Najważniejsi aktorzy zmagań o nasze głosy jak zwykle zapominają, że to nie konkurs piękności, PR, ale konkurencja na wizje i zaufanie w możliwości ich realizacji. Żyjemy w czasach postpolityki, czasach, w których nie rozmawiamy przy okazji wyborów na tematy ważne, a kampania to bardziej jazgot i rywalizacja na „przekazy dnia” niż dyskusja o przyszłości Polski.
W tej kampanii wyborczej, drugiej już w tym roku, dalej brakuje głośnej dyskusji o najważniejszym wyzwaniu Polski. Jest nim dzietność, zastępowalność pokoleń – polityka prorodzinna sprzężona z polityką emerytalną. Wiele się mówi o tym, że z roku na rok nasze społeczeństwo się starzeje. W programach największe partie zgłaszają postulaty poradzenia sobie z tym problemem i większości komentatorów się wydaje, że to wystarczy. Tak nie jest. Komentatorzy zatrzymują się na prostym wyliczeniu kosztów danej propozycji, bez głębszej analizy systemowej. Problemu niskiej dzietności nie rozwiążemy wyłącznie urlopem macierzyńskim czy zasiłkiem na dziecko. Tak samo problemu wysokości emerytur nie rozwiąże się wyłącznie zmianą wieku emerytalnego.
W Polsce rodzi się za mało dzieci. Mało dzieci to starzejące się społeczeństwo, a to oznacza niższe emerytury. Niezależnie od wirtualnych zapisów w systemie ZUS. Dzisiejsze dzieci i młodzież nie utrzymają za kilkanaście lat emerytów, ponieważ jest ich za mało. By ten problem rozwiązać, należy spojrzeć na niego kompleksowo. Gdzie się dziś odbywa taka dyskusja? W jakim programie publicystycznym liderzy partii politycznych są pytani o to, jak powiązać ulgi w systemie podatkowym, świadczenia socjalne i system ZUS, a więc liczbę posiadanych i wychowanych dzieci uzależnić od wysokości przyszłych emerytur? W jakim programie się dowiemy, jak przekonać młodych Polaków do zakładania rodzin, bo nie jest tajemnicą, że to nie jest problem tylko socjalny, lecz także kulturowy?
Dlaczego wysokość emerytur w obecnej sytuacji nie jest uzależniona od liczby wychowanych dzieci? Przecież w obecnym systemie emerytalnym osoby posiadające dzieci są dyskryminowane przez ZUS. Rodzic wychowujący całe życie kilkoro dzieci, które potem będą płacić ZUS, będzie otrzymywał emeryturę niższą niż robiąca karierę w korporacji bezdzietna kobieta, której emeryturę de facto opłacać będą cudze dzieci?
Najbardziej przewrotne jednak jest to, że to nie politycy odpowiadają za to, iż poważnie na te tematy się nie rozmawia. Przecież piszą programy polityczne, lepsze lub gorsze, a ich autorzy nie goszczą w mediach, by dyskutować o szczegółach. Dziennikarze dziś traktują programy wyborcze jako zbędny dodatek, który nie podgrzewa emocji, nie generuje klików i sensacji. Zatracenie misji przez media nie pozwala nam prawidłowo oceniać polityków i ich pracy. Trochę przewrotne, ale polecam Czytelnikom przejrzenie głównych stron portali, posłuchanie rozmów w głównych programach publicystycznych pod kątem tej tezy i myślę, że wielu z Was się z nią zgodzi.
* Prezes Stowarzyszenia Młodzi dla Polski, prawnik, rocznik 1989
W Polsce rodzi się za mało dzieci. Mało dzieci to starzejące się społeczeństwo, a to oznacza niższe emerytury. Niezależnie od wirtualnych zapisów w systemie ZUS. Dzisiejsze dzieci i młodzież nie utrzymają za kilkanaście lat emerytów, ponieważ jest ich za mało. By ten problem rozwiązać, należy spojrzeć na niego kompleksowo. Gdzie się dziś odbywa taka dyskusja? W jakim programie publicystycznym liderzy partii politycznych są pytani o to, jak powiązać ulgi w systemie podatkowym, świadczenia socjalne i system ZUS, a więc liczbę posiadanych i wychowanych dzieci uzależnić od wysokości przyszłych emerytur? W jakim programie się dowiemy, jak przekonać młodych Polaków do zakładania rodzin, bo nie jest tajemnicą, że to nie jest problem tylko socjalny, lecz także kulturowy?
Dlaczego wysokość emerytur w obecnej sytuacji nie jest uzależniona od liczby wychowanych dzieci? Przecież w obecnym systemie emerytalnym osoby posiadające dzieci są dyskryminowane przez ZUS. Rodzic wychowujący całe życie kilkoro dzieci, które potem będą płacić ZUS, będzie otrzymywał emeryturę niższą niż robiąca karierę w korporacji bezdzietna kobieta, której emeryturę de facto opłacać będą cudze dzieci?
Najbardziej przewrotne jednak jest to, że to nie politycy odpowiadają za to, iż poważnie na te tematy się nie rozmawia. Przecież piszą programy polityczne, lepsze lub gorsze, a ich autorzy nie goszczą w mediach, by dyskutować o szczegółach. Dziennikarze dziś traktują programy wyborcze jako zbędny dodatek, który nie podgrzewa emocji, nie generuje klików i sensacji. Zatracenie misji przez media nie pozwala nam prawidłowo oceniać polityków i ich pracy. Trochę przewrotne, ale polecam Czytelnikom przejrzenie głównych stron portali, posłuchanie rozmów w głównych programach publicystycznych pod kątem tej tezy i myślę, że wielu z Was się z nią zgodzi.
* Prezes Stowarzyszenia Młodzi dla Polski, prawnik, rocznik 1989