Wyścigi konne - nowa moda wśród Polaków

Wyścigi konne - nowa moda wśród Polaków

Dodano:   /  Zmieniono: 
wyscigi konne fot. eyetronic/fotolia.pl 
Trwa sezon wyścigów konnych. Już wiadomo, że będzie udany – tory przyciągają więcej osób niż piłkarskie mecze. Bywanie na wyścigach to nowa moda wśród Polaków. A przy okazji elegancki hazard.
Kapelusz z rondem, szykowna sukienka w grochy. Do tego czerwona szminka i białe, długie rękawiczki. Arletę Borzym, 29-letnią mieszkankę Wrocławia, w tłumie widzów na wrocławskich wyścigach konnych widać od razu. Bo choć kapelusze i stroje jak z lat 30. to na Partynicach norma, kobieta wygląda naprawdę zjawiskowo. Tym bardziej że towarzyszy jej dwójka równie stylowo ubranych dzieci – córka ma na głowie fikuśny fascynator, syn – kaszkiet w kratę. – Na ulicy w kapeluszach wyglądalibyśmy śmiesznie, ale tu są one wręcz pożądane – twierdzi Borzym. Nie daje się jednak na razie namówić na rozmowę o wyścigowej modzie, bo właśnie zaczyna się gonitwa. Postawiła 50 zł na Negro Czaczę, pięcioletnią klacz pełnej krwi angielskiej. Śledzi ją w skupieniu przez lornetkę. Niestety, na mecie kara klacz jest dopiero trzecia. Borzym nic nie wygrała, ale zapewnia, że nie o pieniądze tu chodzi. – Nie ma nic piękniejszego niż widok pędzących koni – mówi. – W wyścigach zakochałam się w zeszłym roku. Na torze znalazłam się przypadkiem i od razu zachwyciła mnie ta elegancka atmosfera, kunsztowne stroje, no i piękne zwierzęta – wspomina. Deklaruje, że w tym sezonie nie opuści ani jednej niedzieli. Już zamówiła u projektanta kolejny, wyjątkowo fantazyjny kapelusz. Ma nadzieję, że wygra we wrześniu konkurs na najpiękniejsze nakrycie głowy w czasie derby w Warszawie. Bo – co tu kryć – na obstawione konie nie zawsze może liczyć.

Takich jak ona, świeżo upieczonych miłośników wyścigów konnych, jest w Polsce coraz więcej. – Wzmożone zainteresowanie tym sportem widać gołym okiem – mówi Piotr Pękala, specjalista do spraw wyścigów konnych Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych Partynice. Rzeczywiście, trybuny są pełne, głównie ludzi koło trzydziestki, często rodziców z małymi dziećmi. Część bacznie śledzi wyścigi, ale większość piknikuje. Gawędzi, wymieniając fachowe terminy, lub stoi w kolejce do foodtracków, czyli samochodów, z których sprzedaje się jedzenie.

Pękala wierzy, że po wielu chudych latach wreszcie nastały te tłuste. Jego zdaniem to głównie zasługa rosnącego poziomu samych wyścigów. – Do niedawna na Partynicach można było oglądać tylko konie półkrwi, araby i kłusaki, czyli konie ciągnące dwukołowe wózki. Od trzech lat biegają u nas folbluty, inaczej angliki, czyli konie pełnej krwi angielskiej. To otworzyło nam okno na świat – chwali się. Czy to rzeczywiście rosnący poziom koni i dżokejów, czy jednak snobizm w połączeniu z hazardem? Mniejsza z tym, najważniejsze są liczby. Osiem tysięcy – tyle osób obejrzało pierwsze gonitwy w tym sezonie na Torze Wyścigów Konnych Służewiec w Warszawie (jeszcze do niedawna trzy, cztery tysiące kibiców było świetnym wynikiem). Jeszcze lepiej było w ostatnią niedzielę we Wrocławiu. Wtedy na tamtejszych Partynicach padł rekord – 10 tys. widzów. To więcej niż widownia na przeciętnym meczu piłkarskiej ekstraklasy.

TĘSKNOTA ZA STARĄ WARSZAWĄ

Jarek Pycior od dwóch lat na służewiecki tor w Warszawie przychodzi ze swoją córką. – Lila miała dwa miesiące, gdy pierwszy raz widziała konia na torze. Już wtedy pytałem ją, na którego trzeba stawiać, od urodzenia ma dobrego nosa – śmieje się. On zapalonym kibicem jest od lat. Założył nawet na Facebooku fan page służewieckiego toru. – Początkowo miało być to tylko ułatwienie dla grupki znajomych, tak jak ja entuzjastów wyścigów. Ale szybko dołączyło do nas 40 tys. ludzi, głównie w wieku 25-35 lat. To najlepszy dowód na to, że atmosfera wyścigów nie umarła, ale odrodziła się w sercach młodych.

