Koniec lipca 2015 r. Narew. Janusz Rusaczyk spotyka na drodze sąsiada – lokalnego biznesmena. – Zatrzymał się i zaczął wykrzykiwać pod moim adresem, że Łuczak nas tu wszystkich porozstawia po kątach – opowiada Rusaczyk. – Mówił o tym Łuczaku? – pytamy. Rusaczyk: – Tak, chodziło mu o Dariusza Łuczaka, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wcześniej sąsiad też mu groził. Też powoływał się na znajomość z Łuczakiem. – Mówił do mnie: „I tak zrobię, co będę chciał, a Łuczak was załatwi” – wspomina Rusaczyk. Na te groźby nie reagował. Ale na tę z lipca już tak. Zadzwonił do komendy powiatowej w Hajnówce. – Zapytałem, czy rozmowa jest nagrywana. Gdy usłyszałem, że tak, powtórzyłem słowa sąsiada – mówi.
Policja jednak nie zareagowała. – Stwierdzili, że mówić sobie można, co się chce. A oni wpływu na to, kto na kogo się powołuje, nie mają – opowiada. Faktycznie. Jak sprawdziliśmy, komenda powiatowa w Hajnówce uznała, że nie było podstaw do wszczęcia śledztwa. Rusaczyk: – Mamy tutaj lokalny układ, biznes, polityka i służby. Może gdy to nagłośnicie, to ktoś się tym zainteresuje. Oficer ABW z Białegostoku: – Bzdury na kiju. Ludzie powołują się na generała, bo on ma tam rodzinę, tam bywa, i przypisują sobie znajomości, by się dowartościować. Problemy Rusaczyka zaczęły się kilka lat temu, gdy jego sąsiad biznesmen, zaczął budować pawilon. – Nie przeszkadzała mi inwestycja, ale to, co się działo przy jej budowie. Właściciel sąsiedniej działki zaczął wchodzić na mój teren. Podkopał moje budynki, które o mało się nie zawaliły – opowiada Rusaczyk. – Poszedłem do urzędu gminy, by wyjaśnić sprawę. Ale wójt powiedział do mnie „won”.Było lato 2010 r. Narwią rządził wtedy Jakub Sadowski, były oficer Urzędu Ochrony Państwa. Rusaczyk napisał na wójta skargę do wojewody podlaskiego. Sadowski to znajomy gen. Łuczaka, jeszcze z czasów służby w UOP. W Narwi mieszkają też rodzice generała – prywatnie znajomi inwestora, który wybudował pawilon na działce obok posesji Rusaczyka. Córka Łuczaka buduje w Narwi dom – pieniądze dostaje w formie darowizny od szefa ABW. Działkę przekazali jej dziadkowie. Generał często odwiedza Narew. Widywany jest u lokalnego proboszcza ks. Zbigniewa Niemyjskiego – kapelana policji i prokuratury. Znajomym generała jest też obecny wójt Narwi Andrzej Pleskowicz. W 2014 r. w wyborach samorządowych o mandat radnego gminy z komitetu Pleskowicza starał się rodzony brat szefa ABW – Krzysztof.
Skarga, sąd i pobicie
Gdy Rusaczyk napisał skargę na wójta Sadowskiego, ten w odwecie podał go do sądu, twierdząc, że został pomówiony. Ale samorządowiec sprawę przegrał. Na tym jednak spór między Rusaczykiem, wójtem a biznesmenem się nie skończył. – 16 sierpnia 2010 r. stałem na przystanku. Podjechał do mnie Andrzej Pleskowicz, urzędnik gminy odpowiedzialny wówczas za sprawy budowlane. Zaczął mnie wyzywać, a później bić – wspomina Rusaczyk. Mężczyzna trafił do szpitala. Miał operację pod narkozą. Lekarze stwierdzili u niego 5-proc. uszczerbek na zdrowiu. Pleskowiczem zajęła się prokuratura. Mimo to wystartował w wyborach na wójta gminy Narew i wygrał.
Kilka dni po zaprzysiężeniu śledczy oskarżyli go o pobicie Rusaczyka. W 2011 r. wobec wójta zapadł prawomocny wyrok: pięć miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. – Normalnie rada powinna wygasić mu mandat wójta – mówi Rusaczyk. Ale tego nie zrobiła. Mandat wygasił dopiero wojewoda. Pleskowicz od tej decyzji się odwołał . I tak przez kolejne dwa lata, korzystając z kruczków proceduralnych, utrzymał się na stanowisku. Dopiero w 2013 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku ostatecznie wygasił mandat Pleskowicza. Ale ten wystartował w wyborach w 2014 r. Jak to możliwe? Jego wyrok uległ zatarciu, w świetle prawa był niewinny. Ludzie znów wybrali go na wójta.
Cały tekst przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost". Jest dostępne w kioskach od poniedziałku 24 sierpnia. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.