Exodus imigrantów i uchodźców napływających do Europy wymaga więcej politycznej logiki, a mniej ideologii, zwłaszcza lewicowej. Jak na razie jest dokładnie odwrotnie.
Według danych ONZ ponad połowa imigrantów napływających obecnie do krajów UE pochodzi z Syrii, 14 proc. z Afganistanu, 7 proc. z Erytrei i po około 3 proc. z Iraku, Pakistanu, Nigerii i Somalii. Wśród imigrantów 73 proc. stanowią mężczyźni, reszta to prawie po równo kobiety i dzieci. Zdecydowana większość imigrantów to muzułmanie. Na podstawie danych z krajów zachodniej Europy przyjmuje się, że w ramach łączenia rodzin (prawo UE) każdy dorosły imigrant sprowadza pięciu-dziesięciu członków rodziny, więc z 800 tys. imigrantów, którzy dotarli już do Europy, za kilka lat będzie 4-9 mln. Jeśli się weźmie pod uwagę wysoki wskaźnik dzietności wśród muzułmanów (trojepięcioro dzieci), można się spodziewać, że liczba ta zwiększy się w ciągu jednego pokolenia do 10-30 mln, co stanowi od 2 do 6 proc. obecnej populacji UE. Razem z obecnie mieszkającymi imigrantami przekroczony zostanie poziom 10 proc. europejskiej populacji, który to zwykle wyzwala poważne problemy ekonomiczno-społeczno-polityczne.
Powyższy rachunek nie bierze pod uwagę kolejnych fal exodusu do Europy, które mogą wynieść od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów imigrantów. Zaczynające się dopiero problemy ekonomiczne Afryki i Bliskiego Wschodu wynikają z kilku fundamentalnych przyczyn. Po pierwsze, kilkukrotny przyrost populacji w krajach ubogich skutkujący ponad 50-procentowym odsetkiem młodych osób. Po drugie, spadki cen surowców, w tym energetycznych – jeśli cena ropy naftowej spadnie do około 20 dolarów za baryłkę, to większość eksportujących ją krajów arabskich wpadnie w problemy. Po trzecie, coraz bardziej się pogłębia systemowa luka w rozwoju ekonomicznym Zachodu i całej reszty. Jeszcze 250 lat temu różnica w dochodach wynosiła jak 5:1, gdy obecnie jest to 400:1 i dalej rośnie. Po czwarte, z powyższych powodów narastają napięcia w krajach na obrzeżach Europy. Kwestionują one europejskie wartości, uważając je za konkurencyjne wobec własnych, więc najprostszą metodą jest wypychanie zarówno etnicznych mniejszości, jak i nadwyżki młodych do Europy.
Niektóre kraje UE zaczęły doświadczać takich samych problemów imigracyjnych jak część stanów USA. Różnica między polityką imigracyjną Europy a USA polega m.in. na bezwzględnym egzekwowaniu prawa i ochronie amerykańskich wartości. Wybór legalnego imigranta w USA jest prosty: albo się szybko zintegruje, albo mieszka w getcie pozbawiony przywilejów, zwłaszcza socjalnych. Nielegalni imigranci w USA nie mają żadnych praw. Ameryka jednak nie ustrzegła się ogłupiającej poprawności politycznej i zaraz po II wojnie światowej zaczęła likwidować na uniwersytetach szkoły geografii ekonomicznej i kulturowej, gdyż dowodziły one wyższości zachodniego modelu społeczno-gospodarczego. Europejska lewica poszła jeszcze dalej i de facto akceptuje praktyki mniejszości sprzeczne z wartościami europejskimi, w tym lokalne stosowanie szariatu czy odrzucenie równouprawnienia kobiet. Lewicowy pomysł przymusowych kwot uchodźców rozdzielanych z automatu przez Brukselę oznacza albo ścisłą integrację imigrantów – ergo bankructwo idei multikulti – albo koniec uniwersalności europejskich wartości. Trzeciego wyjścia nie ma.
Powyższy rachunek nie bierze pod uwagę kolejnych fal exodusu do Europy, które mogą wynieść od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów imigrantów. Zaczynające się dopiero problemy ekonomiczne Afryki i Bliskiego Wschodu wynikają z kilku fundamentalnych przyczyn. Po pierwsze, kilkukrotny przyrost populacji w krajach ubogich skutkujący ponad 50-procentowym odsetkiem młodych osób. Po drugie, spadki cen surowców, w tym energetycznych – jeśli cena ropy naftowej spadnie do około 20 dolarów za baryłkę, to większość eksportujących ją krajów arabskich wpadnie w problemy. Po trzecie, coraz bardziej się pogłębia systemowa luka w rozwoju ekonomicznym Zachodu i całej reszty. Jeszcze 250 lat temu różnica w dochodach wynosiła jak 5:1, gdy obecnie jest to 400:1 i dalej rośnie. Po czwarte, z powyższych powodów narastają napięcia w krajach na obrzeżach Europy. Kwestionują one europejskie wartości, uważając je za konkurencyjne wobec własnych, więc najprostszą metodą jest wypychanie zarówno etnicznych mniejszości, jak i nadwyżki młodych do Europy.
Niektóre kraje UE zaczęły doświadczać takich samych problemów imigracyjnych jak część stanów USA. Różnica między polityką imigracyjną Europy a USA polega m.in. na bezwzględnym egzekwowaniu prawa i ochronie amerykańskich wartości. Wybór legalnego imigranta w USA jest prosty: albo się szybko zintegruje, albo mieszka w getcie pozbawiony przywilejów, zwłaszcza socjalnych. Nielegalni imigranci w USA nie mają żadnych praw. Ameryka jednak nie ustrzegła się ogłupiającej poprawności politycznej i zaraz po II wojnie światowej zaczęła likwidować na uniwersytetach szkoły geografii ekonomicznej i kulturowej, gdyż dowodziły one wyższości zachodniego modelu społeczno-gospodarczego. Europejska lewica poszła jeszcze dalej i de facto akceptuje praktyki mniejszości sprzeczne z wartościami europejskimi, w tym lokalne stosowanie szariatu czy odrzucenie równouprawnienia kobiet. Lewicowy pomysł przymusowych kwot uchodźców rozdzielanych z automatu przez Brukselę oznacza albo ścisłą integrację imigrantów – ergo bankructwo idei multikulti – albo koniec uniwersalności europejskich wartości. Trzeciego wyjścia nie ma.