Oczywiście, podoba mu się ta nowa elegancja, ale jeszcze bardziej fascynują go przebijające tu i ówdzie zapyziałe resztki PRL, a wręcz przedwojennej Warszawy. Choćby widok starszych panów w skórzanych płaszczach, popijających zza pazuchy dla animuszu. – Tu czuć klimat starej Warszawy. Widać ludzkie emocje i słychać ludzkie historie – mówi Pycior. Podobnie widzi to Dominik Śmiałowski, fotograf, który latem otworzy wystawę i wyda album ze zdjęciami „Skrawki”. To fotoreportaż z wyścigów konnych przedstawiający najstarsze pokolenie „koniarzy” toru służewieckiego, czyli starszych panów (zwanych w środowisku „dziadkami”), którzy na koniach grają od kilku dekad. – Wraz z nimi odejdzie część historii. Na szczęście młodzi są chętni, aby kontynuować tradycję – mówi Śmiałowski.

Osobliwy, jak mogłoby się zdawać, trend nie dziwi dr. Konrada Maja, psychologa z SWPS. – Wśród młodych Polaków obserwujemy tęsknotę za przeszłością. Fascynacja absurdalnymi zdarzeniami z epoki PRL już minęła. Teraz pasjonuje to, co przed 1939 r. Do tego okresu chętnie wraca się w sztuce, modzie i obyczajach – opowiada. Modę na wyścigi łączy z widoczną tendencją powrotu do tego co stare – do gier planszowych, zakupów na targu i spędzania czasu na łonie natury, w szerszej, lokalnej społeczności. – Znudziło się nam to, co nowe, cyfrowe, technologiczne. Ludzie zrozumieli, że zamknięcie się w domach przed monitorem komputera nie daje nam szczęścia. Już nie chcemy oglądać koni w telewizji, chociaż przecież mamy wielocalowy telewizor plazmowy, odbiór HD i system kina domowego. Łakniemy kontaktu z ludźmi i z naturą. W końcu podziwiamy to, co żywe – ocenia.

PEGAZ NA RAMIENIU

Łukasz Humppa, 36-latek z branży gastronomicznej, dowód miłości do koni wyścigowych nosi na przedramieniu. To tatuaż z podobizną Seabiscuita, czyli konia, który spełnił amerykański sen. Był spisany na straty, a stał się czempionem, niepokonaną legendą. – Zdarza się, że koń odrywa się od ziemi i frunie. Biegnie z tyłu, a nagle staje się pegazem, wszystkie kopyta odrywa od toru i wyprzedza rywali w wielkim stylu. Ten widok zapiera dech w piersiach – opowiada mężczyzna. On w wyścigach zakochał się pięć lat temu. Od tego czasu w sezonie prawie każdy weekend spędza na Służewcu. Gra taktycznie, czyli śledzi statystyki, zna pochodzenie koni i osiągnięcia dżokejów. Wie, pod jaką wagą biegają najlepiej i na jakim dystansie są niepokonane. Zresztą zimą, kiedy nie ma gonitw, sam opracowuje statystyki, badając i notując pochodzenie koni do trzeciego pokolenia wstecz oraz osiągi przodków i rodzeństwa. Jego żona Urszula z kolei gra sercem. – Podziwiam prezentację koni na padoku i wsłuchuję się, co mi podpowie intuicja.

Najczęściej stawia na konie kare i siwe. Lubi, jak mają białe skarpetki i gwiazdkę na pysku. Jak mówią, w złotych butach jeszcze nie chodzą, czyli fortuny nigdy nie wygrali (najwięcej 800 zł). – To żaden hazard, tylko zabawa. Elegancka zabawa – opowiadają. Oboje wyżej niż chęć wygranej cenią sobie niepowtarzalną atmosferę. Regularnie odwiedzają też tor we Wrocławiu, a latem (bo tylko wtedy są gonitwy) hipodrom w Sopocie. – To nasz azyl i oaza relaksu. Cały dzień na świeżym powietrzu, wokół tylko uśmiechnięci ludzie i piwko pite pod chmurką, w dodatku legalnie, co jest prawdziwą rzadkością w miastach. Małżeństwo od lat raz do roku odwiedza też inne europejskie miasta słynące z prestiżowych wyścigów. Byli na Wielkiej Pardubickiej w Czechach, w Bratysławie i na angielskim torze w Wolverhampton. Marzą, aby rodzime wyścigi w końcu nabrały światowej rangi.

