Byli premierzy, eksliderzy partyjni, specjaliści od kampanii wyborczych – takie towarzystwo może się spotkać po jesiennych wyborach w Senacie. To trochę zaskakujące, bo większość partii chciała tę izbę zlikwidować.
Senat nazywany jest izbą refleksji, bo polityczny zegar w tej części gmachu przy ulicy Wiejskiej odmierza czas znacznie wolniej niż w Sejmie. Senatorowie zaczynają obrady zwyczajowo o dwie godziny później niż posłowie, kończą znacznie wcześniej, a gadać mogą do woli. Każdy senator w każdej dyskusji może zabrać głos dwukrotnie i łącznie wypowiadać się przez 15 minut, nikogo nie pytając o pozwolenie. Istna rozpusta w porównaniu do Sejmu, gdzie cały klub dostaje np. dziesięć minut na dyskusję, a o tym, kto się wypowie, decyduje jego szef.
Ta niemal nieskrępowana wolność wypowiedzi nie równoważy jednak tego, że Senat zwykle jest na uboczu wydarzeń politycznych, a najbardziej ekscytującą rzeczą, jaką mogą zrobić zasiadający w nim parlamentarzyści, jest wprowadzenie poprawek do ustawy, które Sejm i tak może odrzucić. Mimo to w tym sezonie Senat jest w modzie. Chrapkę na mandat mają tak interesujące postaci jak Roman Giertych, Waldemar Pawlak czy pisowscy synowie marnotrawni.
Cicha umowa z PO?
Roman Giertych, adwokat zarabiający – jak sam twierdzi – krocie, przekonuje, że przyrzekł sobie kandydować do parlamentu, jeżeli pojawi się zagrożenie przejęcia władzy przez PiS. Jego była partia Liga Polskich Rodzin nie odgrywa dziś żadnej roli, a Giertych jako polityczny singiel może startować wyłącznie do Senatu, bo walka o Sejm to gra drużynowa. Mecenas władzy – jak ochrzciły go media – zdaje sobie co prawda sprawę z tego, że senator niezależny i niezawodowy, a Giertych nie zamierza porzucać kancelarii, nie zburzy spokoju lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. Wybrał sobie jednak już nawet okręg, w którym powalczy o mandat, obejmujący Otwock, Piaseczno, Grodzisk, Pruszków. I podobno zamówił badania w IBRiS, z których wynika, że ma dwukrotną przewagę nad potencjalnym kandydatem PiS i ruchu Pawła Kukiza. – Badanie bez nazwisk? – dziwi się dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od systemów wyborczych. – Szkoda pieniędzy. Ale w ciemno mogę powiedzieć, że jeżeli Giertych nie dogada się w sprawie cichego poparcia z Platformą Obywatelską, to ma niewielkie szanse na sukces.
Akurat w tym okręgu senatorem jest Łukasz Abgarowicz z PO, który twierdzi, że o cichym porozumieniu Giertycha z Platformą w ogóle nie może być mowy. – Nasi wyborcy by go nie poparli – mówi „Wprost” Abgarowicz. Sam, jak twierdzi, nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie walczył o mandat senatora, posła, czy może w ogóle porzuci politykę. – Zawsze przed kolejnymi wyborami mam takie dylematy – mówi Abgarowicz. – Czasy idą ciekawe, co przemawia za pozostaniem w polityce. A jeżeli zdecyduję się kandydować do Senatu, to Roman Giertych z całą pewnością nie odbierze mi głosów.
Straceńcza misja
Waldemar Pawlak zrobił ogromną przykrość wielu działaczom PSL, gdy zapowiedział, że wystartuje do Senatu i to niekoniecznie w barwach Stronnictwa. – Ludzie naprawdę poczuli się urażeni – mówi jeden z polityków PSL. I tej urazy wcale nie złagodziło to, że Pawlak tłumaczy, iż nadszedł czas, by ustąpić miejsca młodym. W Stronnictwie nie kupiono tego wyjaśnienia. Co więcej, niektórzy uważają, że Pawlak działa na szkodę partii, bo jego nazwisko przyniosło Stronnictwu w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2011 r. 25 tys. głosów (co prawda był wówczas liderem PSL, wicepremierem i ministrem gospodarki). Teraz ciężko będzie uzupełnić ten ubytek.
Ta niemal nieskrępowana wolność wypowiedzi nie równoważy jednak tego, że Senat zwykle jest na uboczu wydarzeń politycznych, a najbardziej ekscytującą rzeczą, jaką mogą zrobić zasiadający w nim parlamentarzyści, jest wprowadzenie poprawek do ustawy, które Sejm i tak może odrzucić. Mimo to w tym sezonie Senat jest w modzie. Chrapkę na mandat mają tak interesujące postaci jak Roman Giertych, Waldemar Pawlak czy pisowscy synowie marnotrawni.
Cicha umowa z PO?
Roman Giertych, adwokat zarabiający – jak sam twierdzi – krocie, przekonuje, że przyrzekł sobie kandydować do parlamentu, jeżeli pojawi się zagrożenie przejęcia władzy przez PiS. Jego była partia Liga Polskich Rodzin nie odgrywa dziś żadnej roli, a Giertych jako polityczny singiel może startować wyłącznie do Senatu, bo walka o Sejm to gra drużynowa. Mecenas władzy – jak ochrzciły go media – zdaje sobie co prawda sprawę z tego, że senator niezależny i niezawodowy, a Giertych nie zamierza porzucać kancelarii, nie zburzy spokoju lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. Wybrał sobie jednak już nawet okręg, w którym powalczy o mandat, obejmujący Otwock, Piaseczno, Grodzisk, Pruszków. I podobno zamówił badania w IBRiS, z których wynika, że ma dwukrotną przewagę nad potencjalnym kandydatem PiS i ruchu Pawła Kukiza. – Badanie bez nazwisk? – dziwi się dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od systemów wyborczych. – Szkoda pieniędzy. Ale w ciemno mogę powiedzieć, że jeżeli Giertych nie dogada się w sprawie cichego poparcia z Platformą Obywatelską, to ma niewielkie szanse na sukces.
Akurat w tym okręgu senatorem jest Łukasz Abgarowicz z PO, który twierdzi, że o cichym porozumieniu Giertycha z Platformą w ogóle nie może być mowy. – Nasi wyborcy by go nie poparli – mówi „Wprost” Abgarowicz. Sam, jak twierdzi, nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie walczył o mandat senatora, posła, czy może w ogóle porzuci politykę. – Zawsze przed kolejnymi wyborami mam takie dylematy – mówi Abgarowicz. – Czasy idą ciekawe, co przemawia za pozostaniem w polityce. A jeżeli zdecyduję się kandydować do Senatu, to Roman Giertych z całą pewnością nie odbierze mi głosów.
Straceńcza misja
Waldemar Pawlak zrobił ogromną przykrość wielu działaczom PSL, gdy zapowiedział, że wystartuje do Senatu i to niekoniecznie w barwach Stronnictwa. – Ludzie naprawdę poczuli się urażeni – mówi jeden z polityków PSL. I tej urazy wcale nie złagodziło to, że Pawlak tłumaczy, iż nadszedł czas, by ustąpić miejsca młodym. W Stronnictwie nie kupiono tego wyjaśnienia. Co więcej, niektórzy uważają, że Pawlak działa na szkodę partii, bo jego nazwisko przyniosło Stronnictwu w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2011 r. 25 tys. głosów (co prawda był wówczas liderem PSL, wicepremierem i ministrem gospodarki). Teraz ciężko będzie uzupełnić ten ubytek.