Mamy nowy rekord. Sejm RP w 16 godzin przeprocesował ustawę o zmianie ustawy o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym. To był projekt rządowy.
Do Sejmu wpłynął 24 czerwca. W ekspresowym tempie przeprowadzono tam dwa czytania, potem szybko do Senatu, który nie zgłosił poprawek, i już 26 czerwca prezydent ustawę podpisał. Tego samego dnia została ogłoszona w Dzienniku Ustaw. Imponujące tempo, a jednocześnie jaskrawy przykład pogwałcenia zasad organizowania procesu legislacyjnego, w którym istotną rolę muszą odgrywać konsultacje publiczne oraz ocena skutków regulacji.
Tylko nieco dłużej, bo dziewięć dni, pracowano w Sejmie nad projektem ustawy o Radzie Dialogu Społecznego i innych instytucjach dialogu społecznego. Ten rządowy projekt powstawał w tajemniczej atmosferze na spotkaniach za zamkniętymi drzwiami pod Łodzią. Uczestniczyli w nich przedstawiciele związków zawodowych i związków pracodawców, ale nie przedstawiciele innych organizacji pozarządowych. Projektowi dotyczącemu społecznego dialogu nie towarzyszył taki dialog.
Być może wcale nie żyjemy w państwie demokratycznym. Świadczyć może o tym PRL, do konstytucji której odwołuje się ustawa Prawo prasowe. Wielokrotnie zwracano uwagę na to, że ten PRL tam wciąż straszy. Kilkakrotnie próbowano go usunąć, ale najwyraźniej zabrakło politycznej woli. A było nawet tak, że w 2012 r. posłowie z PSL zgłosili projekt nowelizacji, którym chcieli m.in. usunąć relikt poprzedniego systemu. Wpłynął do Sejmu 23 maja 2012 r. 12 czerwca 2012 r. projekt skierowano do pierwszego czytania w komisjach, a już po niemal dwóch latach, 12 marca roku 2014, rozpoczęto pierwsze czytanie w sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jak się zakończyło? Projekt miał trafić do podkomisji, pod warunkiem że PSL uzupełni skład komisji o swojego przedstawiciela. Na tym wszelki słuch o projekcie zaginął.
Projekt zakłada też usunięcie z Prawa prasowego rozdziału poświęconego Radzie Prasowej. Wedle obowiązującego dziś prawa przy prezesie Rady Ministrów działa taka rada, która „ma charakter opiniodawczy i wnioskujący w sprawach dotyczących prasy i jej roli w życiu społeczno-politycznym kraju”. To też relikt przeszłości, niemniej ustawa nakłada na premiera obowiązek powoływania członków tej rady na trzyletnią kadencję. Ostatni raz powołano ich w latach 1985-1987. Potem żaden z premierów tzw. wolnej Polski nie powołał członków rady, a więc ewidentnie popełnili delikt konstytucyjny. W demokratycznym państwie prawnym groziłaby premierom za to odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, ale aby członkowie rządu ponosili odpowiedzialność za łamanie prawa, musiałby się wcześniej zmienić ustrój. To trudniejsze niż przeforsowanie możliwości podnoszenia bramek na płatnych autostradach w gorący, wakacyjny czas kampanii wyborczej. ■
Tylko nieco dłużej, bo dziewięć dni, pracowano w Sejmie nad projektem ustawy o Radzie Dialogu Społecznego i innych instytucjach dialogu społecznego. Ten rządowy projekt powstawał w tajemniczej atmosferze na spotkaniach za zamkniętymi drzwiami pod Łodzią. Uczestniczyli w nich przedstawiciele związków zawodowych i związków pracodawców, ale nie przedstawiciele innych organizacji pozarządowych. Projektowi dotyczącemu społecznego dialogu nie towarzyszył taki dialog.
Być może wcale nie żyjemy w państwie demokratycznym. Świadczyć może o tym PRL, do konstytucji której odwołuje się ustawa Prawo prasowe. Wielokrotnie zwracano uwagę na to, że ten PRL tam wciąż straszy. Kilkakrotnie próbowano go usunąć, ale najwyraźniej zabrakło politycznej woli. A było nawet tak, że w 2012 r. posłowie z PSL zgłosili projekt nowelizacji, którym chcieli m.in. usunąć relikt poprzedniego systemu. Wpłynął do Sejmu 23 maja 2012 r. 12 czerwca 2012 r. projekt skierowano do pierwszego czytania w komisjach, a już po niemal dwóch latach, 12 marca roku 2014, rozpoczęto pierwsze czytanie w sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Jak się zakończyło? Projekt miał trafić do podkomisji, pod warunkiem że PSL uzupełni skład komisji o swojego przedstawiciela. Na tym wszelki słuch o projekcie zaginął.
Projekt zakłada też usunięcie z Prawa prasowego rozdziału poświęconego Radzie Prasowej. Wedle obowiązującego dziś prawa przy prezesie Rady Ministrów działa taka rada, która „ma charakter opiniodawczy i wnioskujący w sprawach dotyczących prasy i jej roli w życiu społeczno-politycznym kraju”. To też relikt przeszłości, niemniej ustawa nakłada na premiera obowiązek powoływania członków tej rady na trzyletnią kadencję. Ostatni raz powołano ich w latach 1985-1987. Potem żaden z premierów tzw. wolnej Polski nie powołał członków rady, a więc ewidentnie popełnili delikt konstytucyjny. W demokratycznym państwie prawnym groziłaby premierom za to odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, ale aby członkowie rządu ponosili odpowiedzialność za łamanie prawa, musiałby się wcześniej zmienić ustrój. To trudniejsze niż przeforsowanie możliwości podnoszenia bramek na płatnych autostradach w gorący, wakacyjny czas kampanii wyborczej. ■