnych wyborach. Moim zdaniem to jest główne przesłanie tej kampanii. Żaden z kandydatów nie zaprezentował haseł czy pomysłów, które w jakiś szczególny sposób utkwiłyby w pamięci elektoratu.
Czy w Pani opinii jest szansa, że wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze?
Od samego początku kampanii uważałam, że odbędzie się druga tura i nie będzie to dla mnie żadnym zaskoczeniem, jeśli tak się stanie.
Wprost.pl
Dr Anna Materska-Sosnowska: Tegoroczna kampania była przede wszystkim nudna, słaba i mało ciekawa. W dużym stopniu pokazała natomiast, co się będzie działo przed wyborami parlamentarnymi. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że była to przygrywka do kampanii parlamentarnej.
Czy można wyróżnić jakieś charakterystyczne czynniki, które sprawiły, że kampania ta różniła się od poprzednich?
Pierwszy taki wyróżnik to przede wszystkim brak liderów partyjnych. W wyścigu o fotel prezydencki nie wziął udziału niemal żaden z nich poza m.in. Januszem Palikotem z Twojego Ruchu czy Jackiem Wilkiem z Kongresu Nowej Prawicy. Ta kampania pokazała również, że jest ogromny ruch kandydatów pozasystemowych. Oczywiście tego typu osoby zawsze się pojawiały, jednak nigdy dotąd w żadnych wyborach nie startowało ich aż tak wielu. W moim przekonaniu jeszcze jeden taki szczególny element tej kampanii to fakt, że znakomita jej część była poświęcona promowaniu kandydatów, dbaniu o ich rozpoznawalność, co oczywiście w dużym stopniu wynika z braku obecności partyjnych liderów. Kolejna charakterystyczna rzecz, o której warto wspomnieć, to fakt, iż kandydaci reprezentujący największe partie wydali niewspółmiernie więcej na kampanię niż pozostali i to w proporcji niemal 10 milionów do 1. Tego typu zjawisko pojawiło się jednak już w 2010 roku.
Co według Pani było przełomowym momentem tegorocznej kampanii?
Przełomowym momentem był wzrost notowań dla Pawła Kukiza oraz zdecydowana aktywność tego kandydata. W mojej opinii to nadało dynamikę, podkręciło tempo oraz zadecydowało o takich, a nie innych wynikach sondaży, jakie możemy obecnie obserwować.
Jaki jest największe rozczarowanie? Czego zabrakło?
Największy zarzut dotyczy przede wszystkim tego, że ta kampania była nijaka. Wyborcy mogli odnieść wrażenie, że kandydaci startują do parlamentu, a nie ubiegają się o najwyższy urząd w państwie.
Który z kandydatów odniósł największy sukces, a który poniósł porażkę?
Największy sukces odniósł zdecydowanie Paweł Kukiz. Przy takiej ilości środków i możliwości jakimi dysponuje, wypromowanie siebie i swoich idei na około 10 proc. poparcia (sondaże dają temu kandydatowi od 10 do 15 proc. - przyp. red.) to jest ogromne zwycięstwo. W mojej opinii największa porażka to mocno spowolniona i opóźniona kampania głównego lidera, czyli Bronisława Komorowskiego. Oraz oczywiście cała aktywność Magdaleny Ogórek, ale to jest w ogóle inne liga.
Jaki był wiodący temat tej kampanii?
Kampania pokazała nam, że na polskiej scenie politycznej coraz mocniej rozpychają się ruchy, siły i osoby, które demonstrują zmęczenie układem partyjnym. Ten ruch na pewno będzie się rozwijał i zaznaczy swoją obecność w kolejnych wyborach. Moim zdaniem to jest główne przesłanie tej kampanii. Żaden z kandydatów nie zaprezentował haseł czy pomysłów, które w jakiś szczególny sposób utkwiłyby w pamięci elektoratu.
Czy w Pani opinii jest szansa, że wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze?
Od samego początku kampanii uważałam, że odbędzie się druga tura i nie będzie to dla mnie żadnym zaskoczeniem, jeśli tak się stanie.
Wprost.pl