- Premier Kopacz bardzo przywiązała się do opowiadania o sukcesach PO, a to już może trochę irytować – mówi w rozmowie z „Wprost” dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz.
Łukasz Grzegorczyk, „Wprost”: Debata premier Ewy Kopacz i Beaty Szydło wpłynie na wynik wyborów?
Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz: Wydaje mi się, że w sposób zasadniczy nie. Mogą nastąpić drobne zmiany w sondażach, ale nie wpłynie to znacząco na końcówkę kampanii wyborczej.Kto występuje w roli faworyta?
Medialnie pani premier nabrała rutyny, doświadczenia i to ją stawia w lepszej pozycji. Natomiast Beata Szydło niesie coś, co nazwałabym czymś „nowym”. Jest nową twarzą PiS-u i bardzo mocno stawia na politykę socjalną. To Polaków najbardziej interesuje i trudno się dziwić.
Kto ma więcej do stracenia w tej debacie, Ewa Kopacz czy Beata Szydło?
Jeśli chodzi o indywidualny wizerunek, więcej do stracenia ma Ewa Kopacz. Beata Szydło będzie się starała bronić tego, co już udało się osiągnąć jej partii. Może nawet ugra coś więcej. Platforma jest w tej chwili w trudnej sytuacji. Wprawdzie w sondażach zajmuje drugie miejsce, ale różnica jest dwucyfrowa. Z doświadczenia wiemy, że jeśli na kilkanaście dni przed wyborami obserwujemy taką różnicę, ona na ogół się utrzymuje.
Czyli dla PO nie ma już żadnej nadziei?
Strata wynosi już ponad dziesięć punktów procentowych. Ponadto w niektórych sondażach wynik PO wynosił tylko 19 procent. To będzie bardzo trudne do odrobienia. Tak duży spadek oznacza, że wyborcy rzeczywiście są bardzo niezadowoleni z działań partii Ewy Kopacz.
Wracając do debaty. Wniesie ona coś nowego i będziemy świadkami merytorycznej wymiany argumentów?
Wymiany argumentów w ogóle nie widzę w całej kampanii wyborczej. Premier Kopacz bardzo przywiązała się do opowiadania o sukcesach PO, a to już może trochę irytować. Beata Szydło smutnym głosem zawiadamia nas, ile złego dzieje się za sprawą działań obecnego rządu. To także stało się irytujące. Czekam na jakiś nowy ton w tej debacie, ale bez wielkiej nadziei.
Zapowiedziana jest jeszcze debata ośmiu ogólnopolskich komitetów wyborczych. Organizacja oddzielnych debat to dobry pomysł?
Mniejsze partie krzyczą, że jest równouprawnienie i budzi to trochę uśmiechu, ponieważ każdy prowadzi kampanię wyborczą jak chce. Nie istnieją żadne przepisy, które mówiłyby, że każdy z każdym ma obowiązek rozmawiać. Rozdzielenie debat odzwierciedla stan faktyczny. Bój toczy się pomiędzy PO a PiS-em. Mniejsze partie ewentualnie będą odgrywać istotne znaczenie, gdy PiS wygra wybory i zabraknie mu kilkunastu „szabel” do utworzenia rządu większościowego. Wiemy, że prezes Jarosław Kaczyński pragnąłby sprawować władzę samodzielnie, ale mamy co najmniej cztery partie na progu wyborczym. Pytanie, czy rzeczywiście wszyscy powinni debatować z tymi największymi ugrupowaniami? Mam wrażenie, że nie byłaby to merytoryczna rozmowa. Patrząc na dotychczasowe doświadczenia mogę stwierdzić, że w drugiej debacie zbyt wielu konkretów nie usłyszymy.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.