Jesienią ubiegłego roku pod zabytkową siedzibą Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH) w Warszawie uważni obserwatorzy mogli dostrzec parkujące szczególnie chronione karetki. Światowe media informowały wtedy o ofiarach wirusa ebola, który znów dziesiątkował mieszkańców zachodniej Afryki. Istniało ryzyko, że wirus zostanie przywleczony do Europy. Trudno się dziwić, że do NIZP-PZH trafiło wtedy kilkanaście wielowarstwowo opakowanych próbek pobranych od pacjentów polskich szpitali, którzy wrócili z Afryki.
Wyjątkowy transport, przewożony przez kierowców w kombinezonach, przenoszono do laboratorium BSL-3, czyli labu 3. klasy bezpieczeństwa, do którego wchodzi się przez kilka śluz w stroju składającym się z kilku warstw fartuchów, gogli, maski i botków. – Samo ubieranie trwało kwadrans – opowiada tygodnikowi „Wprost” Tomasz Wołkowicz, 30-letni bakteriolog z Pracowni Diagnostyki Bakteriologicznej NIZP-PZH, który spędził na badaniu próbek wiele godzin. Czasem musiał siedzieć w pracy do rana, ponieważ w przypadku tak zjadliwego wirusa, jakim jest ebola, WHO zaleca przeprowadzenie drugiego badania, czyli tzw. testu potwierdzenia, co notabene wiąże się z dodatkowymi, niemałymi (do kilkunastu tysięcy złotych za test) kosztami. Wołkowicz doszedł więc do wniosku, że trzeba wymyślić sposób na skrócenie trwania testu potwierdzenia i obniżenie jego kosztu.– W Polsce mamy trudności z pieniędzmi, ze sprzętem i z odczynnikami, dlatego – jeśli chcemy dogonić Zachód – musimy nadrabiać kreatywnością – tłumaczy się Wołkowicz. – Musimy uzyskać to samo, co oni, ale w prostszy i tańszy sposób – dodaje. Wystarczy wspomnieć, że amerykańskie firmy, np. Corgenix Medical Corp z siedzibą w Kolorado, które podobnie jak polski bakteriolog pracowały nad szybszymi testami na ebolę, miały do dyspozycji wielomilionowe budżety. – Nożyczki molekularne, polski test diagnostyczny, były potrzebą chwili – śmieje się Wołkowicz, któremu opracowanie samego pomysłu zajęło kilka godzin przy komputerze (później była jeszcze wielodniowa praca w laboratorium z 10-osobowym zespołem nad optymalizacją czasu, warunków reakcji, ilości enzymów). Efekt? NIZP-PZH może teraz taniej i szybciej niż jakiekolwiek inne laboratorium na świecie potwierdzić wykrycie niebezpiecznego wirusa.
Wołkowicz zaprojektował swój test z użyciem kilku najbardziej dostępnych w laboratoriach na świecie enzymów. Takich, które występują w tzw. formie szybkiej, czyli umożliwiają przeprowadzenie analizy w kilka minut. Dlatego cały proces potwierdzenia wyniku badania udało się skrócić do 45 minut. Dodatkową zaletą testu jest możliwość rozpoznania dwóch najczęściej występujących gatunków wirusa eboli: zairu i sudanu. Pomysł na test jest już objęty ochroną. Wołkowicz, wraz ze swoim zespołem, złożył zgłoszenie patentowe. Tylko na kraj, ponieważ, jak mówi, laboratorium NIZP-PZH jest jedyną w Polsce instytucją, która mogłaby taki patent kupić. Jako jedyna dysponuje bowiem laboratorium 3. klasy bezpieczeństwa, w którym można badać szczególnie niebezpieczne wirusy.
Na patent trzeba będzie poczekać nawet cztery lata, ale to nie przeraża młodego naukowca. – Test jest dla nas inwestycją w przyszłość. To pierwsze zgłoszenie patentowe ma nam otwierać drogę do kolejnych – tłumaczy. – Nie chcemy na nim zarabiać (właścicielem zgłoszenia patentowego jest zresztą NIZP-PZH), ale na kolejnych projektach jak najbardziej. Wołkowicz chce wykorzystać doświadczenia zdobyte przy okazji zgłaszania patentu na test diagnostyczny w następnym projekcie, nad którym pracuje wspólnie z Politechniką Warszawską. – Chodzi o bioelektrosensory służące do szybkiej diagnostyki patogenów – mówi bakteriolog. – W Polsce potrzebujemy innowacyjnych urządzeń, dlatego podobały mi się projekty wyróżnione przez magazyn „MIT Technology Review”, które – choć kosztowne i trudne w opracowaniu – posuwają nas do przodu. Jeśli Wołkowiczowi i jego współpracownikom uda się opracować technologię działania bioelektrosensorów, czeka ich żmudna droga do komercjalizacji projektu. To na ten etap najbardziej narzekają naukowcy. Biznes z ośrodkami badawczymi próbują w Polsce łączyć głównie urzędnicy. Na razie idzie im to dość koślawo.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju od poniedziałku rano.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.