Istota instytucji świadka koronnego sprowadza się do swoistego układu między wymiarem sprawiedliwości a przestępcą. Na jego mocy sprawca nie podlega karze za przestępstwa, w których uczestniczył, w zamian za cenne dla prokuratury zeznania. Wprowadza się w ten sposób pewną fikcję prawną, zgodnie z którą sprawcę traktuje się tak, jakby był tylko świadkiem. Spróbujmy się postawić w roli adwokata diabła i zastanowić się nad tym, czy warto jest łatwo dawać wiarę zeznaniom skruszonych przestępców i świadków koronnych. Przede wszystkim świadek koronny nie jest zwykłym obserwatorem, ale uczestnikiem zdarzeń i ma swój interes w przedstawieniu ich w określonym świetle. Jego los znajduje się w rękach prokuratury i balansuje na granicy życia i śmierci, w związku z czym jest podatny na sugestie przesłuchujących go śledczych w stopniu znacznie większym niż jakikolwiek inny świadek.
W jednej z opisywanych w prasie spraw świadek koronny zaproponował żonom oskarżonych, że odwoła zeznania, jeśli zapłacą mu 100 tys. dolarów. Choć skazano go na siedem lat pozbawienia wolności za oszustwa i utrudnianie śledztwa, to prokuratura nie cofnęła mu statusu świadka koronnego, uznając, że wprawdzie w tym przypadku złamał prawo, ale jego zeznania w innych sprawach były wiarygodne. Inny świadek koronny dostarczał śledczym informacji o poczynaniach swoich szefów, ale w czasie, gdy był objęty programem ochrony, popełnił około stu przestępstw, w tym porwania dla okupu.
Jednocześnie świadek koronny to człowiek zdesperowany, który znalazł się w takiej sytuacji, że gotów jest porzucić wszystko i narazić się na ostracyzm otoczenia. Badania socjologiczne wskazują, że tylko 1 proc. polskich świadków koronnych ma wyższe wykształcenie. Dla porównania – w całej populacji aż 19 proc. Polaków legitymuje się wykształceniem wyższym. Nieporozumieniem jest już samo pojęcie świadka koronnego, które brzmi tak, jakby był to szczególny, uprzywilejowany i nadrzędny rodzaj świadka. Słowo „koronny” oznacza bowiem w języku polskim tyle, co decydujący, najważniejszy. Tymczasem jest to bezmyślna kalka z języka angielskiego, albowiem w Wielkiej Brytanii świadek zeznający na rzecz oskarżenia nazywany jest King’s/Queen’s evidence, czyli świadkiem Jego czy Jej Królewskiej Mości. Nazwa ta wiąże się z faktem, że Wielka Brytania jest monarchią, i nie ma nic wspólnego z przypisywaniem Queen’s evidence koronnego charakteru w toku postępowania. Jest wiele powodów, aby traktować zeznania świadków koronnych z dystansem i ostrożnie weryfikować ich zawartość za pomocą innych środków dowodowych.
Autor: MEC. ROBERT NOGACKI – jeden z najlepszych ekspertów w zakresie bezprawia urzędniczego – ocenia wydarzenia przez pryzmat interesów klientów swojej kancelarii.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.