JAK GRAĆ, BY WYGRAĆ

Piotr Pękala z Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych Partynice przyznaje, że Polska wciąż odbiega poziomem zarówno gonitw, jak i infrastruktury od innych europejskich krajów, gdzie wyścigi konne ugruntowały swoją wysoką pozycję. Jednak jest optymistą. Jego zdaniem, inwestując i dokładając starań w podwyższeniu jakości i promocji tej dyscypliny sportu, w najbliższych latach mamy szansę dogonić Europę. Zwłaszcza że przed wojną i w dwudziestoleciu międzywojennym mogliśmy pochwalić się międzynarodowymi osiągnięciami. Wtedy było kilkanaście torów wyścigowych (topowe w Lublinie, Łodzi, Piotrkowie Trybunalskim, Krakowie, Poznaniu). Dziś są tylko trzy. I choć gminy coraz częściej zastanawiają się nad rewitalizacją obiektów, po prostu brakuje na to pieniędzy.

Sylwester Puczen, rzecznik prasowy toru Służewiec, przyznaje, że finanse są niezbędne, aby przywrócić blask warszawskiego toru oraz rozwijać zainteresowanie publiki. I chwali się odrestaurowaną niedawno trybuną na Służewcu. – Teren należy do Skarbu Państwa, a nad całością, w tym nad budynkami, czuwa konserwator zabytków. Ich unikatowa architektura jest nadal perełką na skalę europejską – wyznaje. Ostatnie lata dla Służewca nie były łatwe. Ten najlepszy okres przypadł na lata 70. Później zainteresowanie wyścigami zaczęło maleć, a tym samym Służewiec zaczął podupadać. W 2004 r. jednoosobowa spółka Skarbu Państwa Służewiec Tory Wyścigów Konnych zbankrutowała. Do życia tor wrócił cztery lata później, kiedy Totalizator podpisał umowę wieloletniej dzierżawy terenu i dziś organizuje wyścigi konne na warszawskim torze. Pula nagród przeznaczona dla zwycięzców w sezonie 2015 na torze Służewiec wynosi ponad 8 mln zł. Największa nagroda rozdzielana na pięć pierwszych koni, właścicieli i dżokejów to 218 750 zł za Wielką Warszawską. Natomiast Traf – Zakłady Wzajemne odpowiada za organizację zakładów wzajemnych (ile pieniędzy zostanie obstawionych, tyle będzie we wspólnej puli do wygrania). Najwyższa wygrana wśród graczy w zeszłym roku wyniosła ponad 34 tys. zł (typ zakładu czwórka), a w tym roku za obstawienie zakładu typu kwinta zwycięzca odebrał 31 tys. zł.

„Koniarze” na ogół nie wstydzą się swojej słabości do hazardu. Jarek Pycior podkreśla, że konie to co innego niż karty czy jednoręki bandyta. To elegancki sport. I wcale mu nie żal, że na ogół przegrywa (niewiele, bo zakłady kosztują średnio trzy złote). Przegraną oddaje przecież „na siano”.

JAK OBSTAWIAĆ ZAKŁADY

ZWYCZAJNY (ZWC)

Wystarczy, że trafnie wytypujesz zwycięskiego konia w gonitwie. I już wygrałeś!

PORZĄDEK (PDK)

Typujesz konie, które zajmą pierwsze i drugie miejsce w wyścigu, w dowolnej kolejności.

DWÓJKA (DW), TRÓJKA (TR), CZWÓRKA (CZW)

Obstawiasz konie na kolejne miejsca. Warunek – muszą przybiec w kolejności, którą określiłeś.

TRIPLA (TPL), KWINTA (KWN)

Wybierasz konie, które zajmą pierwsze miejsca w trzech lub pięciu kolejnych gonitwach stanowiących grupę rozrachunkową.


TAK SIĘ MÓWI NA WYŚCIGACH

Biegany koń

Młody wierzchowiec, który już wcześniej startował

Błociarz

Koń najlepiej spisujący się na grząskiej bieżni

Chodzić w złotych butach

Być wygranym na wyścigach

Ciemnienie konia

Przedmiot spekulacji podejrzliwych graczy, czyli praktyka umyślnego ukrywania możliwości konia przez trenera i jeźdźców

Cynk

Wyścigowa informacja

Dać na siano

Przegrać na wyścigach

Dzik, fuks

Słaby koń, który sprawia niespodziankę

Jechał do banku, na klawo

O jeźdźcu, który był pewny wygranej

Już wisi

Gdy ma się pewność, że dany koń wygra

Kentrował wyścig

Wygrywał z łatwością, niezagrożony

Napust

Fałszywa informacja o wysokiej formie jednego z koni

Nuty, świerszczyk

Program wyścigowy

Przyszła cała obora

Jako pierwsze dwa na celowniku zameldowały się konie z tej samej stajni

Słup, bank, stojak, golizna, solówka

Prawie stuprocentowy faworyt

Sztynkier, drewniak

Jeździeckie beztalencie

Wygrywał na orła, o pół pola

Z dużą przewagą

Zbić się przed kasą

Zmienić w ostatniej chwili (samemu lub pod czyimś wpływem) wcześniejsze typy


Wprost Numer19/2015