GUS opublikował najnowsze dane dotyczące bezrobocia w Polsce. W czerwcu wyniosło 10,3 proc., czyli o 0,5 pp. mniej niż w maju. - Te statystyki są nieprawdziwe, a pocieszanie się, przy dwucyfrowym bezrobociu, że zanotowano jakiś spadek, to tylko miara nieudolności i bezradności - ocenił informacje GUS w rozmowie z Wprost Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
Kacper Świsłowski: Politycy, zwłaszcza podczas kampanii wyborczej chwalą się spadającym bezrobociem. Według najnowszych danych GUS, liczba osób bez zatrudnienia sukcesywnie maleje. Ale, czy to nie są iluzoryczne dane?
Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha: Pocieszanie się, przy dwucyfrowym bezrobociu, że mamy jakiś spadek, z podkreśleniem na jakiś, jest tylko miarą własnej nieudolności i bezradności. Politycy wielokrotnie mówili, że są bezradni wobec bezrobocia, bo nie wiedzą co mają z nim zrobić. Ta statystyka jest nieprawdziwa z prostego powodu. Pomija fakt wyjazdu Polaków poza granice naszego kraju.
Sucha statystyka, w której brakuje kryterium uwzględniającego emigrację, albo szarą strefę?
Te statystyki nic naprawdę nie mówią. Można z nich tylko wywnioskować, że politycy mając w swoich raportach rządowych jednoznacznie wskazane źródło bezrobocia w Polsce, ale nic z tym faktem przez prawie dwie dekady nie zrobili. Przecież co któryś bezrobotny otrzymuje zasiłek, czyli pozostali musieliby umrzeć z głodu, bądź opanowali technikę wystawiania się na słońce i dzięki fotosyntezie utrzymywali się przy życiu. Ci ludzie pracują w szarej strefie, tam jest praca, od której rządowi nie płaci się haraczu.
Może więc warto zaimplementować model australijski? Ma on swoje mankamenty, ale w Australii nie ma urzędów pracy, a rząd płaci prywatnym agencjom pracy tylko wtedy , gdy te znajdą zatrudnienie dla obywatela.
Takie rozwiązanie to jest patologia niższej szkodliwości, ale wciąż jest patologią. Od lat pokazujemy, że nie ma czegoś takiego jak klincz podatkowy. My twierdzimy, że praca jest opodatkowana jak wódka. Wódka jest opodatkowana mniej więcej na poziomie 70 procent. W ten sposób rząd twierdzi, że to nas powstrzyma od kupowania wódki i jej spożywania. Tak samo działa to w przypadku rynku pracy – przedsiębiorcy wstrzymują się od legalizacji miejsc pracy. Bo po co mieliby zgłaszać ten fakt w urzędzie pracy, skoro zostaną za to ukarani?
Nawet niewielka zmiana w opodatkowaniu wynagrodzeń rozruszałaby stagnację na rynku pracy?
Był jeden moment w historii Polski kiedy rząd PiS symbolicznie obniżył składkę rentową. Efekt był taki, o czym mało się mówi, że zarówno zalegalizowało się, jak i powstało, łącznie kilkaset tysięcy miejsc pracy. Doszło do tego po jednej takiej małej zmianie.
Z danych GUS wynika, że od maja 2014 do czerwca 2015 liczba zarejestrowanych bezrobotnych spadła o prawie 300 tys. Ilu z nich mogło wyjechać z kraju?
Moim zdaniem wyjechała większość z tych 300 tysięcy. Trzeba byłoby spojrzeć na jeszcze jedną statystykę, mianowicie, ile w tym gronie było osób młodych i ludzi z wykształceniem. Osoby młode nie mogą pozwolić sobie na czekanie na wejście w życie, rodzina kupuje im bilet i szukają pracy poza krajem.
Przecież już kilkakrotnie politycy mówili, że emigracja to szansa, zapominając o destrukcyjnej części tego zjawiska.
To tak jakby amerykański prezydent, lub jego żona, powiedzieli: To świetnie, Amerykanie wyjeżdżajcie za granicę, to dla was szansa. To absurd. Ludzie powinni pracować i rozwijać się we własnej ojczyźnie. To co dzieje się teraz, to jest szukanie dla siebie nowej przyjaznej ojczyzny, bo Polacy chcą być traktowani jak ludzie, a nie jak chłopi pańszczyźniani.
Wracając do tematu bezrobocia, co jest jego główną przyczyną?
W raportach rządowych bardzo często pojawia się definicja, czy próba diagnozowania takiego stanu rzeczy i sprowadza się do jednego sformułowania: Głównym źródłem bezrobocia w Polsce jest wysokie opodatkowanie pracy, ZUS-em, składkami i podatkami. Bo dopiero uwzględniając te wszystkie obciążenia, możemy mówić o uczciwej metodologii. W tej chwili, przykładowo, zarabiając 1000 złotych na umowie o pracę, pracodawca musi dopłacić około 700 złotych rządowi w takiej czy innej formie.
Pojawia się taka narracja, według której to źli przedsiębiorcy nie chcą się rozwijać i dzielić zyskami z pracownikami.
