Franciszek wprowadza właśnie największą od 300 lat reformę małżeństw kościelnych. Trwające wiele lat procesy, zwane potocznie „rozwodami kościelnymi”, mają zostać skrócone nawet do 45 dni. Zmiany wchodzą w życie już w grudniu.
Na początku jedno wyjaśnienie: popularne określenie „rozwód kościelny” niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Kościół nie pozwala bowiem na rozwiązanie ważnie zawartego małżeństwa. Kanoniczny proces ma zatem wykazać, że małżeństwa nigdy nie było. Że w momencie wypowiadania przysięgi małżeńskiej istniała jakaś wada, która sprawiła, że ślub tak naprawdę nie został ważnie zawarty. Stąd zamiast o rozwodzie poprawniej jest mówić o stwierdzeniu nieważności. Osoba, wobec której sąd kościelny wyda takie orzeczenie, może ponownie stanąć przed ołtarzem. Zobacz, jak można przeprowadzić tę procedurę.
Dotąd przejście przez taką procedurę było bardzo żmudne. – Z moich obserwacji wynika, że w archidiecezji warszawskiej sprawy trwały średnio półtora roku. Później każda sprawa obowiązkowo była przekazywana do drugiej instancji, co zwykle zabierało kolejny rok. Ale zdarzały się sytuacje, kiedy proces ciągnął się siedem lat, a nawet więcej – opowiada mecenas Marcin Krzemiński, adwokat przy sądach kościelnych afiliowany przy diecezjach warszawskiej, gnieźnieńskiej, sandomierskiej, płockiej i włocławskiej.
W czasie przeciągającego się procesu osoby żyjące w powtórnym związku nie mogły wziąć nowego ślubu kościelnego. Czyli często – w myśl oficjalnej nauki Kościoła – żyły w grzechu cudzołóstwa. Reforma Franciszka ma ułatwić im życie. Nieprzypadkowo wchodzi 8 grudnia, w dniu rozpoczęcia ogłoszonego przez papieża Roku Miłosierdzia. Ma to być czas szczególnej zachęty, by katolicy, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, w pełni do niego wrócili.
Dotąd przejście przez taką procedurę było bardzo żmudne. – Z moich obserwacji wynika, że w archidiecezji warszawskiej sprawy trwały średnio półtora roku. Później każda sprawa obowiązkowo była przekazywana do drugiej instancji, co zwykle zabierało kolejny rok. Ale zdarzały się sytuacje, kiedy proces ciągnął się siedem lat, a nawet więcej – opowiada mecenas Marcin Krzemiński, adwokat przy sądach kościelnych afiliowany przy diecezjach warszawskiej, gnieźnieńskiej, sandomierskiej, płockiej i włocławskiej.
W czasie przeciągającego się procesu osoby żyjące w powtórnym związku nie mogły wziąć nowego ślubu kościelnego. Czyli często – w myśl oficjalnej nauki Kościoła – żyły w grzechu cudzołóstwa. Reforma Franciszka ma ułatwić im życie. Nieprzypadkowo wchodzi 8 grudnia, w dniu rozpoczęcia ogłoszonego przez papieża Roku Miłosierdzia. Ma to być czas szczególnej zachęty, by katolicy, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, w pełni do niego wrócili.
Psychicznie niedojrzali
Dla przeciętnego Kowalskiego najważniejsze jest to, jak będą wyglądały zmiany. – Trzęsienia ziemi nie będzie – zapewnia mec. Marcin Krzemiński. – Podstawy do ubiegania się o orzeczenie nieważności pozostają niezmienione. Istotne zmiany dotyczą tylko procedury: ma być szybciej i prościej – wyjaśnia. Aby uzyskać orzeczenie o nieważności małżeństwa, trzeba przed sądem kościelnym udowodnić, że od samego początku ślub był nieważny. Na jakiej podstawie? Pomińmy przyczyny oczywiste, gdy jeden z małżonków w ogóle nie mógł zawrzeć katolickiego ślubu. Bo na przykład nie miał wymaganego prawem wieku, był wcześniej wyświęcony na księdza albo pozostawał w innym związku małżeńskim. Takie okoliczności są rzadkie. Znacznie częściej nieważność małżeńską orzeka się na podstawie tzw. „wady zgody małżeńskiej”. Przykład? Ktoś zawarł ślub pod przymusem, był przekonany, że żona spodziewa się z nim dziecka (tymczasem okazało się, że to dziecko kogoś innego), jego małżonek ukrył przed nim chorobę psychiczną.Cały tekst przeczytać możesz w najnowszym numerze "Wprost", który dostępny jest w kioskach i salonach prasowych na terenie całej Polski od poniedziałku 12 października. Najnowsze wydania można zakupić również w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay. "Wprost" dostępny jest także w formie e-wydania.