Rząd pobiera haracz za sam fakt legalnego zatrudnienia, bo nic więcej w zamian nie zapewnia. Dlatego jest nieuczciwe mówić o tym, że to przedsiębiorca nie chce się podzielić. Niech rząd się podzieli tym co zabiera w formie tych podatków.
Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha: Pocieszanie się, przy dwucyfrowym bezrobociu, że mamy jakiś spadek, z podkreśleniem na jakiś, jest tylko miarą własnej nieudolności i bezradności. Politycy wielokrotnie mówili, że są bezradni wobec bezrobocia, bo nie wiedzą co mają z nim zrobić. Ta statystyka jest nieprawdziwa z prostego powodu. Pomija fakt wyjazdu Polaków poza granice naszego kraju.
Sucha statystyka, w której brakuje kryterium uwzględniającego emigrację, albo szarą strefę?
Te statystyki nic naprawdę nie mówią. Można z nich tylko wywnioskować, że politycy mając w swoich raportach rządowych jednoznacznie wskazane źródło bezrobocia w Polsce, ale nic z tym faktem przez prawie dwie dekady nie zrobili. Przecież co któryś bezrobotny otrzymuje zasiłek, czyli pozostali musieliby umrzeć z głodu, bądź opanowali technikę wystawiania się na słońce i dzięki fotosyntezie utrzymywali się przy życiu. Ci ludzie pracują w szarej strefie, tam jest praca, od której rządowi nie płaci się haraczu.
Może więc warto zaimplementować model australijski? Ma on swoje mankamenty, ale w Australii nie ma urzędów pracy, a rząd płaci prywatnym agencjom pracy tylko wtedy , gdy te znajdą zatrudnienie dla obywatela.
Takie rozwiązanie to jest patologia niższej szkodliwości, ale wciąż jest patologią. Od lat pokazujemy, że nie ma czegoś takiego jak klincz podatkowy. My twierdzimy, że praca jest opodatkowana jak wódka. Wódka jest opodatkowana mniej więcej na poziomie 70 procent. W ten sposób rząd twierdzi, że to nas powstrzyma od kupowania wódki i jej spożywania. Tak samo działa to w przypadku rynku pracy – przedsiębiorcy wstrzymują się od legalizacji miejsc pracy. Bo po co mieliby zgłaszać ten fakt w urzędzie pracy, skoro zostaną za to ukarani?
Nawet niewielka zmiana w opodatkowaniu wynagrodzeń rozruszałaby stagnację na rynku pracy?
Był jeden moment w historii Polski kiedy rząd PiS symbolicznie obniżył składkę rentową. Efekt był taki, o czym mało się mówi, że zarówno zalegalizowało się, jak i powstało, łącznie kilkaset tysięcy miejsc pracy. Doszło do tego po jednej takiej małej zmianie.
Z danych GUS wynika, że od maja 2014 do czerwca 2015 liczba zarejestrowanych bezrobotnych spadła o prawie 300 tys. Ilu z nich mogło wyjechać z kraju?
Moim zdaniem wyjechała większość z tych 300 tysięcy. Trzeba byłoby spojrzeć na jeszcze jedną statystykę, mianowicie, ile w tym gronie było osób młodych i ludzi z wykształceniem. Osoby młode nie mogą pozwolić sobie na czekanie na wejście w życie, rodzina kupuje im bilet i szukają pracy poza krajem.
Przecież już kilkakrotnie politycy mówili, że emigracja to szansa, zapominając o destrukcyjnej części tego zjawiska.
To tak jakby amerykański prezydent, lub jego żona, powiedzieli: To świetnie, Amerykanie wyjeżdżajcie za granicę, to dla was szansa. To absurd. Ludzie powinni pracować i rozwijać się we własnej ojczyźnie. To co dzieje się teraz, to jest szukanie dla siebie nowej przyjaznej ojczyzny, bo Polacy chcą być traktowani jak ludzie, a nie jak chłopi pańszczyźniani.
Wracając do tematu bezrobocia, co jest jego główną przyczyną?
W raportach rządowych bardzo często pojawia się definicja, czy próba diagnozowania takiego stanu rzeczy i sprowadza się do jednego sformułowania: Głównym źródłem bezrobocia w Polsce jest wysokie opodatkowanie pracy, ZUS-em, składkami i podatkami. Bo dopiero uwzględniając te wszystkie obciążenia, możemy mówić o uczciwej metodologii. W tej chwili, przykładowo, zarabiając 1000 złotych na umowie o pracę, pracodawca musi dopłacić około 700 złotych rządowi w takiej czy innej formie.
Pojawia się taka narracja, według której to źli przedsiębiorcy nie chcą się rozwijać i dzielić zyskami z pracownikami.
Rząd pobiera haracz za sam fakt legalnego zatrudnienia, bo nic więcej w zamian nie zapewnia. Dlatego jest nieuczciwe mówić o tym, że to przedsiębiorca nie chce się podzielić. Niech rząd się podzieli tym co zabiera w formie tych podatków.